Socjalistyczna opieka zdrowia

Autor: Yuri N. Maltsev
Źródło: mises.org
Tłumaczenie: Kamil Strumidło
Źródło: MISES.pl: Maltsev: Czego uczy nas sowiecka medycyna?
20/07/2012

W 1918 r. Związek Sowiecki stał się pierwszym krajem, który obiecał powszechny dostęp do opieki medycznej „od kołyski aż do grobu”. Miało się to stać poprzez całkowite upaństwowienie medycyny. „Prawo do zdrowia” stało się „konstytucyjnym prawem” obywateli sowieckich.

Zaletami tego systemu miała być „redukcja kosztów” i eliminacja „marnotrawstwa”, które wynikało z „niepotrzebnego namnożenia podmiotów świadczących te same usługi”, tzn. konkurencji.

Cele były podobne do tych zadeklarowanych przez Obamę i Pelosi — atrakcyjne i humanitarne cele powszechnego dostępu i niskich kosztów. Co w tym złego?

System ten działał przez wiele dekad, lecz powszechna apatia i słaba jakość pracy paraliżowały opiekę zdrowotną. W odmętach socjalistycznego eksperymentu instytucje opieki zdrowotnej w Rosji były co najmniej 100 lat za średnim poziomem amerykańskim. Co więcej, brud, smród, koty spacerujące po salach, pijany personel medyczny i braki mydła oraz środków czyszczących dołożyły cegiełkę do ogólnego obrazu beznadziei i frustracji, które paraliżowały ten system. Według oficjalnych rosyjskich szacunków, 78 proc. wszystkich ofiar AIDS w Rosji zaraziło się wirusem przez brudne strzykawki czy krew osób HIV-pozytywnych w państwowych szpitalach.

Nieodpowiedzialność wyrażona w popularnym rosyjskim powiedzeniu „Oni udają, że nam płacą, a my udajemy, że pracujemy”, poskutkowała przerażającą jakością usług, powszechną korupcją i śmiercią wielu osób. Mój przyjaciel, sławny neurochirurg w dzisiejszej Rosji, otrzymywał miesięczną pensję w wysokości 150 rubli — jednej trzeciej przeciętnej płacy kierowcy autobusu.

Aby uzyskać choć minimalną opiekę lekarzy i personelu pielęgniarskiego, pacjenci musieli dawać łapówki. Byłem nawet świadkiem przypadku „niepłacącego” pacjenta, który umarł, próbując dostać się do toalety na końcu długiego korytarza po operacji mózgu. Znieczulenie było zazwyczaj „niedostępne” w przypadku aborcji czy pomniejszych operacji uszu, nosa, gardła czy skóry. Był to środek wymuszania pieniędzy przez pozbawionych skrupułów medycznych biurokratów.

Żeby poprawić statystyki liczby ludzi umierających w tym systemie, pacjenci byli zwyczajnie wypychani za drzwi przed złapaniem swego ostatniego oddechu.

Kiedy byłem deputowanym ludowym w okręgu moskiewskim od 1987 do 1989 r., dostawałem wiele skarg o zbrodniczych zaniedbaniach, łapówkach branych przez medycznych aparatczyków, pijanych załogach ambulansu oraz zatrutym jedzeniu w szpitalach i instytucjach opieki nad dziećmi. Przypomina mi się przypadek 14-letniej dziewczyny z mojej dzielnicy, zmarłej na ostre zapalenie nerek w moskiewskim szpitalu. Umarła, ponieważ lekarz uznał, że lepiej jest zaoszczędzić „cenną” błonę rentgenowską (przywiezioną przez Sowietów za twardą walutę), niż jeszcze raz sprawdzić swą diagnozę. Te promienie rentgenowskie obaliłyby jego diagnozę bólu neuropatycznego.

Zamiast tego, lekarz leczył nastolatkę ciepłymi okładami, które zabiły ją niemal od razu. Nie było żadnej kompensacji dla rodziców bądź dziadków dziewczyny. Zgodnie z definicją, model jednego płatnika nie może na to zezwolić. Dziadkowie dziewczyny nie mogli pogodzić się ze stratą i oboje zmarli w przeciągu sześciu miesięcy. Lekarz nie dostał żadnej oficjalnej nagany.

Nic dziwnego, rządowi biurokraci i funkcjonariusze partii komunistycznej już w 1921 r. (trzy lata po Leninowskiej nacjonalizacji medycyny) zdali sobie sprawę, że egalitarny model służby zdrowia był dobry jedynie dla ich własnych interesów jako dostawców, zarządców i dystrybutorów — ale nie jako prywatnych użytkowników systemu.

Także, tak jak w każdym państwie z państwową służbą zdrowia, stworzono system dwupoziomowy: jeden dla „szarych mas” i drugi, z całkowicie różnym poziomem usługi, dla biurokratów i ich intelektualnych sług. W ZSRR, gdy robotnicy i chłopi umierali w państwowych szpitalach, często sprzęt i leki, które mogły uratować ich życia, leżały nieużywane w ośrodkach nomenklatury.

U schyłku tego socjalistycznego eksperymentu oficjalna śmiertelność niemowląt w Rosji była ponad 2,5 razy większa niż w Stanach Zjednoczonych i ponad pięciokrotnie większa od tej w Japonii. Poziom 24,5 zmarłych niemowląt na 1 000 żywych urodzeń był ostatnio kwestionowany przez kilku deputowanych do rosyjskiego parlamentu, którzy twierdzą, że współczynnik ten był naprawdę 7 razy wyższy niż w Stanach. Z tego wynika, że rosyjska śmiertelność wynosiła 55, podczas gdy amerykańska 8,1 zgonów na 1 000 żywych urodzeń.

Mimo to należy wyjaśnić, że Stany Zjednoczone mają jeden z najwyższych poziomów tego wskaźnika w uprzemysłowionym świecie jedynie dlatego, że wliczają wszystkie zmarłe noworodki, także wcześniaki, które stanowią większość przypadków śmiertelnych.

Większość państw nie wlicza zgonów wcześniaków. Niektóre z nich w ogóle nie wliczają żadnych zgonów w przeciągu pierwszych 72 godzin od urodzenia. Pewne państwa zaś nie wliczają nawet przypadków śmierci w pierwszych dwóch tygodniach życia. Na Kubie, która chwali się bardzo niską śmiertelnością niemowląt, niemowlaki są rejestrowane dopiero w wieku kilku miesięcy, skutkiem czego w oficjalnych statystykach pomija się wszystkie zgony niemowlaków w pierwszych miesiącach życia.

W wiejskich regionach Karakałpacji, Jakucji, Czeczenii, Kałmucji i Inguszetii śmiertelność niemowląt jest bliska 100 zgonów na 1 000 urodzeń, porównywalna z takimi państwami jak Angola, Czad i Bangladesz. Dziesiątki tysięcy niemowląt każdego roku pada ofiarą grypy, a liczba zgonów dziecięcych z powodu zapalenia płuc i gruźlicy ciągle wzrasta. Krzywica, powodowana niedoborem witaminy D, obca reszcie współczesnego świata, zabija wielu młodych ludzi.

Uszkodzenie macicy jest powszechne wskutek 7,3 aborcji, którym poddawana jest przeciętna Rosjanka w wieku rozrodczym. Pamiętając, że wiele kobiet unika w ogóle aborcji, średnia 7,3 oznacza, że wiele kobiet przechodzi przez kilkanaście lub więcej aborcji w swoim życiu.

Nawet dziś, według Państwowego Komitetu Statystycznego, średnia oczekiwana długość życia rosyjskich mężczyzn jest mniejsza niż 58 lat i 11 miesięcy, zaś kobiet 72 lata. Daje nam to średnią 65 lat i 3 miesięcy[1]. Dla porównania, średnia długość życia mężczyzn w Stanach Zjednoczonych wynosi 73 lata, a kobiet 79. W Stanach Zjednoczonych, oczekiwana długość życia w chwili urodzenia dla całej populacji jest najwyższa w historii — 77,5 lat — choć wiek temu wynosiła 49,2 lat. Oczekiwana długość życia w Rosji jest o 12 lat mniejsza[2].

Po 70 latach socjalizmu 57 proc. rosyjskich szpitali nie miało bieżącej ciepłej wody, a 36 proc. szpitali w regionach wiejskich nie miało w ogóle wody ani kanalizacji. Czyż nie jest zdumiewające, że socjalistyczny rząd, który rozwijał program badań kosmosu i tworzył wymyślną broń, kompletnie ignorował podstawowe potrzeby swoich obywateli?

Zatrważająca jakość usługi nie jest charakterystyczna jedynie dla „dzikiej” Rosji i innych wschodnioeuropejskich nacji: jest bezpośrednim skutkiem rządowego monopolu na opiekę medyczną i może ona zaistnieć w każdym państwie. Dla przykładu, w „cywilizowanej” Anglii na liście oczekujących na operację jest prawie 800 tys. spośród 55 mln ludzi. Najnowocześniejszy sprzęt jest nieobecny w większości brytyjskich szpitali. W Anglii jedynie 10 proc. wydatków na opiekę zdrowotną pochodzi ze środków prywatnych.

Wielka Brytania była pionierem w rozwoju technologii dializy nerek, jednak ma jeden z najniższych współczynników dializy na całym świecie. The Brooking Institution (instytucja raczej nie będąca zwolennikiem wolnego rynku) odkryło, że co roku 7 tys. Brytyjczyków wymagających endoprotezy stawu biodrowego, między 4 a 20 tys. wymagających pomostowania aortalno-wieńcowego i około 10–15 tys. wymagających chemioterapii, odmawia się opieki medycznej w Wielkiej Brytanii.

Dyskryminacja ze względu na wiek jest szczególnie widoczna we wszystkich państwowych lub silnie regulowanych systemach opieki zdrowotnej. W Rosji pacjenci powyżej 60. roku życia uważani są za bezwartościowe pasożyty, a ci powyżej 70. często nie otrzymują nawet podstawowej opieki medycznej.

W Wielkiej Brytanii osobom z przewlekłą niewydolnością nerek powyżej 55. roku życia w 35 proc. centrów dializ odmawia się leczenia. Taką odmowę otrzymuje 45 proc. 65-letnich pacjentów, a pacjenci 75-letni lub starsi rzadko otrzymują w takich centrach opiekę medyczną.

W Kanadzie populację podzielono na trzy grupy wiekowe pod względem dostępu do opieki zdrowotnej: ci poniżej 45., ci między 45. a 65. i ci powyżej 65. roku życia. Nie trzeba dodawać, że pierwsza grupa, nazwijmy ją „aktywnymi podatnikami”, cieszy się najlepszym traktowaniem.

Zwolennicy państwowej służby zdrowia w Stanach Zjednoczonych używają sowieckich taktyk propagandowych, by osiągnąć swe cele. Michael Moore jest jednym z najbardziej znaczących i skutecznych socjalistycznych propagandzistów w Ameryce. W swym filmie, Sicko (w wersji polskiej: Chorować w USA — przyp. tłum.), niesprawiedliwie i nieprzychylnie porównuje opiekę medyczną dla starszych pacjentów w Stanach Zjednoczonych ze złożonymi i nieuleczalnymi chorobami do opieki medycznej we Francji czy Kanadzie świadczonej młodym kobietom podczas zwykłych porodów. Gdyby sytuację odwrócił — tzn. porównał opiekę zapewnianą młodym kobietom z dziećmi w Stanach Zjednoczonych do tej świadczonej starszym pacjentom ze złożonymi i nieuleczalnymi chorobami w państwowych systemach opieki zdrowotnej — film wyglądałby tak samo, jednak to system opieki medycznej w Stanach byłby tym idealnym, zaś Wielka Brytania, Kanada i Francja wyglądałyby barbarzyńsko.

Obecnie w Stanach Zjednoczonych jesteśmy przygotowywani na dyskryminację starszych w opiece zdrowotnej. Ezekiel Emanuel jest dyrektorem Clinical Bioethics Department przy US National Institutes of Health oraz architektem planu zreformowania służby zdrowia Obamy. Jest też bratem Rahma Emanuela, szefa sztabu Białego Domu. Foster Friess donosi, że Ezekiel Emanuel napisał, iż usługi zdrowotne nie powinny być gwarantowane

osobom nieodwracalnie pozbawionym możliwości bycia aktywnymi obywatelami. Oczywistym przykładem jest brak opieki medycznej dla pacjentów z demencją[3].

Równie zatrważający artykuł, którego współautorem był Emanuel, ukazał się w czasopiśmie medycznym „The Lancet” w styczniu 2009 roku. Autorzy piszą, że:

w przeciwieństwie do przydzielania [opieki medycznej] w zależności od płci czy rasy, alokacja na podstawie kryterium wiekowego nie jest dyskryminacją z nienawiści; każda osoba przechodzi przez różne stadia życia, nie jest cały czas jednakowo stara. Nawet jeśli 25-latkowie mają priorytet w stosunku do 65-latków, każdy kto dziś ma 65 lat, był kiedyś 25-latkiem. Traktowanie 65-latka inaczej z powodu stereotypów czy kłamstw byłoby dyskryminacją ze względu na wiek; jednak traktowanie ich inaczej, gdyż oni przeżyli już więcej lat, już nie[4].

Państwowa służba zdrowia stworzy olbrzymią rządową biurokrację, podobną do jednolitych regionów szkolnych — narzuci drogie, niszczące pracę zobowiązania na pracodawców, aby zapewniali ubezpieczenie i narzuci kontrolę cen, która nieuchronnie spowoduje niedobory i słabą jakość usługi. Doprowadzi także do pozacenowej dyskryminacji (tzn. alokacji opartej o względy polityczne, korupcję i nepotyzm) usług opieki zdrowotnej przez biurokratów rządowych.

Prawdziwe „oszczędności” w uspołecznionym systemie opieki zdrowotnej mogą być osiągnięte jedynie przez wyzysk dostawców i odmawianie opieki — nie istnieje inny sposób oszczędzania. Tych samych argumentów używano w obronie plantacji bawełny na Południu przed wybuchem wojny secesyjnej. Niewolnictwo na pewno „redukowało koszty” pracy, „eliminowało marnotrawstwo” negocjacji cenowych i unikało „niepotrzebnego namnożenia podmiotów świadczących te same usługi”.

Wspierając nawoływania do nacjonalizacji służby zdrowia, amerykańscy fachowcy medyczni są jak owce domagające się wilka: nie rozumieją, że wysokie koszty opieki medycznej w Stanach Zjednoczonych spowodowane są po części faktem, że amerykańscy fachowcy medyczni są jednymi z najlepiej opłacanych na świecie. Kolejnym źródłem wysokich kosztów naszej opieki zdrowotne są istniejące przepisy prawne — regulacje przeszkadzające konkurencji w obniżaniu cen. Istniejące przepisy, takie jak licencjonowanie oparte o „certificates of need” i inne restrykcje dostępności usług opieki zdrowotnej, przeszkadzają konkurencji, skutkując wyższymi cenami i mniejszą ilością usług.

Uspołecznione systemy opieki medycznej nigdzie nie przyczyniły się do ogólnego polepszenia zdrowia czy warunków życia. W rzeczywistości zarówno rozumowanie analityczne, jak i dowody empiryczne prowadzą do przeciwnych wniosków. Lecz ponura porażka uspołecznionej służby zdrowia w zadaniu poprawy zdrowia ludzi i ich żywotności nie wpłynęła na pohamowanie polityków, zarządców i ich intelektualnych sług w dążeniu do osiągnięcia władzy absolutnej i całkowitej kontroli.

Większość krajów zniewolonych przez imperium sowieckie uciekło z w pełni uspołecznionego systemu przez prywatyzację i konkurencję ubezpieczycieli w systemie opieki zdrowotnej. Inni, włączając w to wielu europejskich socjaldemokratów, zamierzają sprywatyzować system opieki zdrowotnej i zdecentralizować kontrolę medyczną. Prywatna własność szpitali i innych obiektów opieki zdrowotnej postrzegana jest jako czynnik prowadzący do nowego, wydajniejszego i bardziej ludzkiego systemu.

[1] Russian Life Expectancy on Downward Trend („St. Petersburg Times”, 17. stycznia 2003 r.).

[2] Raport CRS dla Kongresu: Life Expectancy in the United States. Uaktualniony 16. października 2006 r., Laura B. Shrestha, nr katalogowy RL32792.

[3] Foster Friess, Can You Believe Denying Health Care to People with Dementia is Being Considered? (14. czerwca 2009 r.) Zobacz też Ezekiel J. Emanuel, Where Civic Republicanism and Deliberative Democracy Meet („The Hastings Center Report”, vol. 26., nr 6.).

[4] Govind persad, Alan Wertheimer i Ezekiel J. Emanuel, http://www.thelancet.com/journals/lancet/article/PIIS0140-6736%2809%2960137-9/fulltext#back-aff1 („The Lancet”, vol. 373, numer 9661).

Umowa społeczna

Umowa społeczna. Pewnie o niej słyszałeś nie raz. Często powołują się na nią związkowcy i inni socjaliści. Nikt jej nie widział ani nie podpisywał ale wielu się na nią powołuje. Poniżej propozycja umowy społecznej dla Polski i nie tylko.
(całość wraz z omówieniem na stronach Instytutu Misesa: „Zgoda rządzonych?”)

 

UMOWA SPOŁECZNA

Ja, pierwsza strona umowy („rządzący”), zobowiązuję się:

(1) Określić, ile swoich pieniędzy mi oddasz, a także jak, kiedy i gdzie wpłacisz te pieniądze. Twoje zdanie w tej sprawie się nie liczy, chyba że będziesz błagał mnie o litość, a jeśli nie wywiążesz się z tego zobowiązania, moi pośrednicy udzielą ci kary grzywny lub ukarzą pozbawieniem wolności, a w razie gdybyś wykazywał trwały opór, nawet śmiercią.

(2) Tworzyć tysiące przepisów, których musisz bezwzględnie przestrzegać, także pod groźbą kary wymierzonej przez moich pośredników. Nie będziesz miał żadnego realnego wpływu na treść tych zasad, tak licznych i złożonych, a niejednokrotnie również niezrozumiałych, że człowiek jest w stanie zapamiętać jedynie ich garstkę, nie mówiąc nawet o dokładnym ich przyswojeniu. Jednak jeśli złamiesz choć jedną z nich, nie zawaham się ukarać cię zgodnie z prawem ustanowionym przeze mnie i moich wspólników.

(3) Dostarczyć ci, na zasadach określonych przeze mnie i moich pośredników, tak zwane dobra i usługi publiczne. Być może niektóre z nich będą miały dla ciebie pewną wartość, jednak większość okaże się bezużyteczna, a inne uznasz wręcz za odpychające. Jako jednostka w żadnym wypadku nie będziesz miał realnego wpływu na to, jakie dobra i usługi tobie dostarczam, a ekonomiści będą wciskali ci bajeczki, że to ty „domagasz się” wszystkich tych rzeczy i wyceniasz je na taką kwotę, jaką ja zamierzam poświęcić na dostarczenie ich tobie.

(4) W razie wszelkich sporów między nami, sędziowie — którzy zawdzięczają mi nominację i pensję — zadecydują, jak ten spór rozstrzygnąć. Jeśli twoja sprawa w ogóle zostanie doprowadzona przed sąd, w trakcie rozprawy i tak jesteś na straconej pozycji.

W zamian za powyższe „korzyści” ze strony rządu, ty, druga strona umowy („obywatel”), zobowiązujesz się:

(5) Siedzieć cicho, nie sprawiać kłopotów, wykonywać wszystkie rozkazy wydawane przez rządzącego i jego pośredników, płaszczyć się przed nimi, jakby byli ważnymi, honorowymi ludźmi; a gdy każą ci skakać, upewnić się tylko jak wysoko.

Technologiczny XXI w. zaczyna się teraz

Dzięki oddolnemu ruchowi DIY czyli „zrób to sam” i „open source hardware” zaczyna się nowa era w rozwoju technologii. Aby ta era mogła rozkwitnąć niezbędny był Internet.

Oczywiście znaczna cześć „wynalazków” jest kolejnym odkrywaniem koła. Jednak dzięki współpracy i dzieleniu się swoimi pomysłami, dzięki bezpłatnemu udostępnianiu swoich opracowań zaczynają powstawać coraz ciekawsze rozwiązania. Sądzę, że nowe rozwiązania będą bardziej innowacyjne, gdyż coraz więcej osób (także coraz młodszych) angażuje się w ten ruch.

Przyczyny europejskiego kryzysu – inna perspektywa

Na przyczyny kryzysu gospodarczego można spojrzeć z wielu perspektyw. Niewiele osób zastanawia się nad problemem z perspektywy politycznej. Poniżej ciekawe spojrzenie przedstawione przez Stanisława Michalkiewicza.

————

Szanowni Państwo!

W swojej znakomitej książce pod tytułem „Głos Pana” Stanisław Lem napisał między innymi, że nawet konklawe można doprowadzić do ludożerstwa, byle tylko postępować cierpliwie i metodycznie. Podobną myśl wyraża Janusz Szpotański, charakteryzując taktykę generała Jaruzelskiego wobec Solidarności podczas słynnego, solidarnościowego karnawału w roku 1980 i 1981: „nie płoszmy ptaszka; niech mu się zdaje, że naszej partii siły nie staje (…) aż o poranku za oknem dojrzy kontury tanku, potem na schodach usłyszy kroki.”

Skoro ta taktyka jest tak skuteczna, to nic dziwnego, że legła ona u podstaw budowania IV Rzeszy. Jak pamiętamy, Niemcy w dwudziestym wieku dwukrotnie próbowały zjednoczyć Europę pod swoją egidą. Wybitnemu przywódcy socjalistycznemu Adolfowi Hitlerowi prawie się to udało – ale jakim kosztem! Europa została skotłowana, całe narody zapłonęły nienawiścią do Niemców, a w końcu Europa została podzielona na sowiecką i amerykańską strefę wpływów – a więc na strefy wpływów państw w zasadzie pozaeuropejskich. To wszystko musiało doprowadzić do zmiany taktyki; zamiast „radosnej wojny”, a więc – marszu na skróty – postępowanie cierpliwe i metodyczne, obliczone z jednej strony na uśpienie czujności europejskich narodów, a z drugiej – na wykorzystanie mechanizmu uzależnienia.

W 1990 roku Radek Sikorski, wtedy jeszcze sympatyczny i normalny młody człowiek, przeprowadził wywiad telewizyjny z Henry Kissingerem, podczas którego zapytał go między innymi, czy pożyczki, jakimi w latach 70-tych Zachód obdarzał kraje socjalistyczne, wynikały jedynie z dobrego serca, czy też towarzyszyła temu jakaś kalkulacja. Henry Kissinger bez chwili wahania odpowiedział, że oczywiście kalkulacja. Chodziło o to, by kraje socjalistyczne uzależniły się od zachodnich pożyczek , tak, jak narkoman uzależnia się od narkotyków – a kiedy już się uzależnią – to przydusić je do ściany warunkami politycznymi. Skoro raz się taka rzecz udała, to dlaczego nie powtórzyć jej po raz drugi? Więc na tej właśnie zasadzie skonstruowany został mechanizm Unii Europejskiej. Chodziło o uzależnienie krajów członkowskich od unijnych subwencji tak, żeby nie mogły sobie już bez nich wyobrazić dalszego funkcjonowania – a także uzależnienie od unijnych subwencji tubylczych Umiłowanych Przywódców – a następnie wykorzystać to uzależnienie do wymuszania coraz to kolejnych cesji politycznej suwerenności.

Ta metoda była korzystna podwójnie; wprowadzenie wspólnej waluty sprawiło, że Niemcy stały się w Unii Europejskiej największym eksporterem, realizując w ten sposób w całej Europie program skonstruowany w roku 1915 dla Europy Środkowo-Wschodniej. Program ten, pod nazwą „Mitteleuropa”, przewidywał między innymi przekształcenie gospodarek tych niemieckich protektoratów w gospodarki peryferyjne i uzupełniające gospodarkę niemiecką. I tak właśnie się dzieje nie tylko w Europie Środkowej, ale również – Południowej, która w ten sposób, za sprawą tamtejszych, tubylczych elit politycznych, zaczyna popadać w coraz większe uzależnienie od Niemiec. Krótko mówiąc – wszystkie te kraje w coraz większym stopniu nabierają charakteru części składowych IV Rzeszy.

W tej sytuacji musiało to doprowadzić do pojawienia się koncepcji organizacyjnych, które właśnie przybrały postać unii bankowej, do której powinny przystąpić wszystkie kraje członkowskie UE, bez względu na to, czy należą do strefy euro, czy nie. Konsekwencją przynależności do unii bankowej będzie przejęcie przez władze Unii Europejskiej kontroli nad budżetami wszystkich państw członkowskich – a więc powstanie swojego rodzaju Ministerstwa Finansów Unii Europejskiej. Byłby to milowy krok na drodze stopniowego przejmowania suwerenności państw członkowskich przez Unię, której politycznym kierownikiem, jak wiadomo, są Niemcy.

A co na to nasi Umiłowani Przywódcy? Pan Piotr Serafin nie ukrywa nawet entuzjazmu wobec ewentualnego wejścia Polski do unii bankowej. Chodzi tylko o zachowanie pozorów – żeby wyglądało to tak, że wchodzimy z własnej woli, a nie zostajemy tam wciągnięci. Jestem pewien, że budowniczowie IV Rzeszy na zachowanie pozorów nam pozwolą. Bo przecież nie pozory się liczą, tylko rezultat.

Stanisław Michalkiewicz

Żródło: Stanisław Michalkiewicz: Cierpliwie i metodycznie