Shoah (Holokaust) w oczach Izraelczyków

Źródło: Rzeczpospolita: Dla Izraelczyków Polska jest nie mniej winna niż Niemcy
13.04.2007

Rz: Przeanalizował pan relacje uczniów, którzy odwiedzili Polskę w ramach wycieczek do miejsc Zagłady. Co młodzi Izraelczycy sądzą o Polsce i Polakach?

Moshe Zimmermann: Niestety, ich stosunek do Polski jest skrajnie negatywny. Uważają Polskę za kraj, który jest największym żydowskim cmentarzem na świecie. Z tego powodu jest ona „ziemią nieczystą”. Co gorsza, terytorium, na którym podczas II wojny światowej Niemcy wymordowali kilka milionów Żydów, identyfikują z jego mieszkańcami i znajdującym się tu obecnie państwem. W ten sposób Polska i Polacy wyrastają w ich oczach na winnych tego, co się stało, nie mniej niż Niemcy.

Czy ten proces rozpoczął się po upadku komunizmu, gdy Izraelczycy zaczęli swobodnie podróżować do Polski?

Tendencja jest oczywiście starsza. Ale faktycznie, gdy zaczęły się wizyty – nawiasem mówiąc, nastąpiło to już kilka lat przed upadkiem sowieckiego imperium – zjawisko postrzegania Polaków jako „sprawców” znacznie się nasiliło. To paradoks, ale gdy Polska otworzyła granice przed żydowskimi gośćmi, zaczęli oni dostrzegać w niej wyłącznie miejsca, gdzie wydarzył się Holokaust, oraz skupiają się tylko na jednym aspekcie wspólnej historii – polskiej kolaboracji.

Wycieczki izraelskiej młodzieży od dłuższego czasu wzbudzają w Polsce kontrowersje…

Wiem o tym. Ostatnio polskie władze złożyły w tej sprawie wiele protestów. Spotkało się to z pozytywnym odzewem w Izraelu. Wielu ludzi odpowiedzialnych w naszym kraju za edukację doskonale zdaje sobie sprawę, że efekt tych wycieczek nie jest najlepszy.

Podstawowym problemem jest chyba ich fatalna organizacja?

Tak. Pewien czas temu w instrukcjach dla młodzieży odwiedzającej Polskę można było znaleźć choćby taki passus: „Wszędzie będziemy otoczeni przez Polaków. Będziemy nienawidzić ich z powodu udziału w zbrodniach”. Na szczęście podobne absurdy zostały z nich już usunięte. Ma pan jednak rację, wielu Izraelczyków również bardzo krytycznie zapatruje się na sposób, w jaki organizowane są wycieczki. Podstawowym problemem jest to, że zacierana jest różnica między tym, co podczas II wojny światowej zrobili Żydom Niemcy, a tym, co – inni Europejczycy. Na przykład każdej grupie młodzieży towarzyszy ocalały z Holokaustu, który ma im przekazać żywe świadectwo tego, co się stało. Tak się zaś składa, że ci ludzie są wyjątkowo niechętnie nastawieni do Polski i zrzucają na nią dużą część winy za wymordowanie Żydów. To wywiera wielki wpływ na uczniów, gdyż wszystko, co mówią im ocaleni, uważają za prawdę objawioną.

Skąd się bierze to negatywne nastawienie ocalałych?

Większość z nich wychowała się w Polsce, w atmosferze rosnącego konfliktu polsko-żydowskiego. Ich pamięć jest więc pamięcią nie tylko o Zagładzie, ale również o przedwojennym antysemityzmie niektórych Polaków. Należy jednak podkreślić, że nie wszyscy polscy Żydzi mają o Polsce tak negatywną opinię.

Młodym Izraelczykom przyjeżdżającym do Polski towarzyszą uzbrojeni strażnicy. Zabrania się im wychodzić pojedynczo z hotelu, ostrzega przed rzekomo szalejącymi na ulicach skinheadami. Czy to nie stwarza atmosfery zagrożenia, która przekłada się później na postrzeganie Polaków jako narodu antysemitów?

Gdy młodzież przygotowuje się do tych wycieczek, zagadnienie polskiego antysemityzmu wysuwane jest na pierwszy plan. Po przylocie do Polski oczekujewięc ona, że antysemityzm będzie się objawiał na każdym kroku. A ponieważ tak bardzo go szuka, to go znajduje. Często jednak po prostu źle interpretuje ludzkie zachowania i intencje. Ci młodzi ludzie nie mówią przecież słowa po Polsku. W jaki więc sposób mogą właściwie interpretować to, co Polacy do nich mówią? W jednej z relacji młody Izraelczyk napisał, że sam prowokował antysemickie zachowania. Poczucie siły w grupie, poczucie tego, że są dumnymi Izraelczykami otoczonymi przez wrogów, wywołuje w tych młodych ludziach bojowe nastroje.

A Polacy uważani są przez nich za tchórzy…

Pogląd ten faktycznie znalazł odzwierciedlenie w kilku relacjach. Ale jeżeli w dostarczonych im materiałach nie mawzmianki o powstaniu warszawskim, o wojnie polsko-niemieckiej 1939 roku, o walce Polaków na froncie zachodnim, za to dużo się mówi o kolaboracji i powstaniu w getcie, nie ma się co dziwić, że takie są efekty.

Dotykamy drażliwej sprawy, jaką jest polityka izraelskiego rządu. Niedawno polska ambasada w Tel Awiwie opracowała specjalną broszurę przeznaczoną dla młodych Izraelczyków jadących do Polski. Podkreślono w niej, że polsko-żydowska historia to nie tylko Holokaust, ale również kilkaset lat zgodnego współżycia. Niestety, izraelskie władze nie zgodziły się na jej dystrybucję, gdyż zamiast słowa „naziści” użyto słowa „Niemcy”…

Nie słyszałem o tej sprawie, ale Ministerstwo Edukacji ma rzeczywiście bardzo zdecydowany pogląd na temat tego, co powinno się dziać podczas wycieczek. Dotyczy to na przykład spotkań naszej młodzieży z młodymi Polakami, które nie cieszyły się specjalnym wsparciem naszych władz. To poważny błąd. Udało się co prawda uzyskać zgodę, żeby wycieczkom towarzyszył polski przewodnik. Jest on jednak na ogół marginalizowany przez izraelski personel. To ci ostatni decydują, co robią i czego dowiadują się młodzi ludzie. Jak już powiedziałem, wielu izraelskich nauczycieli sprzeciwia się takiej formie wycieczek. I nawet nie dlatego, że uważają, że nie ma sensu organizować antypolskich podróży do Polski, ale dlatego, że takie podróże nie mają żadnego pozytywnego efektu, jeżeli chodzi o wychowanie czy poszerzenie wiedzy historycznej młodych ludzi.

Dlaczego jednak tak usilnie forsowany jest neutralny narodowościowo termin „naziści”?

To sami Niemcy starają się używać tego słowa. Wskazywać, że to nie oni, ale bliżej nieokreśleni naziści dokonali zbrodni. Niemcy starają się pozbyć poczucia zbiorowej winy. O ile gotowi są ponosić odpowiedzialność za Holokaust, o tyle z udźwignięciem poczucia winy radzą sobie znacznie gorzej.

Ale dlaczego część Żydów wpisuje się w ten niemiecki scenariusz?

Na pewno wpływ na stosunek Żydów do Niemców ma to, że okazali oni skruchę i przeprosili za zbrodnie dokonane podczas II wojny światowej.

O termin „naziści” pytam dlatego, że jakiś czas temu w jednej z amerykańskich szkół średnich zapytano uczniów, kim byli owi „naziści”. Większość z nich bez wahania odpowiedziała, że Polakami.

Nie wierzę, żeby w Izraelu coś takiego było możliwe. Tak źle z nami jeszcze niejest. Problem polega na tym, że młodzi Izraelczycy uważają, że Polacy są w tym samym stopniu odpowiedzialni za Szoah co Niemcy. Nikt przy zdrowych zmysłach nie uważa u nas, że to Polacy byli nazistami. Ale dla wielu ludzi, którzy nie mają większej wiedzy na temat historii Europy Środkowo-Wschodniej, mylące jest już samo to, że podczas II wojny światowej Auschwitz było w granicach Niemiec, a dziś znajduje się w Polsce.

Sam spotkałem się z opiniami, że to Polacy byli głównymi sprawcami…

To margines. Na pewno jednak można powiedzieć, że istnieje taka tendencja, że wszystko zmierza ku temu, żeby ludzie rzeczywiście zaczęli tak myśleć. Widać to na przykładzie stosunku Izraelczyków do dzisiejszej Polski i Niemiec. Podczas ostatnich mistrzostw świata w piłce nożnej znacznie więcej młodych Żydów kibicowało drużynie niemieckiej niż polskiej.

Kilka lat temu w Nowym Jorku byłem na wykładzie Normana Daviesa poświęconym historii Polski. Sporą część słuchaczy stanowili żydowscy studenci. Jedyne pytanie, które padło z tej części sali, dotyczyło masakry w Jedwabnem. Jaki wpływ na problem, o którym mówimy, miała książka Jana Tomasza Grossa „Sąsiedzi”?

Książka wywołała oczywiście szeroki oddźwięk. W dłuższej perspektywie nie sądzę jednak, żeby miała jakiś większy wpływ na świadomość historyczną Izraelczyków. Gdyby zapytał ich pan o Jedwabne, pewnie nie więcej niż 10 proc. wiedziałoby, o czym mowa.

Gdy spieram się z Izraelczykami na temat historii II wojny światowej, hasło „Jedwabne” bardzo często pojawia się jako dowód polskiej masowej kolaboracji z Niemcami.

Bo zapewne rozmawia pan z wykształconymi ludźmi. Oczywiście książkacieszyła się dużą popularnością, ale nie przeceniałbym jej znaczenia. Nie wolno również porównywać Jedwabnego do Auschwitz. O ile pierwsze było pogromem w starym stylu, drugie było masową, fabryczną eksterminacją całego narodu. To nie tylko kwestia różnicy liczb, ale również intencji i metod.

W Polsce wielu ludzi ma poczucie, że postrzeganie nas przez Żydów jako „narodu sprawców” jest po prostu nie fair.

Oczywiście, że jest nie fair. Bo przecież to właśnie Polacy uratowali najwięcej Żydów. Zapewniam, że nie wszyscy w Izraelu o tym zapomnieli. Trudno jednak będzie przełamać to negatywne zjawisko bez podjęcia solidnej pracy edukacyjnej. Polski minister edukacji powinien zawrzeć w tej sprawie jakieś porozumienie ze swoim odpowiednikiem w Izraelu. Wzorem powinny być działania poprzedniego ambasadora Izraela w Polsce Szewacha Weissa, który zrobił wiele, żeby zmienić wizerunek Polaków w oczach Izraelczyków.

Podczas gdy Polacy coraz częściej bywają przedstawiani jako naród sprawców, pewne środowiska starają się zaprezentować Niemców jako naród ofiar. Jak pan to ocenia?

Znam tę sprawę bardzo dobrze. Byłem jednym z ekspertów, którzy doradzali w sprawie budowy Centrum przeciwko Wypędzeniom. Zrezygnowałem, gdy się zorientowałem, jakie są prawdziwe intencje Eriki Steinbach. Mimo to nie uważam, żeby ta kobieta i jej otoczenie byli aż tak groźni. Oni są bardzo głośni, ale nie mają większych szans na uzyskanie decydującego wpływu na niemiecką politykę.

W Polsce istnieje jednak obawa przed zjawiskiem „pisania historii na nowo”.Historii, w której Niemcy i Żydzi będą ofiarami, a Polacy zbrodniarzami.

To przesada. Nie sądzę, że ktokolwiek, kto ma choć kroplę oleju w głowie, mógłby przyjąć taką wersję przeszłości. Zgadzam się natomiast, że występuje taka tendencja i Polska powinna być czujna. Powinniście jasno i otwarcie dawać do zrozumienia, jakie jest wasze stanowisko.

Czy zgadza się pan z opinią, że Polacy i Żydzi konkurują o miano największej ofiary wojny?

To nie jest tylko współzawodnictwo pomiędzy Polakami a Żydami. Dziś każdy stara się być postrzegany jako ofiara. Bo bycie ofiarą łączy się z wieloma przywilejami. Jeżeli chodzi o młodych Izraelczyków, którzy odwiedzają Polskę, mamy do czynienia z pewną demonstracją tego współzawodnictwa. Myślę, że gdybym był Polakiem, widząc te grupy Żydów otoczonych przez uzbrojonych ochroniarzy i wymachujących narodowymi flagami, sam odebrałbym to jako lekką prowokację.

Czyli takie zachowania mogą wywoływać w Polakach niechęć do Żydów?

To bardzo niebezpieczne pytanie. Gdybym odpowiedział „tak”, uznałbym, że antysemityzm jest wywoływany działaniami Żydów, że jest odpowiedzią na ich własne zachowania. Jestem ekspertem od antysemityzmu i wiem, że to nie jest prawda. Odpowiem więc tak: takie prowokacje mogą wywołać u Polaków rezerwę w stosunku do ich żydowskich gości.
rozmawiał Piotr Zychowicz

Prof. Moshe Zimmermann jest znanym izraelskim naukowcem, szefem Instytutu Historii Niemiec na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie

Moskwa ogłasza koniec Przyjaźni

Źródło: Rzeczpospolita: Moskwa ogłasza koniec Przyjaźni
13.04.2007

Rosjanie chcą zamknąć główny rurociąg, którym przesyłają ropę do Europy. W ten sposób uniezależnią się od tranzytu przez Polskę, Białoruś i Ukrainę.

Wyłączenie Przyjaźni będzie możliwe, gdy Rosjanie dobudują drugą nitkę rurociągu, którym dodatkowe ilości surowca trafią z Syberii do portu w Primorsku (miasto w obwodzie kaliningradzkim). Stamtąd statkami ropa popłynie do odbiorców w Europie i USA.

Plan rozbudowy rurociągu przedstawiło wczoraj rządowi Ministerstwo Energetyki. Gabinet ma podjąć decyzję w tej sprawie „przy drzwiach zamkniętych”, ale wydaje się to tylko formalnością. Już dwa miesiące temu prezydent Władimir Putin mówił o potrzebie budowy nowych dróg eksportu ropy i gazu, które uniezależnią Rosję od krajów tranzytowych.

Spór rosyjsko-białoruski o stawki za tranzyt ropy na przełomie roku był tak poważny, że Transnieft, koncern odpowiadający za sieć ropociągów, zakręcił kurek na Przyjaźni, odcinając na kilka dni dostawy także m.in. Polsce. Teraz Rosjanie zamierzają wybudować drugą nitkę do Primorska, czyli połączenie od Unieczy w pobliżu białorusko-rosyjskiej granicy przez Wielkie Łuki.

Prace mogą się zacząć już w tym miesiącu – tak niedawno zapowiadał Semion Wajnsztok, szef koncernu Transnieft. Nowy ropociąg powstanie w ciągu dwóch lat, a jego koszt szacuje się na 2 – 2,5 mld dolarów.

Obecnie rurociągiem do Primorska płynie ponad 70 mln t rosyjskiej ropy, po rozbudowie będzie to nawet 150 mln ton. Zatem wystarczająco dużo, by wyłączyć Przyjaźń. Tą drogą do Polski, Niemiec i na Ukrainę trafia rocznie około 80 mln ton surowca z Rosji.

Jeśli Rosjanie zrealizują swój plan, to osiągną jednocześnie kilka celów. Oprócz zasadniczego, czyli rezygnacji z tranzytu, spowodują, że w polskich i białoruskich rafineriach wzrosną koszty importu ropy. Jej transport statkami jest droższy od rurociągowego. Główne źródło przychodów straci też państwowa spółka PERN Przyjaźń, która eksploatuje polską cześć rurociągu tranzytowego. Na dodatek okaże się, że rozbudowa tego odcinka, jaką wykonała niedawno, była niepotrzebna.

Zmieni się rola Naftoportu w Gdańsku, który do tej pory służy przede wszystkim do wywozu ropy rosyjskiej, transportowanej właśnie Przyjaźnią. Jeśli przez ten terminal do polskich rafinerii będzie trafiać ponad 20 mln ton ropy, to nie będzie go można wykorzystać do tłoczenia innego surowca. A Naftoport miał służyć do transportu ropy kaspijskiej po wybudowaniu ukraińsko-polskiego rurociągu Odessa – Brody – Gdańsk.

Inwestycja ta straci sens, jeśli Rosjanie zrealizują swój plan. Tymczasem to właśnie z Gdańska kaspijska ropa miała płynąć statkami do odbiorców w Europie Zachodniej.
Agnieszka Łakoma