Polityka gospodarcza Rosji

Cała polityka Putina oparta jest na budowaniu siły dzięki drogiej dzisiaj energii – mówi Konstantin Simonow, prezes Centrum Politycznego Rosji i autor raportu o transformacji Rosji w 2007 roku, w rozmowie z „Rz”


Rz: Gazprom jako Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rosji, Rosnieft i grupa Abramowicza jako Ministerstwo Finansów. Jakim krajem może być Rosja, w której rządzą wielkie korporacje?

Konstantin Simonow: To prawda, wpływ wielkich korporacji, i to niekoniecznie państwowych, na rosyjską politykę staje się coraz większy. Zresztą Gazprom może być także Ministerstwem Handlu, bo cała polityka Putina oparta jest na budowaniu siły dzięki drogiej dzisiaj energii. W sytuacji, kiedy w Rosji znajduje się 27 procent światowych zapasów gazu, czy to się komuś podoba czy nie, to i tak będą one narzędziem naszej polityki zagranicznej. Głupio byłoby z tego nie korzystać. A mocny i coraz mocniejszy jest nie tylko Gazprom, ale i giganty metalowe – Rusal, Siewierstal, Norylsk Nickel – które przecież są prywatne, tyle że prowadzone przez biznesmenów przyjaznych Kremlowi. W tej sytuacji nie ma co się dziwić, że rosyjskie władze wspierają ekspansję tych firm poza granicami kraju.

Tyle że często im się to nie udaje…

To też prawda. Siewierstal chciał kupić Arcelor, ale Europa się przestraszyła i wolała sprzedać go Mittalowi. Łukoil chciał kupić w Polsce Rafinerię Gdańską, ale podniósł się wrzask, że to byłby najazd rosyjskiego KGB…

A nie byłby?

Nie, bo Łukoil, choć dobrze żyje z Kremlem, jest dobrze zarządzaną firmą prywatną. Europa jest bardzo skuteczna w stawianiu barier inwestycyjnych.

Wy mówicie o stawianiu barier? A czym jest w takim razie podpisanie przez Władimira Putina w ostatnim dniu kadencji prezydenckiej dekretu ograniczającego dostęp kapitału zagranicznego do 46 branż w gospodarce? W dodatku ten dekret zaczął obowiązywać 7 maja, kiedy Putin objął urząd premiera!

Rzeczywiście, Putin zorientował się, że w ostatnim czasie doszło do ogromnych inwestycji zagranicznych w naszym przemyśle wydobywczym, a zwłaszcza w dziedzinie nośników energii. ExxonMobil, ConocoPhillips, które za czasów Rockefellera się podzieliły, teraz zbierają siły. Zresztą nie dotyczy to wyłącznie USA. Jest jeszcze przecież francuski Total Elf, który umocnił się w Europie. Jeśli do tego dodamy niemieckie E.ON czy Ruhrgas, obraz jest pełny. Podobnie jest w sektorze metalurgicznym, gdzie ArcelorMittal wyrósł na światowego giganta. Putin to wszystko obserwował, wyciągnął wnioski i tak powstała jego strategia. Ale nie mają racji ci, którzy myślą, że Putin kupuje za granicą firmy, żeby mieszać się w politykę. On kupuje po to, aby zarobić pieniądze. To dlatego Rosja zainteresowała się Afryką i Ameryką Łacińską. Być może jednak okaże się, że to wszystko już za późno.

W Wenezueli, Boliwii i Ekwadorze po nacjonalizacji i usunięciu zachodnich koncernów powstanie luka. Czy myśli pan, że Rosjanie będą dążyli, aby ją wypełnić?

Z pewnością będą tam potrzebne technologie, więc postaramy się znaleźć tam swoje miejsce. Tyle że będzie tam silna konkurencja. Byliśmy już przekonani, że mamy rafinerię w Możejkach, a okazało się, że kupił ją polski Orlen.

Kupił rafinerię, ale bez ropy.

Nie macie się co łudzić, rurociąg Przyjaźń pozostanie zamknięty i nie jest to element nacisku na Litwę, ale na Polskę. Rosjanie nie mogą zapomnieć, że usłyszeli od ludzi z Orlenu: jeśli nie sprzedacie nam ropy, kupimy ją sobie w Wenezueli. I nie ma znaczenia, że to Łukoil jest największym klientem rafinerii w Możejkach i głównym odbiorcą jej produkcji.

A czy w blokowaniu zachodnich inwestycji w wydobycie ropy i gazu też chodzi tylko o biznes?

Putin zdał sobie sprawę, że rosyjski udział w europejskim przemyśle wydobywczym jest ośmiokrotnie niższy od inwestycji zagranicznych w tym sektorze w Rosji, dlatego niektóre zachodnie firmy musiały opuścić Rosję. Jesteśmy w stanie udostępnić udziały w tych branżach, ale wyłącznie na zasadach wzajemności. I nie jest to nacisk polityczny, lecz twarde reguły biznesu. A Putin jest najpierw biznesmenem, a potem dopiero politykiem. Najlepszym dowodem jest to, że po zakończeniu kadencji prezydenckiej został premierem. Jemu już się znudziło odpowiadać na pytania związane z prawami człowieka, o sytuację w Czeczenii. Teraz będzie się zajmował biznesem i jeśli ktoś go zapyta, jak tam w Rosji z demokracją, odpowie: zapytajcie prezydenta.

Dlaczego Europa tak bardzo obawia się rosyjskich inwestycji?

Europa jest bardzo strachliwa. Boi się nie tylko pieniędzy rosyjskich, ale i inwestycji funduszy państwowych, arabskich czy chińskich. Natomiast zamykając drogę projektom rosyjskim w energetyce, Europa prowadzi własną grę biznesową. Biurokraci w Brukseli zdają sobie sprawę, że ich istnienie zależy właśnie od złych stosunków z Rosją. Sądzą, że Europa wreszcie się zjednoczy, jeśli znajdzie wspólnego wroga. Czyli szykuje nam się kolejna zimna wojna. Ale koniec końców i tak wiadomo, że Rosjanie sami sobie nie poradzą z wydobyciem gazu ze złóż Sztokmana, bo nie mają odpowiednich technologii, a Europie potrzebny jest ten gaz. Więc w polityce zimna wojna zmieni się w zimny pokój, a potem sytuacja całkowicie się znormalizuje. Innego wyjścia nie ma. A gospodarka niech idzie własną drogą.

Konstantin Simonow skończył nauki polityczne na uniwersytetach w Manchesterze i Moskwie – na tej uczelni skończył też ekonomię. Od kilkunastu lat przygotowuje analizy i opracowania z zakresu międzynarodowych stosunków gospodarczych i politycznych. Zanim związał się w 1997 r. z Centrum Politycznym Rosji pracował też w innych think-tankach oraz w mediach. Od 2003 r. kieruje tą instytucją, latem 2006 r. stanął też na czele Narodowego Instytutu Bezpieczeństwa Energetycznego NESF. Wykłada na Uniwersytecie Moskiewskim oraz Wyższej Szkole Ekonomii.

Źródło : Rzeczpospolita: Putin to biznesmen, a dopiero potem polityk
Danuta Walewska, Paweł Mazurkiewicz 20-05-2008

Gazprom blokuje budowę gazociągu Nabucco

Źródło: Rzeczpospolita: Gazprom blokuje budowę gazociągu Nabucco
17.10.2006

Rosjanie kuszą Węgrów i Włochów propozycją udziału w budowie nowego gazociągu z Turcji do Europy. Jeśli ci ją przyjmą, budowa rurociągu Nabucco może stracić sens. Tym rurociągiem miał trafiać na Stary Kontynent konkurencyjny wobec rosyjskiego gaz irański i kaspijski.

Szefowie rosyjskiego koncernu przekonują partnerów z węgierskiego MOL i włoskiego ENI, by zaangażowali się w projekt rurociągu. I są bliscy sukcesu. Chodzi o tzw. przedłużenie gazociągu Błękitny Potok, który biegnie z Rosji przez Morze Czarne do Turcji. Rosjanie mają pomysł, by dobudować jego połączenie z Europą przez Bałkany na Węgry oraz do Włoch.

To projekt konkurencyjny wobec Nabucco, czyli przygotowywanego od kilku lat rurociągu, którym ma popłynąć surowiec m.in. z Iranu i Azerbejdżanu. Trasa wiedzie z Turcji przez Bułgarię, Rumunię, Węgry do Austrii. Wstępnie rozważano nawet odgałęzienia do Czech i Polski, czyli krajów uzależnionych od rosyjskich dostaw surowca. To dlatego Nabucco, choć ma kosztować 4,6 mld euro, zyskał poparcie Unii Europejskiej. Chcą go dofinansować unijne instytucje finansowe. Pierwsze dostawy zaplanowano na mniej więcej 2010 rok. W konsorcjum, które przygotowuje budowę, zaangażował się m.in. węgierski koncern MOL. Trudno liczyć jednak, że firma ta jednocześnie będzie uczestniczyć w dwóch projektach: Nabucco i Błękitny Potok. Nabucco ma biec przez Węgry do Austrii, jeśli jednak MOL zrezygnuje z niego, to wątpliwa staje się cała budowa. Zwłaszcza że rosyjski koncern zachęca także bułgarskie i rumuńskie firmy do bliższej współpracy.

Węgierski minister gospodarki Janos Koka zapowiedział po rozmowach w Moskwie w ubiegły piątek, że w ciągu pół roku gotowy będzie wstępny plan inwestycji zaproponowanej przez Gazprom. Wcześniej MOL może zawrzeć z tym koncernem porozumienie. Poza tym Gazprom przygotowuje umowę z włoskim ENI, m.in. o współpracy przy przedłużeniu Błękitnego Potoku do Włoch, podpisanie dokumentu możliwe jest jeszcze w październiku.

Gazprom w rozmowach używa argumentu, który trudno byłoby odrzucić nie tylko Węgrom. Kraj ten jako uczestnik gazociągu może zmienić swoją pozycję – z nabywcy rosyjskiego surowca stanie się jego dystrybutorem dla państw bałkańskich i Europy Środkowej.

Wiele wskazuje na to, że MOL skorzysta z propozycji Rosjan. W ostatnich miesiącach oba koncerny zacieśniają kontakty i planują budowę wielkich magazynów gazu na terenie Węgier. Kilka tygodni temu Władimir Putin osobiście zapewniał, że rosyjski surowiec będzie dostarczany do tego kraju bez zakłóceń. Rosjanie chcą, by dzięki przedłużeniu Błękitnego Potoku można było dostarczać do Europy od 8 do 10 mld m sześc. gazu rocznie. Koszt tej inwestycji szacuje się na 5 mld euro.

Rosyjska oferta dla Węgrów do złudzenia przypomina tę, jaką kilka dni temu otrzymali Niemcy. Władimir Putin w czasie wizyty w Dreźnie zaproponował, by ten kraj również stał się głównym w Europie miejscem dystrybucji rosyjskiego gazu, i ma to być swoista nagroda za udział niemieckich koncernów w budowie gazociągu przez Bałtyk (z Rosji do niemieckiego wybrzeża).

Agnieszka Łakoma

Pośrednik dla władzy (Gazprom)

Żródło: Rzeczpospolita
21.01.2006

Nie sposób dojść, do kogo właściwie należy firma RosUkrEnergo, odpowiadająca za dostawy gazu na Ukrainę

Służba Bezpieczeństwa Ukrainy latem 2005 roku podjęła śledztwo w sprawie działalności RosUkrEnergo. Gdy jednak odszedł jej szef Ołeksander Turczynow, zostało ono wstrzymane

Rosyjski Gazprom jest mistrzem w tworzeniu firm, które pozwalają mu skryć się za nowym szyldem i umocnić pozycję na rynku gazowym. Jednocześnie umożliwiają one transfer olbrzymich środków do prywatnych kieszeni osób, które z różnych powodów, także politycznych, powinny się przy koncernie „pożywić”. Jedną z takich firm jest spółka RosUkrEnergo, dzięki której udało się zażegnać ostry kryzys gazowy między Rosją i Ukrainą.

Na początku stycznia uzgodniono, że rosyjski Gazprom będzie sprzedawał gaz ziemny (tak jak sobie tego życzył, przypierając Ukrainę do muru) po 230 dolarów za 1000 m sześc., ale ukraiński Naftohaz zapłaci zań jedynie 95 dolarów. A wszystko, jak podano oficjalnie, dzięki pośrednikowi, zarejestrowanej w Szwajcarii firmie RosUkrEnergo, która – podobno – ma mieszać tani gaz turkmeński z droższym rosyjskim, dzięki czemu wszyscy wyjdą na swoje…

Czy tak będzie, to się jeszcze okaże. Eksperci nie mają jednak wątpliwości: RosUkrEnergo to najsłabsze i najbardziej podejrzane ogniwo w rosyjsko-ukraińskim kontrakcie gazowym. O samej firmie niewiele wiadomo, ale i tego, co już ujawniono, wystarczy, aby uważniej patrzeć na jej poczynania.
Dochodowe przedsięwzięcie

Pierwsze pytanie brzmi: do kogo RosUkrEnergo tak naprawdę należy? Firma powstała w lipcu 2004 r. Została zarejestrowana w szwajcarskim raju podatkowym, w kantonie Zug. Z dokumentów rejestracyjnych wynika, iż jej udziałowcami są (po połowie): rosyjski Gazprombank (za pośrednictwem spółki córki Arosgas Holding AG) oraz austriacka firma Raiffeisen Banking Group. RBG działa za pośrednictwem dwóch spółek, których jest 100-procentowym właścicielem: Raiffeisen Investment AG i Centragas.

Sam Raiffeisen nie ukrywa, że jest tylko firmą zarządzającą udziałami: w rzeczywistości należą one do grupy właścicieli, prawdopodobnie ukraińskich, których nazwisk jak dotąd nie ujawniono. Podobno dlatego, aby w gorącej atmosferze, jaka zapanowała po wybuchu rosyjsko-ukraińskiego konfliktu gazowego, nie stawiać ich w trudnej sytuacji…

Jedno jest pewne: przedsięwzięcie jest bardzo dochodowe. Według informacji byłego szefa Naftohazu, Jurija Bojko, RosUkrEnergo powołano do życia w celu rozbudowy Międzynarodowego Systemu Gazociągów, przez który na Ukrainę dostarczany jest gaz środokowo-azjatycki, głównie turkmeński. Wartość inwestycji oceniono na 3,9 mld dolarów. Zapewnieniem tych środków ma się zająć właśnie RosUkrEnergo.

Ważne jest, że zgodnie z porozumieniem podpisanym przez tę firmę i Naftohaz stała się ona faktycznym monopolistą w dostawie turkmeńskiego gazu na Ukrainę. Za jej usługi Naftohaz zobowiązany jest przekazać operatorowi – czyli właśnie RosUkrEnergo – 37,5 proc. gazu dostarczanego z Turkmenii. Określoną część tego gazu Naftohaz musi potem odkupić, a resztę RosUkrEnergo sprzedaje na rynkach europejskich. Oczywiście, już po innych cenach.

Tym sposobem z 36 mld m sześc. gazu zakupionego w Turkmenii RosUkrEnergo dostał w rozliczeniu 13 mld m sześć. Mógł je odsprzedać dalej – zarabiając na tym w 2005 roku 2,5 mld dolarów.

Jednym z jego zagranicznych odbiorców było w ubiegłym roku PGNiG. Według rosyjskich źródeł polska firma kupiła kilka miliardów metrów sześc. gazu (200 – 250 mln m sześc. miesięcznie), płacąc średnio 85 – 90 dolarów za 1 tys. m sześc.
Ludzie prezydentów – i nie tylko

Kto stoi za RosUkrEnergo? – Według potocznej opinii, ludzie związani zarówno z administracją prezydenta Rosji, jak i Ukrainy. Trudno powiedzieć, jak dalece prawdziwa jest ta opinia, ale – jak twierdził poważny tygodnik kijowski, „Zierkało Tyżnia” (sierpień 2005) – nie jest przypadkiem, że RosUkrEnergo powstało nieomal nazajutrz po spotkaniu prezydentów Władimira Putina i Leonida Kuczmy.

W praktyce firma ta nieomal dokładnie powtarza schemat działania swoich głośnych z różnych skandali poprzedniczek. Z jedną różnicą: dawna Itera – pierwszy z pośredników dopuszczonych do obsługi dostaw turkmeńskiego gazu – brała za swoje „usługi” 41 proc. gazu, jej następczyni, firma EuralTransGas – 38 proc., a RosUkrEnergero – już „tylko” 37,5 proc.

W rzeczywistości, twierdzą eksperci, jest ona jedynie kolejną mutacją swoich poprzedniczek. Zwłaszcza EuralTransGas budziła zastrzeżenia: zarzucano jej kryminalne powiązania. Zarejestrowana na Węgrzech dysponowała niespełna 13,5 tys. dolarów kapitału zakładowego, ale obracała kwotami liczonymi w miliardach. Formalnie w 50 proc. należała do Gazpromu, w 30 proc. – do firm powiązanych ze stroną ukraińską, a w 20 proc. – do organizacji będących własnością Siemiona Mogilewicza. To poszukiwany listami gończymi przez Interpol głośny mafioso, związany z rosyjskimi grupami przestępczymi. Właśnie jego ludzie – twierdzą źródła ukraińskie – wymyślili cały schemat i do dziś, jak pisze moskiewska „Nowaja Gazieta”, ich nazwiska można znaleźć wśród kadry kierowniczej RosUkrEnergo. Zalicza się do nich podobno były bliski współpracownik Mogilewicza – wiceprezes jego firmy Arigon Ltd i dyrektor finansowy Highrock Holdings Ltd. – Igor Fiszermann, a także były przedstawiciel EuralTransGas w Azji Środkowej Dmitrij Firtasz, kierujący jednocześnie firmą Highrock Properties Ltd.

Ciekawe są i inne związki kadry kierowniczej RosUkrEnergo, ujawnione przez „Nową Gazietę”. Jednym z szefów firmy jest Konstantin Czujczenko, b. funkcjonariusz KGB, wywodzący się z Petersburga i w swoim czasie blisko powiązany z członkiem zarządu Gazpromu Ilją Jelisiejewem oraz obecnym wicepremierem, a jednocześnie przewodniczącym rady nadzorczej Gazpromu Dmitrijem Miedwiediewem. Inny członek zarządu RosUkrEnergo to Oleg Palczikow, który jeszcze trzy lata temu reprezentował w Moskwie interesy EuralTransGasu.

Z ustaleń moskiewskiej „Nowe Gaziety” wynika również, że Arosgas, szwajcarską spółkę córkę Gazpromu, kontrolują cztery osoby powiązane z Gazprombankiem: zarządzający firmą Konstantin Szmielow i członkowie jej zarządu – wiceprezes Gazprombanku Aleksiej Matwiejew oraz Andriej Krawcow i Wiktor Komarow.

Chociaż Wolfgang Putchek, szef Raiffeisen Investment AG – jedyny, który publicznie występował w imieniu kierownictwa RosUkrEnergo – nie chciał ujawnić składu udziałowców firmy, co nieco wiadomo również o właścicielach drugiej połowy jej udziałów – Centragas Holding AG.

Firma jest zarejestrowana w Wiedniu. Co ciekawe, pod tym samym adresem figurują: UkrinvestHolding AG oraz spółka Zangas. Ta ostatnia ma budować gazociąg w Turkmenii – i otrzymać za to prawie 2 mld m sześc. turkmeńskiego gazu po cenie 60 dolarów. Jak wynika z austriackich dokumentów, szefem Zangasu jest Aleksiej Sieriebriennikow, a sama firma powstała po prywatyzacji rosyjskiego przedsiębiorstwa Zarubieżnieftiegazstroj. Z kolei Ukrinvest Holding AG należy do tajemniczej firmy cypryjskiej – Nosilka Ventures Ltd.
Śledztwo zawieszono

Ślady na tym się urywają. Jak pisze „Nowaja Gazieta”, ciemne interesy, zawierane na styku biznesu i polityki, zbliżają Rosję i Ukrainę bardziej niż cokolwiek innego, nie wyłączając samego gazu. I coś w tym jest.

Jak dotąd jedynie kierowana przez Ołeksandra Turczynowa Służba Bezpieczeństwa Ukrainy latem 2005 roku podjęła śledztwo w sprawie działalności RosUkrEnergo. Sprawą zainteresowana była ówczesna premier Julia Tymoszenko. Turczynow był bliskim jej współpracownikiem, więc kiedy odeszła, musiał odejść i on, a śledztwo zostało wstrzymane.

Czy z tego wynika, że w sprawę mogą być zamieszani ludzie obecnego prezydenta Wiktora Juszczenki? – Nie ma na to żadnych dowodów. Obecnie zarówno rosyjscy, jak i ukraińscy deputowani domagają się ujawnienia rzeczywistych właścicieli RosUkrEnergo, ale ich działania mają wyraźny podtekst polityczny. Pojawiły się za to informacje o możliwości odkupienia przez Naftohaz od Raiffeisen Banku udziałów w RosUkrEnergo. Zdaniem części ekspertów byłby to najlepszy sposób na ostateczne ukrycie tego, kto rzeczywiście czerpał dochody z pośrednictwa ze sprzedaży turkmeńskiego gazu.
SŁAWOMIR POPOWSKI

Historia Gazpromu

Żródło: Rzeczpospolita
21.01.2006

Powstał jako państwowy koncern w 1989 r. na bazie Ministerstwa Przemysłu Gazowego ZSRR. Na przełomie lat 1992 1993 utworzono spółkę akcyjną skarbu państwa, ale pierwsze walne zgromadzenie udziałowców odbyło się dopiero w 1996 r. Gazprom ominęła fala prywatyzacji lat 90., gdy w Rosji nowi biznesmeni, powiązani często z władzą lub ze środowiskiem kryminalnym, przejmowali zakłady gospodarujące surowcami naturalnymi. Mówi się, że pieczę nad gazem sprawował osobiście ówczesny premier Wiktor Czernomyrdin, choć nigdy nie zasiadał we władzach spółki.

Lata 90. ubiegłego stulecia należą do najbardziej zagadkowych w historii spółki, mimo że została upubliczniona w 1996 r. Warto wspomnieć choćby o tym, że Gazprom notował notoryczne straty w 1998 r. wyniosły aż 6 mln USD. W 1996 r. podpisał m.in. umowy handlowe z Polską, wówczas także zapadły decyzje o budowie gazociągu jamalskiego. Od tego czasu firma podpisywała rocznie po kilka międzynarodowych kontraktów na eksport gazu, ale wciąż była na minusie. Dopiero na przełomie lat 1999 2000, gdy do władzy doszedł prezydent Władimir Putin, państwo zainteresowało się kondycją firmy. Od tego czasu władze Rosji trzymają spółkę mocną ręką. Od 2001 r. kieruje nią Aleksiej Miller.

Podporządkowanie Gazpromu władzom centralnym wyszło na dobre obu stronom. Spółka zaczęła przynosić zyski i płacić wielkie podatki. Jednocześnie zaczęła ekspansję na zagraniczne rynki. Pierwsze umowy podpisywano już w 1997 r., ale ich prawdziwy wysyp zaczął się w 2000 r. Wówczas rozpoczęto także budowę drugiego zagranicznego gazociągu Błękitnego Potoku do Turcji, który w przyszłości ma dostarczać gaz przez Bałkany do Włoch. Jednocześnie ogłoszono, że spółka ma pozbyć się 150 podmiotów zależnych, niezwiązanych z jej główną działalnością. Jednak do dziś sprzedano zaledwie 24 za ok. 72 mln USD.

W 2001 r. Gazprom przejął największą prywatną telewizję NTW i poza gazowym stał się także gigantem mediowym. Należą do niego m.in. opiniotwórcze dziennik „Izwiestia” i radio Echo Moskwy. Gazprom ma także własne spółki ubezpieczeniowe, telekomunikacyjne, nawet linie lotnicze. Należący do niego Gazprombank jest trzecim co do wielkości bankiem w Rosji. Dziś Gazprom bezpośrednio i pośrednio ma udziały w ok. 270 spółkach w ponad 20 krajach.

Nawet dopuszczenie akcji Gazpromu do publicznego obrotu, a potencjalnie zwiększenie udziału zagranicznego kapitału, nie zmieni statusu państwowej spółki. W 1999 r. państwo zagwarantowało sobie minimum 35 proc. jej udziałów.s.g.