Globalne ocieplenie – czyli bujdy pseudoekologów

Źródło: Rzeczpospolita: Amok klimatyczny
30.05.2007

Globalne ocieplenie to poważny problem, słyszymy, i powiedzmy, że i z tym można się zgodzić. Manipulacja zaczyna się w momencie, gdy do owych dwóch stwierdzeń dochodzi trzecie – że globalne ocieplenie to efekt działalności człowieka. Wielu klimatologów podaje to w wątpliwość i ich argumenty trafiają do przekonania. W czasach Jagiełły w Polsce uprawiano winorośl – pozostały po tym nazwy miejscowości jak Łagiewniki czy Winiary (zresztą uprawiano ją wtedy nawet w Anglii). Z kolei w czasach Jana Chryzostoma Paska zimą Bałtyk zamarzał tak, że budowano na nim karczmy dla podróżnych. A potem znowu się ociepliło. A przecież przez wszystkie te wieki emisja do atmosfery dwutlenku węgla, spowodowana działalnością człowieka, była znikoma. Zresztą nadal taka pozostaje: jeden wybuch wulkanu wyrzuca w atmosferę tyle gazów cieplarnianych, ile cała światowa gospodarka wytwarza w ciągu trzech lat.

Tak twierdzą klimatolodzy, ale to nie klimatolodzy mają w tej sprawie głos – rej wiodą działacze zielonych, politycy i media. Robienie histerii wokół protokołu z Kioto jest wygodne dla wielu środowisk. Intelektualne salony mają jeszcze jeden powód, by nienawidzić kapitalizmu i Ameryki, biznes ma argument, by klienci wyrzucali jeszcze niezużyte dobra i kupowali nowe, „energooszczędne”, bogate kraje zaś – możliwość dławienia rozwoju krajów biedniejszych limitami emisji spalin, by nie mogły one zagrozić ich socjalnemu ciepełku. No, a dla mediów histeria jest po prostu żywiołem. Kto by psuł tak świetną zabawę, dopuszczając do głosu sceptycznych naukowców?

Wobec masowej histerii jesteśmy bezsilni, co nie znaczy, że należy się w nią włączać, jak się zdarzyło właśnie kolegom z „Dziennika”. Dlaczego, pyta retorycznie jego redaktor naczelny, gazeta nieulegająca modom politycznej poprawności rozpoczyna kampanię przeciwko globalnemu ociepleniu? Hm, może: dlatego, że właśnie zaczęła im ulegać?
Rafał Ziemkiewicz

Ekoterroryści przed sądem

Źródło: Rzeczpospolita: USA: ekoterroryści przed sądem
30.05.2007

W Oregonie kończy się precedensowy proces ekosabotażystów. – To społeczni aktywiści, którzy nieco przesadzili – oburzają się obrońcy praw człowieka

Suzanne Savoie i Kendall Tankersley, które jutro staną przed sądem, prawdopodobnie zapłacą za miłość do natury więzieniem. Obie panie należą do grupy młodych bojowników oprawa zwierząt i czyste środowisko, zwących się swojsko Rodziną. W latach 1995 – 2001 Rodzina przeprowadziła ponad 20 ataków -głównie podpaleń – na zakłady mięsne, salony samochodowe i centra badawcze w kilku stanach. Gwoździem programu był spektakularny pożar ośrodka narciarskiego w Kolorado. Straty spowodowane przez Rodzinę szacuje się na ponad 40 mln dolarów. Część ataków skierowana była przeciw obiektom rządowym, jak biura administracji lasów. Celem było zmuszenie władz do dbałości o przyrodę. Od zeszłego tygodnia sąd federalny w Eugene wydaje wyroki na kolejnych członków Rodziny. Są traktowani jak terroryści.

Uczucie desperacji

Obrońcy protestują, wskazując, że w atakach nikt nie ucierpiał. Dla rządu nie ma to znaczenia.

-To, że nikt nie zginął czy nie został ranny, było szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Mamy do czynienia z klasycznym terroryzmem -powtarzał podczas procesu prokurator Stephen Peifer. Sąd przychylił się do jego opinii i uznał oskarżonych za terrorystów.

Normalnie za tego rodzaju przestępstwa grozi kara paru lat więzienia, jednak w zeszłym tygodniu liderzy Rodziny Stanislaus Meyerhoff i Kevin Tubbs dostali 13 i 12 lat – i to tylko dzięki współpracy śledztwie (groziło im dożywocie).

„Kevin Tubbs nie jest terrorystą”, napisał w piśmie do sądu obrońca, dodając, że czyny oskarżonego motywowane były miłością do zwierząt i desperacją.

-Nigdy dotąd nie zdarzało się, by zastosowano przepisy o terroryzmie w sprawach niezwiązanych z atakami na ludzi – mówi „Rz” Lauren Regan, obrończyni praw człowieka zaangażowana w sprawę Rodziny.- Jeśli każdy może być terrorystą, nikt nie jest terrorystą.

Obrońcy praw człowieka uważają, że Rodzina padła ofiarą narastających za administracji George’a W. Busha prześladowań działaczy politycznych.

Zielona gorączka

Mówią o tzw. zielonej gorączce, wskazując na projekt ustawy wniesiony niedawno pod obrady Kongresu przez potężne lobby mięsne. Jeśli stanie się on prawem, za akt terrorystyczny uznać będzie można wszelkie „działania prowadzące do znaczących strat materialnych” w przedsiębiorstwach „sektora zwierzęcego” czy „wywołanie racjonalnej obawyo życie lub zdrowie” u osób w nich pracujących.

Większość ataków Rodzina przeprowadzała w imieniu Frontu Wyzwolenia Ziemi (ELF) i Frontu Wyzwolenia Zwierząt (ALF). To okoliczność obciążająca. ELF i ALF to bowiem ruchy przypominające nieco islamskie organizacje terrorystyczne. Pozbawione oficjalnych struktur i wyraźnej hierarchii, działają dzięki pieniądzom anonimowych zamożnych sponsorów, przy wsparciu rzeszy zwolenników. Niczym w al Kaidzie spontanicznie powstają świetnie zorganizowane grupy bojowników za sprawę. Takie jak Rodzina.

Meyerhoff sporządził podręcznik „Wzniecanie pożarów za pomocą zapalników elektrycznych – przewodnik Frontu Wyzwolenia Ziemi”. Ekosabotażyści dokładnie planowali akcje, doszli niemal do perfekcji w zacieraniu śladów. Dlatego przez parę lat agenci FBI nie byli w stanie rozgryźć Rodziny.

Według FBI komórki ALF i ELF to „najbardziej aktywne kryminalne elementy ekstremistyczne” w USA. Liga przeciw Zniesławieniu, żydowska organizacja monitorująca przejawy ekstremizmu w Ameryce, donosi o postępującej radykalizacji ruchu. Przykład: przeciwnicy używania zwierząt do badań laboratoryjnych. – Z moralnego punktu widzenia do rozwiązania tego problemu można stosować wszelkie dostępne środki – stwierdził podczas wystąpienia przed jedną z komisji Kongresu rzecznik Wyzwolenia Zwierząt Ameryki Północnej Jerry Vlasak. Napytanie, czy za taki środek uważa zabijanie ludzi, Vlasak nie odpowiedział.
PIOTR GILLERT z Waszyngtonu

Powiedzieli „Rz”
FRED BURTON, analityk Stratfor, były oficer FBI

Tych ludzi nie można traktować jak zwyczajnych kryminalistów – złodziei, rabusiów czy podpalaczy. Są motywowani celami politycznymi i stosują przemoc do ich realizacji. Ich ataki skierowane były przeciw obiektom i instytucjom rządu USA. Co więcej, byli w stanie stworzyć wyjątkowo dobrze zorganizowane struktury. Trudno je porównać do struktur mafijnych, bo mafia zajmuje się własnymi interesami gospodarczymi, a nie prowadzi wojny z rządem. Widzimy wyraźnie, że Rodzina niewiele różni się od włoskich Czerwonych Brygad czy niemieckiej Frakcji Czerwonej Armii. Traktowanie jej jak terrorystów jest jak najbardziej uzasadnione. Nie zgadzam się z twierdzeniami, że za administracji Busha doszło do zaostrzenia działań wymiaru sprawiedliwości wobec działaczy politycznych. Po prostu grupy atakujące interesy rządu federalnego są ścigane i sądzone na mocy prawa federalnego, które jest bardziej rygorystyczne. A gdy śledztwem zajmuje się nie lokalny szeryf, lecz FBI, materiał dowodowy jest zwykle wyższej jakości, a więc i bardziej obciążający.
ALEJANDRO QUERAL, dyrektor Ośrodka Praw Konstytucyjnych Północnego Zachodu

Definicja terroryzmu została znacznie rozszerzona od czasu dojścia do władzy Busha. Aby jakiś czyn został zaliczony do tej kategorii, niekonieczne jest zagrożenie ludzkiego życia. Ludzie, o których tu mówimy, nie chcą nikogo krzywdzić, tylko wysłać opinii publicznej sygnał, zwrócić jej uwagę na pewien poważny problem. Taka postawa wpisuje się w amerykańską tradycję – wystarczy wspomnieć obywatelskie nieposłuszeństwo stosowane przez działaczy na rzecz równouprawnienia czarnych w zeszłym stuleciu. Oczywiście w tym konkretnym przypadku mamy do czynienia z aktami wandalizmu, które powinny być ukarane. Ale adekwatnie do winy! Sprawa Rodziny to część szerszego problemu – narastającego prześladowania politycznych aktywistów, nie tylko ekologów. Surowe wyroki w tym procesie będą dla nich istotnym ostrzeżeniem: za akty obywatelskiego nieposłuszeństwa każdy będzie mógł być sądzony jako terrorysta.

Ekomafia we Włoszech

Źródło: Rzeczpospolita: Zobaczyć Neapol i jego śmieci
25.05.2007

Ulice miasta zalega tyle śmieci, że w obliczu groźby epidemii cholery zamknięto wiele szkół i urzędów. Ta dramatyczna sytuacja jest efektem gigantycznej korupcji i zawłaszczenia przez mafię wywozu i utylizacji odpadów

strajk śmieciarzy

Po ulicach panoszą się szczury wielkie jak koty. Władze mówią o groźbie epidemii. Na ostre dyżury do szpitali trafiają osoby z objawami zatrucia i problemami z oddychaniem.

Akcją usuwania śmieci kieruje wyposażony w specjalne uprawnienia szef ochrony cywilnej Włoch Guido Bertolaso. Wspiera go policja, straż pożarna i karabinierzy. Władze obiecują, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, za kilka dni w Neapolu będzie można przestać oddychać przez chusteczkę.

Śmieci pod dywan

Jednak sprzątanie miasta to zamiatanie pod dywan, bo w Kampanii, której Neapol jest stolicą, nie ma już gdzie wywozić śmieci. Na spalenie pod ogromnymi plastikowymi płachtami czeka 800 tysięcy ton odpadów. Dlatego teraz część neapolitańskich śmieci wywożona jest za grube pieniądze do Niemiec, apan Bertolaso prowadzi gorączkowe rozmowy z władzami Rumunii.

Zdesperowani mieszkańcy, obawiając się epidemii, podpalają góry zalegających odpadów. Do takich pożarów straż pożarna wyjeżdża 120 razy dziennie.

Wezwany na pomoc szef ochrony cywilnej kazał otworzyć pełne i zamknięte już wysypiska Kampanii, co natychmiast wywołało protest mieszkańców i ekologów wspieranych przez miejscowe władze. Do walki z nimi wezwano policję i karabinierów. W nocy z soboty na niedzielę usunięto300 osób blokujących wjazd do spalarni w Parapoti, w tym przykutą łańcuchem do bramy panią burmistrz. Ale protesty przeniosły się zaraz gdzie indziej.

Ekologiczna camorra

Wszystko dlatego, że we Włoszech od początku lat 90. działa potężna ekomafia. Mafie w Kampanii, na Sycylii i w Kalabrii zorientowały się, że wywóz i utylizacja śmieci to żyła złota. Jak szacuje włoska prokuratura, od 2002 r. klany camorry w Neapolu zarobiły na śmieciach na czysto 700 milionów euro.

W tej chwili w Kampanii camorra kontroluje cały biznes utylizacji odpadów, łącznie ze spalarniami. Największe pieniądze gangsterzy zarabiają na wywożeniu trujących odpadów z północy i centrum na południe kraju, które stało się śmietnikiem Włoch. Dlatego na neapolitańskie śmieci zabrakło miejsca.

Albo się boją, albo zastraszają

Wszystko możliwe jest tylko dlatego, że południe jest przeżarte korupcją. Trwającym od 14 lat kryzysem w Neapolu i okolicach zajmują się specjalne sztaby, grupy eksperckie i powołane do tego celu organizacje, które kosztowały miliard euro.

Ale ich działania nie przynoszą efektu, bo albo się boją camorry, albo są jej członkami. W Kampanii różnice między lokalną władzą a mafią już dawno się zatarły.
PIOTR KOWALCZUK z Rzymu

Misjonarze nawracają homofobów

Źródło: Rzeczpospolita: Misjonarze nawracają homofobów
24.05.2007

Inicjatywy LPR dotyczące zakazu propagandy homoseksualnej w szkołach kwitowane są często wzruszeniem ramion. Politycy PiS widzą w nich tylko licytację, kto jest bardziej szczerym prawicowcem. Lewica oburza się na „homofobów”, a Platforma tradycyjnie unika tego rodzaju tematów.

Zwykli Polacy z kolei jeszcze nie bardzo zauważają problem. Istotnie – w polskich szkołach kwestia aktywności organizacji homoseksualnych to wciąż nowy temat.

Aby zrozumieć istotę sporu, warto spojrzeć, jak to wygląda na Zachodzie, bo za parę lat tak samo może być u nas. I warto zadać sobie parę podstawowych pytań.

Gdzie leży granica między nauczaniem tolerancji i potępianiem agresji wobec osób homoseksualnych a lansowaniem swobody obyczajowej? Czy matka i ojciec mają prawo się oburzać, gdy w tornistrach swoich dzieci znajdują książeczki dla czterolatków pokazujące rodziny złożone z dwóch tatusiów lub dwóch mam? Czy rodzice-katolicy uznający, że praktyki homoseksualne są naganne, mają milczeć, gdy ich dzieci dowiadują się w szkole, że w związku dwóch osób tej samej płci nie ma nic złego? Czy 15-letni uczeń powinien mieć dostęp do broszur o technikach miłości homoseksualnej?

W Hiszpanii trwa właśnie dyskusja, jak daleko mogą się posuwać organizacje homoseksualne w drastyczności wydawanych przez siebie ulotek i czy 15-latki są na tyle psychicznie ukształtowane, aby wybierać sobie orientację seksualną, czy może – jak twierdzi część rodziców – propaganda homoseksualna może zwichrować niedojrzałą jeszcze tożsamość płciową młodego człowieka.

Homoaktywiści usiłują nadawać swojej propagandzie walor obiektywnego naukowego stanowiska. Oburzają się, że część krytycznych wobec nich rodziców swoją niechęć do homoseksualizmu wywodzi z religijnych przesłanek, bo na to – jak twierdzą – w świeckiej szkole nie powinno być miejsca. Jednak to oni sami bardziej przypominają misjonarzy, traktując „homofobiczne” społeczeństwa jak pogan wymagających nawrócenia na jedynie słuszną religię.
Piotr Semka

Tolerancja dla Homoseksualistów wg Hiszpanów

Źródło: Rzeczpospolita: Gorszące lekcje tolerancji
24.05.2007

Skandal ujawniła hiszpańska gazeta internetowa Libertad Digital. Wystarczy bowiem wejść na oficjalną stronę ministerstwa, aby w przewodniku poświęconym wychowaniu w poszanowaniu wartości (Educar en Valores) znaleźć zestaw lektur i filmów, które mają nie tylko uchronić młodych Hiszpanów od homofobii, ale także uczą ich czerpania radości z bezpiecznego uprawiania seksu z kolegami tej samej płci.

Manifestacje w Hiszpanie o prawo do decydowania o wychowaniu swoich dzieci
Podczas wielkich manifestacji Hiszpanie domagają się prawa do decydowania o wychowaniu swoich dzieci

Spis lektur

W spisie zalecanych lektur jest między innymi „Przewodnik gejowski ze zdjęciami artystycznymi” oraz nakręcony w Londynie film „Gejowski przewodnik bezpiecznego seksu”. Na szczególną uwagę zasługuje jednak wspomniany wyżej komiks rysownika ukrywającego się pod pseudonimem Nazario, tak reklamowany przez katalońskiego wydawcę? „Uwaga: w tym albumie znajdziesz radość życia bardziej zaraźliwą od AIDS”. Oprócz radośnie kopulujących gejów występują w nim w niedwuznacznych sytuacjach kot i osioł, co sugeruje, że wskazana jest również tolerancja wobec zoofilów. Nazario dał się już poznać jako autor homoseksualnych żywotów świętych (patrz „Rzeczpospolita” z 20 marca2007).

Rząd umywa ręce

Socjalistyczny rząd umywa ręce od skandalicznych zaleceń dla nauczycieli opublikowanych na stronach internetowych Ministerstwa Oświaty i Nauki. Próbuje zrzucić odpowiedzialność na poprzedni prawicowy gabinet José Marii Aznara, twierdząc, że lista lektur znajduje się tam „co najmniej od 2001 roku”. Zapewnia, że rozdział „Jesteśmy równi, jesteśmy różni’ nie został opracowany przez resort, ale przez Hiszpański Komitet Europejskiej Kampanii Młodzieży przeciwko Rasizmowi, Ksenofobii, Antysemityzmowi i Nietolerancji.

Prawicowa prezydent regionu madryckiego Esperanza Aguirre uspokajała wczoraj rodziców, że w tamtejszych szkołach nie będzie się uczyć „niczego takiego”, przynajmniej dopóki ona będzie miała coś dopowiedzenia.

– Mam nadzieję, że w mojej rodzinnej Katalonii nie używa się takich materiałów pomocniczych – mówi „Rzeczpospolitej” Joan i Mari Bernat, hiszpański deputowany do Parlamentu Europejskiego z partii Zielonych.

– Oczywiście jesteśmy liberalnym społeczeństwem i chcemy znaleźć sposób na integrację wszystkich mniejszości, ale niekoniecznie poprzez epatowanie seksem. Nie jesteśmy w stanie kontrolować emocji, jakie sceny erotyczne wywołują u młodych ludzi. Sfera seksualności jest przecież niezwykle delikatna. Takie pomoce dydaktyczne powinny być więc zakazane. I nie ma tu znaczenia, że lekcje prowadzi doświadczony pedagog – mówi hiszpański eurodeputowany.

Kościół wzywa do buntu

Nie chodzi wyłącznie o tolerancję wobec homoseksualistów. Ministerstwo zaleca też między innymi oswajanie dzieci z eutanazją.

Przed uczeniem dzieci relatywizmu moralnego ostrzega Hiszpanów tamtejszy Kościół katolicki. Wzywa do buntu zarówno dyrektorów szkół, jak i rodziców, którzy jego zdaniem „powinni bronić wszelkimi możliwymi środkami prawa do wychowania własnych dzieci”.
MAŁGORZATA TRYC-OSTROWSKA, lor

Transseksualne dzieci – zmiana płci

Źródło: Rzeczpospolita: Zmiana płci dla siedmiolatków
22.05.2007

W Bostonie małe dzieci poddawane są ryzykownej terapii hormonalnej. W ten sposób przygotowuje się je do wycięcia genitaliów

transseksualne dzieci - chłopiec
Richard Grant przez pierwsze lata życia był chłopcem

transseksualne dziecko - dziewczynka
Dziś nosi imię Riley i czeka na operację zmiany płci

11-letnia Riley Grant ma długie włosy, które spina w kucyk, nosi kolczyki. Uwielbia jak rodzice kupują jej nowe sukienki. Nadal bawi się lalkami. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze kilka lat temu mała amerykańska uczennica nazywała się Richard i była… chłopcem.

– Gdy któregoś dnia spojrzeliśmy w jej twarz, od razu zrozumieliśmy… -opowiadali rodzice dziecka w programie ABC prowadzonym przez Barbarę Walters. W 2003 roku, gdy Richard miał siedem lat, rodzice pozwolili mu po raz pierwszy pójść do szkoły w sukience.

-To było straszne, dzieci się z niej naśmiewały. Nazywały ją dziewczynką z penisem -mówiła na antenie matka chłopca Stephani, piętnując nietolerancję, z jaką mają się na co dzień spotykać transseksualne dzieci. – Jak tylko będzie to możliwe, chcemy poddać ją procesowi zmiany płci -oświadczyła.

„Musimy pomóc tym dzieciom”

Dzięki Bostońskiemu Szpitalowi Dziecięcemu państwo Grant mogą przystąpić do tego procesu od zaraz. Placówka otworzyła bowiem nową klinikę dla dzieci z zaburzeniami płci. Oferuje w niej specjalną hormonalną terapię, która ma „przygotować ciała pacjentów do chirurgicznej operacji zmiany płci”. Jak ujawnił portal lifesite.net, terapia ta jest dostępna już dla siedmiolatków.

– Musimy pomoc tym dzieciom i ich rodzicom. Im szybciej interweniujemy, tym lepiej – powiedział „Rz” dyrektor kliniki dr Norman Spack. Na czym ma ta pomoc polegać? W przypadku chłopców na regularnym wstrzykiwaniu im potężnych dawek żeńskich hormonów.

W ten sposób blokuje się rozwijanie ich męskich cech – nie przechodzą mutacji, nie mają zarostu, a ich sylwetka nabiera kobiecych kształtów. Dziewczynkom wstrzykuje się zaś hormony męskie.

– Transseksualne dzieci, których nie poddaje się takim terapiom, cierpią na straszliwą depresję. Są faszerowane środkami psychotropowymi i połowa z nich próbuje popełnić samobójstwo -mówi dr Spack. – Kiedyś ludzie myśleli, że homoseksualizm można wyleczyć, dziś wiemy, że to to bzdura i jesteśmy na kolejnym etapie. Rozumiemy inność transseksualistów i pomagamy im się spełnić – przekonuje.

Praktyki dr. Spacka wywołują jednak oburzenie wielu bostończyków. -To całkowite szaleństwo. Jesteśmy wstrząśnięci tym, co oni tam wyprawiają z dziećmi -powiedziała „Rz” Amy Contrada, przewodnicząca prorodzinnej organizacji Mass Resistence. Zatrudnieni przez nią specjaliści poddali działania kliniki miażdżącej krytyce.

Według nich dzieci nie są w stanie podjąć takiej poważnej decyzji, jak poddanie się operacji zmiany płci. Hormonalne terapie są zaś bardzo niebezpieczne dla zdrowia – zwiększają ryzyko zachorowania na raka, powodują rozmaite krwotoki i drgawki.

Dlatego działania kliniki wywołują wątpliwości nawet wśród ludzi przychylnych środowiskom transseksualnym. – To prawda, że syndrom zaburzeń płci można wykryć bardzo wcześnie, ale z drugiej strony większość dzieci z niego wyrasta. I co wtedy? – powiedziała „Rz” Michelle O’Brien, specjalistka z brytyjskiego Roehampton University. -Pozostaje mi wierzyć, że ci lekarze wiedzą, co robią.

Bicze, łańcuchy i tortury

Problem w tym, że wiarygodność doktora Spacka jest poważnie kwestionowana. -Ten człowiek jest powiązany z wieloma groźnymi organizacjami promującymi seksualne wynaturzenia. Ktoś taki nie powinien mieć dostępu do dzieci -uważa Amy Contrada.

W 2006 roku w Worcester w Massachussets Spack prowadził „warsztaty” podczas konferencji zorganizowanej przez organizacje radykalnych transseksualistów. Na to, o czym mówiono podczas imprezy, wskazują tytuły sesji: „Sadomasochizm? bicze, łańcuchy i sznury”, „Seks grupowy” czy „Jak uniknąć odpowiedzialności prawnej, gdy się kogoś torturuje”.
PIOTR ZYCHOWICZ

To upadek cywilizacji
Kris Minero przewodniczący chrześcijańskiego Instytutu Rodziny w Bostonie

Cała ta przerażająca historia jest dowodem na to, jak nisko upadła nasza cywilizacja. Odrzucamy tradycyjną moralność wyznawaną przez naszych ojców i zastępujemy ją przekonaniem, że można realizować wszystkie – nawet najbardziej perwersyjne i szalone – pragnienia, które przyjdą nam do głowy.

Najbardziej smutne jest to, że w podobne praktyki angażują się lekarze, których zadaniem powinno być ratowanie ludzkiego życia, a nie dokonywanie takich makabrycznych eksperymentów. Nie pozwalamy ludziom głosować, dopóki nie skończą 18 lat, nie pozwalamy im kupować alkoholu, dopóki nie skończą 21, a teraz nagle siedmiolatki mają decydować o tym, że chcą zmienić płeć? To nie dzieci chcą się poddawać tym terapiom, zmuszają je do tego nienormalni, nieodpowiedzialni dorośli.

Kierowcy z Kowna przeciwko gejom

Źródło: Rzeczpospolita: Kierowcy z Kowna przeciwko gejom
15.05.2007

Kierowcy trolejbusów w litewskim Kownie zaprotestowali przeciwko reklamom promującym tolerancję dla homoseksualistów. Chodziło o napisy „Gej może służyć w policji” i „Lesbijka może pracować w szkole”, które umieszczono na trolejbusach. Kierowcy odmówili prowadzenia pojazdów i reklamy zostały zdjęte.
reuters

Polacy to antysemici – uważa Liga przeciwko Zniesławieniu

Źródło: Rzeczpospolita: Czy Żydzi są odpowiedzialni za śmierć Chrystusa?
15.05.2007

Zdaniem Ligi przeciwko Zniesławieniu europejskie rządy robią zbyt mało w walce z antysemityzmem

39 procent Polaków uważa, że Żydzi są odpowiedzialni za śmierć Jezusa. Większość twierdzi, że „mówią za dużo o Holokauście”. Zdaniem żydowskiej Ligi przeciwko Zniesławieniu (ADL), która przeprowadziła sondaż, jest to dowód na to, że antysemityzm jest „głęboko zakorzeniony w polskim społeczeństwie”.

Sondaż przeprowadzono w pięciu największych kontynentalnych krajach UE – we Włoszech, Francji, Niemczech, Hiszpanii i Polsce. Zdaniem amerykańskiej ADL jego wynik świadczy o tym, że „wielka liczba Europejczyków hołduje antysemickim teoriom spiskowym, które w przeszłości przyczyniły się do cierpień narodu żydowskiego”.

Dowodem na to mają być m.in. odpowiedzi napytanie: „Czy zgadzasz się ze stwierdzeniem, że Żydzi są odpowiedzialni za śmierć Chrystusa?”. „Tak” odpowiedziało 39 proc. spośród 500 naszych rodaków, do których zadzwonili ankieterzy wynajęci przez ADL. To o wiele więcej niż w pozostałych krajach, gdzie odsetek ten wyniósł kilkanaście procent.

Oskarżanie z tego powodu Polaków o antysemityzm wzbudza jednak sprzeciw ekspertów. – Odpowiedź tę można interpretować dwojako. Jako obciążanie odpowiedzialnością za śmierć Chrystusa wszystkich Żydów, co jest niedopuszczalne, albo konkretnych żydowskich kapłanów żyjących przed dwoma tysiącami lat – powiedział „Rz” Michał Barcikowski z Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk. – W tym ostatnim przypadku stwierdzenie to jest po prostu prawdziwe i nie ma nic wspólnego z antysemityzmem. Jego zdaniem większość Polaków właśnie tak zrozumiała pytanie i odpowiedziała „zgodnie z logiką”.

ADL niepokoi również to, jak Polacy odpowiadali na inne pytania: „Czy Żydzi są bardziej lojalni wobec Izraela niż wobec państw, w których mieszkają?” (tak – 59 procent); „Czy Żydzi mają zbyt dużo władzy w świecie biznesu?” (tak – 49 procent). W obydwu wypadkach gorzej od nas wypadli jednak Hiszpanie.

Polacy częściej niż inne ankietowane narody przyznają natomiast, że ich zdaniem „Żydzi nadal mówią zbyt dużo o tym, co wydarzyło się podczas Holokaustu”. Zgodziło się z tym aż 58 procent naszych rodaków.

Ankieterzy zapytali również o to, czy władze danego kraju robią dostatecznie dużo, aby zapewnić bezpieczeństwo swoim żydowskim obywatelom. „Tak” odpowiedziało 47 procent Polaków, przeciwnego zdania było 37 procent.

Mimo to ADL wysuwa pod adresem polskiego rządu poważne zarzuty. – Przez to, że znajdują się w nim LPR i Samoobrona, w Polsce panuje bardzo zła atmosfera wokół Żydów – powiedział „Rz” Michael Salberg, dyrektor międzynarodowego departamentu ADL. Organizacja zwraca uwagę, że „antysemickie nastroje” w naszym kraju się nasilają oraz że nieprzychylne Żydom odpowiedzi pojawiały się najczęściej w grupie osób powyżej65. roku życia.

Zdaniem szefa ADL, znanego działacza żydowskiego Abrahama H. Foxmana, wyniki sondażu są bardzo niepokojące i zarówno UE, jak i poszczególne rządy powinny robić więcej, by zwalczać nastroje antyżydowskie. „Nie jesteśmy specjalnie zaskoczeni tym, że duża część ankietowanych w Polsce i Hiszpanii ma negatywną opinię o Żydach. Biorąc pod uwagę bogatą historię antyżydowskich uprzedzeń, które występowały w tych krajach, można uznać, że antysemityzm jest głęboko zakorzeniony w obu społeczeństwach” – napisał Foxman w oświadczeniu.

– Zestawienie tych dwóch narodów jest, delikatnie mówiąc, niestosowne. Bo kiedy Hiszpanie w XV wieku Żydów wypędzali, Polska przyjmowała ich z otwartymi ramionami – zauważa Michał Barcikowski.
Piotr Zychowicz

Meble przyjazne wegetarianom

Źródło: Rzeczpospolita: Meble przyjazne wegetarianom
12.05.2007

Członkowie rady miejskiej Totnes w południowo-wschodniej Anglii zastanawiają się, czy nie obić znajdujących się w ich siedzibie mebli plastikiem zamiast, jak było do tej pory, skórą. Obicia takie jak obecne mogą bowiem podobno urazić uczucia wegetarian.

Pomysł ten na posiedzeniu rady zgłosił jeden z jej członków John Macadie. – Nie powinniśmy używać produktów pochodzenia zwierzęcego – powiedział cytowany przez „Daily Telegraph” radny. Według niego plastikowe obicia będą nie tylko tańsze, ale również „przyjazne wegetarianom”.

Pomysł ten wywołał ostry sprzeciw części jego kolegów z rady. Oskarżyli oni Macadiego m.in. o „skąpstwo” (obicie pulpitów radnych plastikiem kosztowałoby 450 funtów, podczas gdy obicie ich skórą 680) oraz chęć zohydzenia wyglądu sali posiedzeń.

– Ta inicjatywa jest po prostu śmieszna. Kolejne szaleństwo politycznej poprawności – powiedział „Rzeczpospolitej” radny z Totnes Geoff Date. – Budynek rady jest jednym z najstarszych w naszym mieście, został zbudowany w średniowieczu. Meble były zawsze obite skórą i nikomu do tej pory to nie przeszkadzało – dodał.

Dyskryminacja Opus Dei w Niemczech

Źródło: Rzeczpospolita: Władze Brandenburgii kontra Opus Dei
09.05.2007

Ministerstwo edukacji Brandenburgii zabroniło Opus Dei otworzyć gimnazjum w Poczdamie. Urzędnicy obawiają się, że szkoła stanie się „centrum kształcącym konserwatywnych katolickich sekciarzy”.

Inicjator przedsięwzięcia, stowarzyszenie Wolne Szkoły Brandenburgii (FSB) zrzeszające działaczy Opus Dei, czyli prałatury personalnej Kościoła katolickiego, nie zamierza się poddawać. W przyszłym miesiącu organizacja złoży skargę przeciwko ministerstwu w sądzie administracyjnym w Poczdamie. We wrześniu 2006 roku FSB zwróciło się do ministerstwa o pozwolenie na otwarcie prywatnego gimnazjum dla chłopców na terenie byłych radzieckich koszar pod Poczdamem. – Ludzie się tego domagali. W Brandenburgii jest za mało szkół konfesyjnych. -tłumaczy „Rz” przewodniczący stowarzyszenia Christoph Rüssel. Szkoła miała działać zgodnie z obowiązującymi przepisami. Opus Dei miało przejąć wyłącznie nadzór duchowy, to znaczy nauczanie religii i odprawianie mszy świętych.

Ministerstwo odrzuciło jednak podanie, argumentując, że otwarcie szkoły tylko dla chłopców naruszałoby konstytucję landu. „Szkoły muszą gwarantować równy dostęp do edukacji uczniów obu płci” – czytamy w oficjalnym komunikacie resortu.

Rüssel uważa, że za tym argumentem kryją się zupełnie inne motywacje. – Kary cielesne i metody wychowawcze jak w średniowieczu. Tak wygląda, zdaniem ministerstwa edukacji, katolicka szkoła – oburza się. – Zakaz jest dowodem na to, w jaki sposób rząd landu prześladuje chrześcijan – dodaje. Jego zdaniem sprawujący władzę w Poczdamie socjaldemokraci uważają Opus Dei za niebezpieczną sektę.

-Jeden z posłów SPD do lokalnego parlamentu powiedział prasie, że chrześcijańskie wychowanie jest równoznaczne z przekazem przestarzałych wartości -dodaje. Urzędnicy resortu stwierdzili ponoć nawet, że Opus Dei chce w szkole wychować „kolejną generację chrześcijańskich fundamentalistów”.

Zdaniem ekspertów prawnych FSB ma szanse wygrać proces. -Argumentacja rządu jest wątpliwa. Konstytucja gwarantuje rodzicom wolny wybór szkoły. Tylko publiczne szkoły muszą być mieszane – mówi prof. Ulrich Häde z Uniwersytetu Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Jego zdaniem ministerstwo będzie musiało pozwolić na otwarcie szkoły.
Aleksandra Rybińska