Homoseksualizm nie jest chorobą – kto o tym zdecydował

W konkursie na najbardziej skuteczny lobbing XX wieku na podium z pewnością stanęłyby środowiska gejowskie. Ofiarami tego konkursu są… sami homoseksualiści.
Pierwszym znaczącym sukcesem lobby gejowskiego było skreślenie homoseksualizmu z listy chorób psychicznych przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne w latach 70. Dwadzieścia lat później Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) poszła w ślady Amerykanów. Pierwszy raz w historii o skreśleniu czegoś z listy chorób zadecydowały nie badania naukowe, a referendum przeprowadzone wśród psychiatrów i psychologów. Dobór osób głosujących nie był, zresztą, reprezentatywny. Celowo nie zapytano o zdanie dość licznej grupy specjalistów o odmiennych poglądach.

Jest droga wyjścia
Nawet francuska feministka Elizabeth Badinter nie kryła oburzenia, kiedy pisała o decyzji WHO: „Nie można godzić się na to, by nauka rozstrzygała o fałszu i prawdzie na drodze nacisków grup społecznych, czy (…) referendum”. Nie tylko Badinter wiedziała, że to wpływ lobby homoseksualnego, a nie rzetelna wiedza naukowa, zdecydował o zwrocie w psychiatrii. Intencja była czytelna: jeśli coś nie jest chorobą, jest normalne. I nie można już wmawiać gejom, że „mogą z tego wyjść”. Tymczasem sam dr Robert Spitzer (obecnie profesor), który doprowadził do skreślenia homoseksualizmu z listy zaburzeń w 1973 r., po latach przyznał się do pomyłki. Przeprowadził serię badań wśród osób homoseksualnych, które poddały się terapii (wyniki badań opisał w raporcie Can Some Gay Men and Lesbians Change Their Sexual Orientation? 200 Participants Reporting a Change from Homosexual to Heterosexual Orientation).

Okazało się, że przed jej rozpoczęciem tylko 2 proc. gejów uważało, że „spełnia” się w relacji heteroseksualnej (u kobiet – 0 proc.!). Po terapii już 66 proc. mężczyzn i 44 proc. kobiet uważało się za zdolne do trwania w związku z osobą płci przeciwnej. Dr Spitzer powiedział wtedy: „Jestem przekonany, że wielu ludzi dokonało poważnych zmian w kierunku stania się heteroseksualistami. Podchodziłem do tych badań sceptycznie. Teraz twierdzę, że te zmiany mogą być trwałe”. Tego oczywiście nie chciały uznać organizacje gejów i lesbijek. A za nimi posłusznie podążyły najważniejsze światowe media.

Homo-plan
Wprawdzie spiskowe teorie dziejów są skompromitowaną próbą tłumaczenia rzeczywistości (choć nadal mają wzięcie), jednak równie absurdalne jest odrzucanie możliwości sterowania zbiorową świadomością przez wpływowe grupy nacisku. W przypadku inwazji lobby homoseksualnego argumenty cisną się właściwie same. W 1987 roku w USA gejowskie pismo „Guide Magazine” opublikowało artykuł Marshalla Kirka, który był wyrażonym wprost programem oswajania społeczeństwa z „równouprawnioną” orientacją seksualną. Aż dziwne, że w Polsce przez całe lata nikt nie przedrukował tego znamiennego tekstu. Tylko „Rzeczpospolita” zdobyła się na to w ubiegłym roku („Przerobić heteroseksualną Amerykę”, nr 139/2007).

„Krok 1: Mówcie o homoseksualistach i homoseksualizmie tak często i tak głośno, jak to możliwe. Stoi za tym prosta zasada: niemal każde zachowanie zaczyna wyglądać normalnie, jeśli stykasz się z nim dość często w swoim bliskim otoczeniu (…).

Krok 2: Przedstawiajcie gejów jako ofiary, nie jako agresywnych rywali (…).W tym celu osoby występujące w kampanii powinny być prawe i przyzwoite, miłe w obyciu i godne uznania wedle zwyczajnych standardów, całkowicie niewyróżniające się wyglądem – jednym słowem, nierozróżnialne od heteroseksualistów, do których chcemy dotrzeć (…).

Krok 3: Nasza kampania nie może domagać się bezpośredniego wsparcia dla praktyk homoseksualnych; powinna natomiast obrać za główny wątek walkę z dyskryminacją. Wolność słowa, wolność wyznania, wolność zrzeszania się, prawo do sprawiedliwego procesu i powszechna ochrona prawna – takie problemy powinna uwypuklać nasza kampania.

Krok 4: Zadbajcie, żeby geje dobrze wypadali (…). W krótkim czasie zręczna i bystra kampania medialna może przemienić wspólnotę gejowską w matkę chrzestną cywilizacji zachodniej. Równolegle nie powinniśmy zapominać o poparciu ze strony gwiazd.

Krok 5: Sprawcie, aby wrogowie wypadli źle. Na późniejszym etapie kampanii, kiedy już reklamy gejowskie spowszednieją, nadejdzie czas rozprawić się z pozostającymi nadal przeciwnikami. Mówiąc bez ogródek – trzeba ich zmieszać z błotem. Mamy przy tym dwojakie cele. Po pierwsze chcemy zastąpić pewną siebie homofobię ogółu wstydem i poczuciem winy. Po drugie chcemy sprawić, by wrogowie gejów wyglądali tak paskudnie, że przeciętny Amerykanin będzie chciał się od nich trzymać z daleka”.

Owoce tak zakrojonego planu działania widać gołym okiem. Autor artykułu pisze także, że podjęcie tych działań jest pilne ze względu na „dobro każdej osoby homoseksualnej”. Z pewnością nie pytał o zdanie tych homoseksualistów, którzy czują się źle ze swoimi skłonnościami (które, przypomnijmy, nie są grzechem! grzechem są dopiero czyny homoseksualne) i próbują wyjść na prostą.
Jacek Dziedzina

Źródło: Gość Niedzielny: Homo-lobby nr 1
artykuł z numeru 19/2008 11-05-2008

—————–

Artykuły powiązane:
Propaganda homoseksualna – jak to się robi

—————-

Krytyka homoseksualistów zakazana

Źródło: Rzeczpospolita: Więzienie za krytykę geja
10.10.2007

Podżeganie do nienawiści oraz przemocy wobec gejów i lesbijek stanie się w Wielkiej Brytanii ciężkim przestępstwem. Będzie za nie można trafić nawet na siedem lat do więzienia. O dwa lata więcej niż za gwałt.

Poszerzenie zakazu dyskryminacji ze względu na przynależność religijną lub rasową o homoseksualistów zapowiedział minister sprawiedliwości Jack Straw. – Chcę, aby groźby i obelgi wobec homoseksualistów były karalne. Nie możemy akceptować nienawiści wobec części społeczeństwa – powiedział w parlamencie.

Według niego homoseksualiści zasługują „na podobną ochronę jak osoby niepełnosprawne”. Teraz policja będzie mogła aresztować każdego, kto tworzy „klimat niechęci lub nienawiści” wokół gejów. Dozwolona ma być wyłącznie „konstruktywna krytyka” oraz „łagodne” dowcipy na ich temat. Organizacje chrześcijańskie i muzułmańskie będą mogły krytykować homoseksualistów pod warunkiem, że ich krytyka będzie „umiarkowana”. O tym, czy taka jest, będą rozsądzać policjanci.

Podobne przepisy, które stanowią część nowej ustawy o prawie karnym i imigracji, niepokoją organizacje religijne. Obawiają się one, że staną się teraz „niewolnikami gejów i lesbijek”.

– Biblia nazywa homoseksualizm abominacją. Większość gejów uważa to za obraźliwe. Żeby nie trafić do więzienia, będziemy musieli wyrzec się naszej wiary – powiedziała „Rz” Andrea Williams ze Stowarzyszenia Chrześcijańskich Adwokatów.

Martwić powinni się też brytyjscy raperzy. Zakazane mają zostać antygejowskie piosenki. Na razie nie wiadomo, czy płyty z tymi utworami będą wycofywane ze sklepów.

Propaganda homoseksualna – jak to się robi

W 1987 r. w gejowskim czasopiśmie „Guide Magazine” ukazał się artykuł formułujący zasady, jakie powinien stosować ruch homoseksualny, aby zaistnieć w mediach i uczynić swój program strawnym dla przeciętnego Amerykanina. Publikujemy jego obszerne fragmenty.

Pierwszym celem działania jest znieczulenie amerykańskiej publiczności w odniesieniu do gejów i ich praw. Chodzi o to, aby ułatwić jej spoglądanie na homoseksualizm z obojętnością, a nie z żywym zaangażowaniem. Byłoby najlepiej, gdyby zwykli ludzie zauważali różnicę w preferencjach seksualnych w ten sam sposób, w jaki zauważają fakt, że można mieć różne ulubione smaki lodów albo dyscypliny sportu. Ona lubi truskawkowe, ja wolę waniliowe, on kibicuje baseballowi, ja piłce nożnej. Nie ma problemu.

Przynajmniej na początku dążymy do znieczulenia publiczności i niczego więcej. Nie możemy oczekiwać pełnego „dowartościowania” czy „zrozumienia” homoseksualizmu przez przeciętnego Amerykanina. Darujcie sobie przekonywanie mas, że homoseksualizm to coś dobrego. Ale jeśli tylko potraficie sprawić, by pomyślały, że to coś innego i wzruszyły ramionami, to właściwie już wygraliście bitwę o prawa. Aby dojść do etapu wzruszenia ramionami, geje jako klasa muszą przestać uchodzić za tajemniczych, obcych, godnych potępienia i idących wbrew ogółowi. Niezbędna będzie kampania medialna na dużą skalę, aby zmienić obraz gejów. Aby osiągnąć te przemiany, kampania musi uwzględnić sześć punktów.

Krok 1: mówcie o homoseksualistach i homoseksualizmie tak często i tak głośno, jak to możliwe

Stoi za tym prosta zasada: niemal każde zachowanie zaczyna wyglądać normalnie, jeśli stykasz się z nim dość często w swoim bliskim otoczeniu. To, czy ktoś zaakceptuje nowe zachowanie, będzie zależeć od tego, ilu jego znajomych to robi lub akceptuje. Jeśli człowiek spod budki z piwem nie poczuje nacisku, aby robił to samo i jeśli dane zachowanie nie stwarza dlań zagrożenia fizycznego ani finansowego, oswoi się z nim i życie potoczy się dalej. Sceptycy mogą kręcić głową i myśleć: „Ludzie powariowali”, ale z upływem czasu obiekcje staną się bardziej stonowane, filozoficzne raczej niż emocjonalne.

Żeby stłumić przewrażliwienie na punkcie homoseksualizmu, konieczne jest, aby wiele ludzi poruszało ten temat w sposób neutralny lub życzliwy. Nieustanne mówienie o nim tworzy wrażenie, że opinia publiczna jest przynajmniej podzielona i że istotny jej segment akceptuje lub wręcz praktykuje homoseksualizm.

Nawet ostre dyskusje między wrogami a obrońcami przyczyniają się do znieczulenia – pod warunkiem że głos zabierają „szacowni” geje. Głównym celem jest rozmawianie o gejostwie, aż wszyscy będą mieli dosyć.

Kiedy radzimy, by mówić o homoseksualizmie, mamy dokładnie to na myśli. Na wczesnym etapie kampanii nie powinno się szokować i odpychać mas zbyt wczesnym pokazywaniem homoseksualnych zachowań jako takich. Należy unikać obrazów czynności seksualnych, a prawa gejów niech będą sprowadzone do abstrakcyjnej kwestii społecznej. Niech najpierw wielbłąd wetknie swój nos do namiotu, zanim wpakuje nieprzystojny tyłek!

Ważne jest, gdzie zabieramy głos. Media wizualne – film i telewizja – to oczywiście najpotężniejsze środki budowy wizerunku w cywilizacji zachodniej. Jak dotąd geje w Hollywood byli najlepszą ukrytą bronią w walce o znieczulenie głównego nurtu opinii. Krok po kroku w ciągu minionych dziesięciu lat wprowadzano postaci i tematy gejowskie do filmów i programów (choć często w celu osiągnięcia efektów komicznych i ośmieszenia).

Czy kampania znieczulająca dotrze do każdego wściekłego wroga homoseksualizmu? Rzecz jasna nie. Opinia publiczna jest jednym ze źródeł wartości uznawanych przez ogół; drugim są instytucje religijne. Skoro konserwatywne Kościoły potępiają gejów, możemy zrobić tylko dwie rzeczy, aby osłabić homofobię głęboko wierzących. Po pierwsze możemy zamącić wody moralności przez akcentowanie poparcia dla gejów ze strony bardziej umiarkowanych Kościołów, formułowanie teologicznych wątpliwości co do konserwatywnej interpretacji Biblii, wskazywanie na przypadki nienawiści i niekonsekwencji. Po drugie, możemy podkopać moralny autorytet homofobicznych Kościołów, przedstawiając je jako przestarzały zaścianek, nienadążający za czasami oraz najnowszymi osiągnięciami psychologii.

Krok 2: przedstawiajcie gejów jako ofiary, nie jako agresywnych rywali

Z gejów należy uczynić ofiary potrzebujące ochrony, przez co heteroseksualiści będą odruchowo skłonni przybrać rolę obrońcy. Jeśli natomiast przedstawimy gejów jako silną i pewną siebie grupę promującą mocno niekonformistyczny i wypaczony sposób życia, zostaną najprawdopodobniej uznani za wroga publicznego, wobec którego uzasadniony jest opór i nacisk. Z tego powodu musimy odpuścić sobie pokusę dumnego kroczenia w paradach, jeśli to stoi w sprzeczności z wizerunkiem geja-ofiary. Musimy umieć poruszać się po cienkiej linii między okazywaniem zwykłym ludziom, jak wielu nas jest, a wzbudzaniem w nich wrogiej, paranoicznej reakcji w stylu „oni są wszędzie dookoła!”.

Medialna kampania nagłaśniająca wizerunek geja-ofiary powinna stosować symbole, które obniżają w opinii publicznej poczucie zagrożenia, osłabiają jej mechanizmy obronne i wzmacniają wiarygodność roli ofiary. W sensie praktycznym znaczy to, że w reklamach gejowskich i innych wystąpieniach publicznych nie należy eksponować zawadiackich, wąsatych atletów. Pojawić się natomiast powinni uroczy młodzi ludzie, osoby starsze oraz atrakcyjne kobiety. Nie trzeba dodawać, że grupy będące na marginesie tego, co jest do przyjęcia takie jak NAMBLA (północnoamerykańskie stowarzyszenie mężczyzn kochających chłopców) nie mogą brać żadnego udziału w takiej kampanii. Podejrzani o molestowanie dzieci nigdy nie wyjdą na ofiary.

Opinia publiczna musi słyszeć, że geje to ofiary swojego losu – bowiem większość z nich nie miała wyboru i nie mogła uznać bądź odrzucić swoich preferencji seksualnych. Przekaz musi brzmieć: „tak jak to geje widzą ze swojej perspektywy, to urodzili się gejami, tak jak wy urodziliście się heteroseksualni, czarni, biali, inteligentni, dobrze umięśnieni. Nikt nigdy ich nie uwiódł ani nie omamił. Nigdy nie dokonali wyboru i nie są moralnie winni.

Zwykli widzowie muszą móc utożsamić się z gejami jako ofiarami. Nie wolno dawać przeciętnemu człowiekowi okazji, by powiedział? „Oni nie są jak my””.

W tym celu osoby występujące w kampanii powinny być prawe i przyzwoite, miłe w obyciu i godne uznania wedle zwyczajnych standardów, całkowicie niewyróżniające się wyglądem – jednym słowem, nierozróżnialne od heteroseksualistów, do których chcemy dotrzeć. Tylko pod tym warunkiem zabrzmi poprawnie przekaz: „Ci ludzie są ofiarami losu, a to samo mogło i mi się przytrafić”.

Drugi przekaz to wątek gejów jako ofiar społeczeństwa. Heteroseksualna większość nie uznaje cierpienia, jakie sprawia w życiu gejów, należy więc jej to pokazać. Szczegółowe zdjęcia pobitych gejów, udramatyzowane opowieści o niepewności swego miejsca pracy i dachu nad głową, o odbieraniu prawa do opieki nad dzieckiem oraz o publicznych upokorzeniach.

Krok 3: dajcie obrońcom poczucie, że działają w dobrej sprawie

Kampania medialna, która określa gejów jako ofiary społeczeństwa i zachęca heteroseksualistów, aby ich chronili, musi ułatwić adresatom wytłumaczenie sobie ich nowo nabytej opiekuńczości. Mało która heteroseksualistka, a tym mniej heteroseksualista byliby gotowi bronić otwarcie homoseksualizmu jako takiego. Większość raczej może związać swój odruch opiekuńczy z jakąś zasadą sprawiedliwości lub prawa, z ogólnym pragnieniem równości i sprawiedliwości. Nasza kampania nie może domagać się bezpośredniego wsparcia dla praktyk homoseksualnych; powinna natomiast obrać za główny wątek walkę z dyskryminacją. Wolność słowa, wolność wyznania, wolność zrzeszania się, prawo do sprawiedliwego procesu i powszechna ochrona prawna – takie problemy powinna uwypuklać nasza kampania.

Szczególnie ważne, by ruch gejowski podczepił swoją sprawę do powszechnie akceptowanych standardów prawa i sprawiedliwości. Heteroseksualni obrońcy gejów muszą mieć bowiem pod ręką przekonującą odpowiedź na moralne argumenty ich wrogów. Homofobi ubierają swój emocjonalny wstręt w ciężkie szaty dogmatów religijnych. Obrońcy praw gejów muszą więc być gotowi odpierać dogmaty zasadami.

Krok 4: zadbajcie, żeby geje dobrze wypadali

Aby gej-ofiara budził współczucie i zrozumienie wśród heteroseksualistów, musicie przedstawiać go jako przeciętnego człowieka. Ale kampania musi mieć też nieco śmielszy i agresywniejszy wątek: aby zrównoważyć coraz silniejsze ataki ze strony prasy na homoseksualistów, trzeba przedstawić ich jako wybitne podpory społeczeństwa. Tak, dobrze wiemy, że to jest sztuczka stara jak świat. Inne mniejszości w kółko ją stosują w reklamach, które dumnie ogłaszają: czy wiecie, że ten wielki człowiek też był…? Ale jest to treść kapitalnej wagi dla tych heteroseksualistów, którzy nadal widzą gejów jako „wyrzutków”.

Honorowy poczet gejów i biseksualistów zapiera dech. Od Sokratesa do Szekspira, od Aleksandra Wielkiego do Aleksandra Hamiltona, od Michała Anioła do Walta Whitmana, od Safony do Gertrudy Stein – lista jest stara, ale wciąż szokuje heteroseksualną Amerykę. W krótkim czasie zręczna i bystra kampania medialna może przemienić wspólnotę gejowską w matkę chrzestną cywilizacji zachodniej.

Równolegle nie powinniśmy zapominać o poparciu ze strony gwiazd.

Krok 5: sprawcie, aby wrogowie wypadli źle

Na późniejszym etapie kampanii, kiedy już reklamy gejowskie spowszednieją, nadejdzie czas rozprawić się z pozostającymi nadal przeciwnikami. Mówiąc bez ogródek – trzeba ich zmieszać z błotem. Mamy przy tym dwojakie cele. Po pierwsze chcemy zastąpić pewną siebie homofobię ogółu wstydem i poczuciem winy. Po drugie chcemy sprawić, by wrogowie gejów wyglądali tak paskudnie, że przeciętny Amerykanin będzie chciał się od nich trzymać z daleka.

Opinii publicznej trzeba pokazywać zdjęcia bluzgających homofobów, którzy mają poza tym cechy i poglądy budzące niechęć zwyczajnej Ameryki. Mogą to być zdjęcia Ku-Klux-Klanu żądającego spalenia żywcem bądź kastracji gejów, nawiedzonych kaznodziei z Południa śliniących się w histerycznej nienawiści do tego stopnia, że wygląda to zarazem komicznie i niezdrowo. Zdjęcia bandycko wyglądających chuliganów i kryminalistów opowiadających z ubawem o „pedałach”, których chętnie by pozabijali. I wreszcie obrazki z nazistowskich obozów zagłady, gdzie torturowano i gazowano homoseksualistów.

Krok 6: szukajcie funduszy

Intensywna kampania w rodzaju tu opisanej wymaga niespotykanych dotąd wydatków przez wiele miesięcy, a nawet całe lata. Skuteczna reklama kosztuje. Dopiero wiele milionów dolarów może rozpędzić machinę. W tym kraju mieszka 10 – 15 milionów osób o wyraźnej tendencji homoseksualnej. Jeśli każdy z nich wpłaciłby dwa dolary na kampanię, to budżet byłby porównywalny z tym, czym dysponują najgłośniejsi wrogowie. A ponieważ geje nieutrzymujący rodziny zwykle mają więcej pieniędzy na swobodne wydatki niż przeciętnie, mogą wpłacić znacznie więcej.

Czy jednak zechcą? A może środowisko gejowskie jest tak samolubne, nieodpowiedzialne i krótkowzroczne, jak twierdzą krytycy? Nigdy się tego nie dowiemy, dopóki nowa kampania nie będzie zawierać ogólnokrajowego apelu o wpłaty. Powinno się go skierować zarówno do gejów, jak i do heteroseksualistów, którym zależy na sprawiedliwości społecznej.

Jak się dostać na antenę

Bez dostępu do radia, telewizji i ogólnokrajowej prasy nie ma kampanii. To zawiły problem, bo wielu wydawców odmawia przyjmowania tego, co nazywają „kontrowersyjną reklamą społeczną” – bowiem wymowna reklama może wywołać falę protestów publiczności i sponsorów, co psuje pozycję na rynku. Sądy nieraz potwierdziły, że wydawca ma prawo odmówić reklam, które mu nie pasują.

Co to takiego kontrowersyjna reklama społeczna? Oczywiście nie zalicza się do niej apeli o wartości rodzinne (co robią mormoni) ani tyrad przeciwko podłemu Albionowi (vide Lyndon LaRouche). Pojęcie to także nie obejmuje religijnych spektakli, które potępiają gejów jako grzeszników, oraz potępiania wojny nuklearnej i dyskryminacji rasowej.

Kontrowersyjna reklama społeczna obejmuje dziś niemal każdy otwarty przekaz ze strony dowolnej organizacji homoseksualistów. Słowa „gej” i „homoseksualista” są uznawane za kontrowersyjne.

Ponieważ droga apelowania wprost jest niemal całkowicie zamknięta, krajowy zespół do spraw gejów powinien pielęgnować ciche nieformalne związki ze stacjami telewizyjnymi i newsroomami, dzięki czemu będą pojawiać się w mediach sprawy ważne dla środowiska gejowskiego. Jest to oczywiście dalekie od ideału, bowiem oznacza, że wizerunek tego środowiska jest zależny od najnowszych newsów, a nie od starannego planowania. Ostatnio zaś większość newsów o gejach była negatywna.

Co zatem można zrobić, aby wyważyć bramy głównych mediów? Wiele rzeczy, krok po kroku.

Na początek maczkiem

Gazety i czasopisma mogą pragnąć pieniędzy z reklam gejowskich o wiele bardziej niż radio i telewizja. A koszt reklam prasowych jest na ogół niższy. Ale pamiętajcie, że prasę czytają przeważnie lepiej wykształceni Amerykanie, którzy nieraz i tak już akceptują homoseksualizm. Aby nasze pieniądze miały maksymalną siłę rażenia, powinniśmy darować sobie czytelników elitarnych pism, takich jak „New Republic” czy „New Left Review”, i skierować swoje kroki do „Time’a”, „People’a” i „National Enquirer”.

Podczas gdy szturmujemy bastiony salwami atramentu, powinniśmy lekko podgrzać ogół subtelną kampanią na przydrożnych billboardach. Należy rozwiesić szereg niekontrowersyjnych haseł, drukowanych prostym drukiem na ciemnym tle, na przykład: „Pomagać sobie zamiast nienawidzić – to jest istota Ameryki”, „W Rosji mówią ci, jaki masz być. W Ameryce możemy być sobą. I być najlepsi”. Każde z haseł powinno odwoływać się do uczuć patriotycznych, wtłaczać do głów ogółu „przekaz na rzecz dobra publicznego” pasujący do naszych celów. Jeśli właściciele billboardów pozwolą, każdy plakat zostanie podpisany drobnym drukiem „ze środków krajowego zespołu do spraw gejów”, aby budować pozytywne skojarzenia i oswajać publiczność z tego rodzaju sponsorem.

Obecność na wizji: tak czy siak, musisz być na ekranie

Przełamanie lodów w radiu i telewizji będzie wymagało bardziej zawiłego planu. Na początek oczywiście trzeba stymulować pojawianie się pozytywnych postaci gejów w filmach i programach TV.

Aby jednak przyspieszyć proces, rozważmy taki oto wybieg, mający na celu przyciągnięcie uwagi mediów. Wymaga on starannych przygotowań, ale zaoszczędzi sporo wydatków, a jednocześnie błyskawicznie poprawi widoczność i status ruchu gejowskiego.

Na długi czas przed następnymi wyborami do organów władzy możemy wdrożyć plan wystawienia symbolicznych kandydatów-gejów na każdy możliwy wysoki urząd w państwie. (Trzeba rozwiązać dość delikatny problem, jak mianowicie skłonić wystarczającą liczbę gejów i heteroseksualistów do podpisania listy z poparciem dla kandydatury). 50 – 250 naszych kandydatów będzie uczestniczyło w debatach, drukowało reklamy o tematyce gejowskiej skoordynowane na szczeblu krajowym i żądało równego dostępu do czasu antenowego. Następnie taktownie wycofają się z wyścigu tuż przed wyborami, formalnie przekazując poparcie dla heteroseksualnych kandydatów mających realne szanse.

Kluczowe jest, aby na tak wczesnym etapie nie żądać od ludzi, aby głosowali wprost na tak lub nie w kwestii gejowskiej. Takie działanie spowodowałoby, że większość byłaby przeciw.

Dzięki takiej kampanii politycznej opinia publiczna otrząśnie się z szoku wobec gejowskich reklam, a wiarygodny kontekst wzmocni akceptowalność tych reklam. Podczas kampanii rozpęta się piekło, ale jeśli zachowamy się odważnie i godnie, nasze dążenia zyskają na prawomocności, a niekiedy staną też w centrum uwagi. Jeśli wszystko pójdzie z planem, nieco znieczulona publiczność i największe stacje telewizyjne zostaną „urobione” do realizacji kolejnego kroku naszego programu.

Obecność na wizji – etap 2: reklama ukradkiem

W tym momencie środowisko gejowskie wcisnęło już stopę w uchylone drzwi, czas więc zażądać od stacji, by zgodziły się na finansowe wsparcie pewnych reklam i programów. Telewizje wciąż będą czuły presję, by odmówić – chyba że sprawimy, iż ich opór będzie wyglądał na jawnie irracjonalny, a może i bezprawny. Osiągniemy to, proponując „gejowskie reklamy” wzorowane ściśle na tych, które przygotowują np. mormoni. Widzowie zobaczą więc nienagannie schludne scenki o znaczeniu harmonii rodzinnej i wzajemnego zrozumienia, tyle że tym razem pod koniec narrator powie: „Tę reklamę wspiera krajowy komitet do spraw gejów”. Wszystko bardzo stonowane i niekrzykliwe. Pamiętajcie: obecność na ekranie to wszystko, a przekazem jest samo medium.

Środowisko gejowskie powinno zjednoczyć siły z innymi organizacjami obywatelskimi o szacownym rodowodzie, aby promować neutralne hasła o Ameryce jako ludzkim tyglu. Starając się obrócić zło na swoją korzyść, możemy też formułować w mediach apele o dotacje na rzecz walki z AIDS. Następnym pośrednim krokiem będą lokalne reklamy grup wsparcia istniejących na obrzeżach środowiska: stuprocentowo heteroseksualni ojcowie i matki ogłaszający numery telefonów stowarzyszeń „rodziców gejów” itp. Wyobrażacie sobie takie wstawki między ogłoszeniami stowarzyszeń inwalidów wojennych i związków zawodowych pracowników poczty?

Obecność na wizji – etap 3: z grubej rury

W tym miejscu nasza strategia salami powinna już nam przynieść spore dojście do mediów głównego nurtu. Co teraz? Nadchodzi wreszcie czas na wyciągnięcie reklam gejowskich z szafy. Ich przekaz powinien być nakierowany na wciąż obecne w opinii publicznej obawy wobec homoseksualistów postrzeganych jako straszny, groźny moralnie obcy żywioł. Oto przykładowe formaty spotów telewizyjnych lub radiowych, zaprojektowanych tak, aby stopniowo kruszyć chroniczne stereotypy:

Osobiste świadectwo. Aby zdjąć z gejów aurę tajemniczości, zaprezentujcie serię krótkich spotów z przeciętnie wyglądającym, miłym z wyglądu chłopakiem lub dziewczyną albo postacią pokroju ciepłej, serdecznej babci. Siedząc w cukierkowo ładnym otoczeniu, odpowiadają na pytania zadawane z offu. Ich wypowiedzi muszą kłaść nacisk na trzy fakty społeczne. Po pierwsze, w ich życiu jest coś specjalnego, jakiś długotrwały związek (aby podkreślić stabilność, monogamię i zdolność do wiązania się gejów). Po drugie, rodzina jest dla nich ważna i ich wspiera (aby podkreślić, że geje nie są antyrodzinni). Po trzecie, od kiedy sięgają pamięcią, zawsze byli homoseksualni i z pewnością ich orientacja nie była przedmiotem wyboru. Postaci powinny występować pojedynczo, bez narzeczonych lub dzieci. Umieszczenie w kadrze innych osób sprowokowałoby podszyte niepokojem pytania o złożoność społecznych relacji gejów, których nie sposób wytłumaczyć w reklamówce.

Współczucie dla ofiar – stop przemocy wobec dzieci. Kamera powoli pokazuje nastolatka z klasy średniej, siedzącego samotnie w półmroku w swoim pokoju. Chłopak wygląda miło i zwyczajnie, ale nosi ślady poturbowania. W jego wzroku widać udrękę. W miarę jak kamera najeżdża coraz bliżej na jego twarz, narrator komentuje: to zdarza się jednemu synowi na dziesięciu. W trakcie dorastania ten chłopak zda sobie sprawę, że w pewnych sprawach odczuwa inaczej niż jego koledzy. Jeśli da po sobie poznać, zostanie wyśmiewanym i upokarzanym outsiderem. Jeśli zwierzy się rodzicom, być może wyrzucą go z domu. Niektórzy powiedzą, że jest „antyrodzinny”. Nikt nie pozwoli mu być sobą. Będzie musiał się ukrywać przed przyjaciółmi, przed rodziną. Być dzieckiem w tych czasach jest samo w sobie ciężkie. Ale być tym jednym z dziesięciu…

Najlepsze w tej reklamie jest to, że oszczędnymi środkami pokazuje gejów jako osoby niewinne, wrażliwe, skrzywdzone i niezrozumiane, zaskakująco liczne, lecz niegroźne. Sprawia, iż zarzut o „antyrodzinność” brzmi absurdalnie i obłudnie.

Naszkicowaliśmy tu podstawy do działania na rzecz transformacji wartości społecznych heteroseksualnej Ameryki. Naszej kampanii łatwo czynić zarzuty. Staraliśmy się być konkretni i szczegółowi, ale propozycje wciąż mogą się wydawać otoczone nimbem wizjonerstwa.

Istnieje sto powodów, dla których nie należy przeprowadzić takiej kampanii albo byłoby to ryzykowne. Ale jest też 20 milionów powodów, dla których trzeba spróbować wdrożyć tego rodzaju program w najbliższych latach: wymaga tego dobro i szczęście każdej homoseksualnej osoby w tym kraju. Najwyższy czas, by geje, jako ostatnia wielka, legalnie uciskana mniejszość w amerykańskim społeczeństwie, podjęli skuteczne środki, aby dołączyć do głównego nurtu, z dumą i całą swoją siłą.
Marshall K. Kirk, Erastes Pill
Marshall Kirk (1957 – 2005) był znanym amerykańskim badaczem genealogii. Streszczony w artykule program rozwinął w opublikowanej w 1989 r. książce „Po balu. Jak w latach 90. Ameryka pokona swój strach i nienawiść wobec gejów„, która zyskała autorowi uwagę głównych tytułów amerykańskiej prasy.

Źródło: Rzeczpospolita: Przerobić heteroseksualną Amerykę
16.06.2007