Żródło: Rzeczpospolita
21.01.2006
Nie sposób dojść, do kogo właściwie należy firma RosUkrEnergo, odpowiadająca za dostawy gazu na Ukrainę
Służba Bezpieczeństwa Ukrainy latem 2005 roku podjęła śledztwo w sprawie działalności RosUkrEnergo. Gdy jednak odszedł jej szef Ołeksander Turczynow, zostało ono wstrzymane
Rosyjski Gazprom jest mistrzem w tworzeniu firm, które pozwalają mu skryć się za nowym szyldem i umocnić pozycję na rynku gazowym. Jednocześnie umożliwiają one transfer olbrzymich środków do prywatnych kieszeni osób, które z różnych powodów, także politycznych, powinny się przy koncernie „pożywić”. Jedną z takich firm jest spółka RosUkrEnergo, dzięki której udało się zażegnać ostry kryzys gazowy między Rosją i Ukrainą.
Na początku stycznia uzgodniono, że rosyjski Gazprom będzie sprzedawał gaz ziemny (tak jak sobie tego życzył, przypierając Ukrainę do muru) po 230 dolarów za 1000 m sześc., ale ukraiński Naftohaz zapłaci zań jedynie 95 dolarów. A wszystko, jak podano oficjalnie, dzięki pośrednikowi, zarejestrowanej w Szwajcarii firmie RosUkrEnergo, która – podobno – ma mieszać tani gaz turkmeński z droższym rosyjskim, dzięki czemu wszyscy wyjdą na swoje…
Czy tak będzie, to się jeszcze okaże. Eksperci nie mają jednak wątpliwości: RosUkrEnergo to najsłabsze i najbardziej podejrzane ogniwo w rosyjsko-ukraińskim kontrakcie gazowym. O samej firmie niewiele wiadomo, ale i tego, co już ujawniono, wystarczy, aby uważniej patrzeć na jej poczynania.
Dochodowe przedsięwzięcie
Pierwsze pytanie brzmi: do kogo RosUkrEnergo tak naprawdę należy? Firma powstała w lipcu 2004 r. Została zarejestrowana w szwajcarskim raju podatkowym, w kantonie Zug. Z dokumentów rejestracyjnych wynika, iż jej udziałowcami są (po połowie): rosyjski Gazprombank (za pośrednictwem spółki córki Arosgas Holding AG) oraz austriacka firma Raiffeisen Banking Group. RBG działa za pośrednictwem dwóch spółek, których jest 100-procentowym właścicielem: Raiffeisen Investment AG i Centragas.
Sam Raiffeisen nie ukrywa, że jest tylko firmą zarządzającą udziałami: w rzeczywistości należą one do grupy właścicieli, prawdopodobnie ukraińskich, których nazwisk jak dotąd nie ujawniono. Podobno dlatego, aby w gorącej atmosferze, jaka zapanowała po wybuchu rosyjsko-ukraińskiego konfliktu gazowego, nie stawiać ich w trudnej sytuacji…
Jedno jest pewne: przedsięwzięcie jest bardzo dochodowe. Według informacji byłego szefa Naftohazu, Jurija Bojko, RosUkrEnergo powołano do życia w celu rozbudowy Międzynarodowego Systemu Gazociągów, przez który na Ukrainę dostarczany jest gaz środokowo-azjatycki, głównie turkmeński. Wartość inwestycji oceniono na 3,9 mld dolarów. Zapewnieniem tych środków ma się zająć właśnie RosUkrEnergo.
Ważne jest, że zgodnie z porozumieniem podpisanym przez tę firmę i Naftohaz stała się ona faktycznym monopolistą w dostawie turkmeńskiego gazu na Ukrainę. Za jej usługi Naftohaz zobowiązany jest przekazać operatorowi – czyli właśnie RosUkrEnergo – 37,5 proc. gazu dostarczanego z Turkmenii. Określoną część tego gazu Naftohaz musi potem odkupić, a resztę RosUkrEnergo sprzedaje na rynkach europejskich. Oczywiście, już po innych cenach.
Tym sposobem z 36 mld m sześc. gazu zakupionego w Turkmenii RosUkrEnergo dostał w rozliczeniu 13 mld m sześć. Mógł je odsprzedać dalej – zarabiając na tym w 2005 roku 2,5 mld dolarów.
Jednym z jego zagranicznych odbiorców było w ubiegłym roku PGNiG. Według rosyjskich źródeł polska firma kupiła kilka miliardów metrów sześc. gazu (200 – 250 mln m sześc. miesięcznie), płacąc średnio 85 – 90 dolarów za 1 tys. m sześc.
Ludzie prezydentów – i nie tylko
Kto stoi za RosUkrEnergo? – Według potocznej opinii, ludzie związani zarówno z administracją prezydenta Rosji, jak i Ukrainy. Trudno powiedzieć, jak dalece prawdziwa jest ta opinia, ale – jak twierdził poważny tygodnik kijowski, „Zierkało Tyżnia” (sierpień 2005) – nie jest przypadkiem, że RosUkrEnergo powstało nieomal nazajutrz po spotkaniu prezydentów Władimira Putina i Leonida Kuczmy.
W praktyce firma ta nieomal dokładnie powtarza schemat działania swoich głośnych z różnych skandali poprzedniczek. Z jedną różnicą: dawna Itera – pierwszy z pośredników dopuszczonych do obsługi dostaw turkmeńskiego gazu – brała za swoje „usługi” 41 proc. gazu, jej następczyni, firma EuralTransGas – 38 proc., a RosUkrEnergero – już „tylko” 37,5 proc.
W rzeczywistości, twierdzą eksperci, jest ona jedynie kolejną mutacją swoich poprzedniczek. Zwłaszcza EuralTransGas budziła zastrzeżenia: zarzucano jej kryminalne powiązania. Zarejestrowana na Węgrzech dysponowała niespełna 13,5 tys. dolarów kapitału zakładowego, ale obracała kwotami liczonymi w miliardach. Formalnie w 50 proc. należała do Gazpromu, w 30 proc. – do firm powiązanych ze stroną ukraińską, a w 20 proc. – do organizacji będących własnością Siemiona Mogilewicza. To poszukiwany listami gończymi przez Interpol głośny mafioso, związany z rosyjskimi grupami przestępczymi. Właśnie jego ludzie – twierdzą źródła ukraińskie – wymyślili cały schemat i do dziś, jak pisze moskiewska „Nowaja Gazieta”, ich nazwiska można znaleźć wśród kadry kierowniczej RosUkrEnergo. Zalicza się do nich podobno były bliski współpracownik Mogilewicza – wiceprezes jego firmy Arigon Ltd i dyrektor finansowy Highrock Holdings Ltd. – Igor Fiszermann, a także były przedstawiciel EuralTransGas w Azji Środkowej Dmitrij Firtasz, kierujący jednocześnie firmą Highrock Properties Ltd.
Ciekawe są i inne związki kadry kierowniczej RosUkrEnergo, ujawnione przez „Nową Gazietę”. Jednym z szefów firmy jest Konstantin Czujczenko, b. funkcjonariusz KGB, wywodzący się z Petersburga i w swoim czasie blisko powiązany z członkiem zarządu Gazpromu Ilją Jelisiejewem oraz obecnym wicepremierem, a jednocześnie przewodniczącym rady nadzorczej Gazpromu Dmitrijem Miedwiediewem. Inny członek zarządu RosUkrEnergo to Oleg Palczikow, który jeszcze trzy lata temu reprezentował w Moskwie interesy EuralTransGasu.
Z ustaleń moskiewskiej „Nowe Gaziety” wynika również, że Arosgas, szwajcarską spółkę córkę Gazpromu, kontrolują cztery osoby powiązane z Gazprombankiem: zarządzający firmą Konstantin Szmielow i członkowie jej zarządu – wiceprezes Gazprombanku Aleksiej Matwiejew oraz Andriej Krawcow i Wiktor Komarow.
Chociaż Wolfgang Putchek, szef Raiffeisen Investment AG – jedyny, który publicznie występował w imieniu kierownictwa RosUkrEnergo – nie chciał ujawnić składu udziałowców firmy, co nieco wiadomo również o właścicielach drugiej połowy jej udziałów – Centragas Holding AG.
Firma jest zarejestrowana w Wiedniu. Co ciekawe, pod tym samym adresem figurują: UkrinvestHolding AG oraz spółka Zangas. Ta ostatnia ma budować gazociąg w Turkmenii – i otrzymać za to prawie 2 mld m sześc. turkmeńskiego gazu po cenie 60 dolarów. Jak wynika z austriackich dokumentów, szefem Zangasu jest Aleksiej Sieriebriennikow, a sama firma powstała po prywatyzacji rosyjskiego przedsiębiorstwa Zarubieżnieftiegazstroj. Z kolei Ukrinvest Holding AG należy do tajemniczej firmy cypryjskiej – Nosilka Ventures Ltd.
Śledztwo zawieszono
Ślady na tym się urywają. Jak pisze „Nowaja Gazieta”, ciemne interesy, zawierane na styku biznesu i polityki, zbliżają Rosję i Ukrainę bardziej niż cokolwiek innego, nie wyłączając samego gazu. I coś w tym jest.
Jak dotąd jedynie kierowana przez Ołeksandra Turczynowa Służba Bezpieczeństwa Ukrainy latem 2005 roku podjęła śledztwo w sprawie działalności RosUkrEnergo. Sprawą zainteresowana była ówczesna premier Julia Tymoszenko. Turczynow był bliskim jej współpracownikiem, więc kiedy odeszła, musiał odejść i on, a śledztwo zostało wstrzymane.
Czy z tego wynika, że w sprawę mogą być zamieszani ludzie obecnego prezydenta Wiktora Juszczenki? – Nie ma na to żadnych dowodów. Obecnie zarówno rosyjscy, jak i ukraińscy deputowani domagają się ujawnienia rzeczywistych właścicieli RosUkrEnergo, ale ich działania mają wyraźny podtekst polityczny. Pojawiły się za to informacje o możliwości odkupienia przez Naftohaz od Raiffeisen Banku udziałów w RosUkrEnergo. Zdaniem części ekspertów byłby to najlepszy sposób na ostateczne ukrycie tego, kto rzeczywiście czerpał dochody z pośrednictwa ze sprzedaży turkmeńskiego gazu.
SŁAWOMIR POPOWSKI