O stabilności systemu bankowego

Wczoraj ukazał się ciekawy artykuł w Rzepie (poniżej). Mowa jest w nim o wycofywaniu depozytów z banków (pisałem o tym m.in. tutaj). Jest to proces który nasila się wraz z narastającym kryzysem finansowym.

Najciekawsze fragmenty wyczernione.

—————-

Inwestorzy i drobni ciułacze w Grecji i Irlandii wycofują swoje depozyty z banków, bo niepokoi ich kondycja tych instytucji. Obawiają się też sytuacji, w której ich kraje zostałyby ostatecznie zmuszone do opuszczenia strefy euro, bo to oznaczałoby powrót do walut narodowych i to po mocno zdewaluowanym kursie.

Jeszcze nie masowe

Odpływ depozytów nie jest jeszcze masowy, ale powolne kurczenie się kapitału banków wywołuje pytania, czy gospodarka tych krajów będzie w stanie się odbudować. Może też dojść do masowego wycofywania depozytów bankowych, co zachwiałoby europejskimi rynkami finansowymi.

– Istnieje taka obawa — przyznaje ekonomista BNP Paribas, Kenneth Broux. — Widzieliśmy już ucieczkę wkładów w Grecji, także w innych krajach. Dochodzi do tego z powodu spekulacji i obaw, że dojdzie do realizacji scenariusza finansowej katastrofy w kraju, który w pewnej chwili będzie musiał opuścić strefę euro — dodaje.

Wkłady gospodarstw domowych i firm w bankach greckich i w oddziałach banków zagranicznych zmalały o 19 proc. od szczytu we wrześniu 2009 i są najmniejsze od listopada 2007 — wynika z danych EBC. Depozyty w bankach irlandzkich zmalały o 9 proc. od szczytu w sierpniu 2008, a w marcu były najmniejsze od listopada 2006.

Wkłady bankowe w innych słabszych krajach strefy euro utrzymały się na stabilnym poziomie, co sugeruje, że mieszkańcy i inwestorzy w tych krajach są nadal dość pewni, iż władze ochronią ich systemy bankowe. W Portugalii, która dostaje 78 mld euro pomocy od Unii i MFW, depozyty nawet rosną.

W Grecji i Irlandii większość spadku wkładów to „spalanie gotówki”, naturalna, nieuchronna reakcja na zapaść gospodarczą. Zmniejszenie płac realnych i zysków uderzyło w dochody, zmuszając rodzinne gospodarstwa i firmy do sięgania po oszczędności na spożycie i wydatki operacyjne.

Szukanie bezpiecznych portów

Znacząca część wypływających środków szuka jednak bezpiecznych portów. Część pieniędzy wydawana jest na kupno złota albo innych trwałych aktywów, część trafia zagranicę. Szacunki banku centralnego Grecji wskazują, że ponad jedna trzecia całego wkładów od początku kryzysu zadłużeniowego w 2010 r. trafiła do instytucji finansowych zagranicą.

Wkłady bankowe skoczyły na Cyprze z powodu bliskich powiązań kulturowo-gospodarczych z Grecją. Zaniepokojeni Grecy przelewają tam pieniądze, bo sądzą, że będą bezpieczniejsze. To się może źle skończyć, gdyby Grecja nie dotrzymała ostatecznie terminów spłaty długu z powodu niewypłacalności: agencje ratingowe ostrzegały, że banki cypryjskie są mocno związane z greckim długiem.

Analitycy nie spodziewają się odwrócenia tendencji odpływu depozytów w najbliższej przyszłości i nawet do czasu zmiany przez Unię podejścia do ratowania krajów w tarapatach. Dotychczas działania ratunkowe skupiały się na oddalaniu kryzysu w czasie dzięki zastrzykom z doraźnych pożyczek i nie przekonaniu rynków finansowych, że kraje te potrafią uporać się z problemem długu. — Zanim dojdzie do rozwiązania sytuacji w Grecji, ucieczka depozytów może wzrosnąć i rozszerzyć się — ocenia Broux.

Pytania o prywatnych

Obawy właścicieli wkładów mogą być przesadzone. Większość analityków nadal uważa, że jest bardzo mało prawdopodobne, aby najbardziej zadłużone kraje opuściły strefę euro. Rządy ciężko pracują nad ochroną swoich systemów bankowych. Irlandia zamierza wpompować w tym roku 24 mld euro, oprócz wcześniejszych 46 mld. Grecja ma fundusz 10 mld euro, aby w razie konieczności podwyższyć kapitał banków. Wprawdzie wiele banków w Grecji, Irlandii i Portugalii zostało odcięte od rynków pieniężnych, ale EBC nadal oferuje im nieograniczone sumy w ramach operacji pożyczkowych.

Niektórzy analitycy sądzą, że podejmowane przez Unię starania, by przekonać banki komercyjne do wydłużenia terminów spłaty greckiego długu i tym samym wzięcia na siebie części ciężaru wspierania Grecji, mogą pogorszyć sytuację. Proponowane rolowanie greckiego długu jest znacznie łagodniejsze od jego pełnej restrukturyzacji. Jeśli jednak inwestorzy dojdą do wniosku, że to rozwiązanie może osłabić greckie banki objęte prolongatą, odpływ depozytów może przyspieszyć.

– W obecnym procesie można uznać za niepokojący odpływ depozytów. Wszystko zależy od zaangażowania sektora prywatnego. Jeśli coś pójdzie nie tak, będzie to kolejny bodziec do odpływu depozytów,który może mieć systemowe implikacje dla sektora bankowego — uważa ekonomista z RBS, Silvio Peruzzo.

Gdyby doszło do runu na banki, EBC interweniowałby dając pożyczki dla uspokojenia rynków. Rządów Grecji i Irlandii może nie być stać na zasilenie banków świeżym kapitałem, ale bogate rządy unijne mogłyby również wkroczyć z nowym kapitałem dla zapobieżenia szkodom europejskiego systemu bankowego.

Byłoby to działanie ryzykowne i trudne politycznie, bo podatnicy w bogatych krajach coraz niechętniej odnoszą się do pomagania zadłużonym krajom.

Czekanie na wzrost

Część analityków wierzy, że najgorsze mogło minęło wraz z odpływem kapitałów i jeśli nie dojdzie do paniki, większość wkładów w bankach Grecji i Irlandii pozostanie w tych krajach. — Na tym etapie tendencja nie jest niebezpieczna, choć z pewnością nieprzyjemna — mówi główny ekonomista greckiego Alpha Banku, Michael Massurakis. — Gorący pieniądz już odpłynął, widzieliśmy to najgorsze. Obecny spadek wynika bardziej ze spalania gotówki — dodaje. Jeśli jednak grecki rząd po raz kolejny nie będzie w stanie dotrzymać założonych celów redukowania deficytu budżetowego zgodnie z planem pomocy, odpływ depozytów znowu nasili się — uważa ekonomista.

Najważniejszym czynnikiem uspokajającym sytuację może być wzrost gospodarczy, bo pomoże tym krajom dotrzymać kryteriów deficytów i wytworzy zawsze pożądaną zależność napływu nowych depozytów i powrotu zaufania właścicieli tych pieniędzy.

Grecki minister finansów Evangelos Venizelos spodziewa się w tym roku spadku gospodarczego o 4 proc., ale wzrostu w przyszłym. — Oczekiwałbym, że przy pierwszych oznakach stabilizacji gospodarki zaczną się normalizować depozyty i pożyczki — mówi Peruzzo. — Jeśli to nie nastąpi, będziemy się martwić.

Istnieje niebezpieczeństwo, że wraz ze wzrostem gospodarczym pula depozytów może być zbyt mała dla banków, aby sprostały popytowi na pożyczki. Nie był to większy problem podczas kurczenia się gospodarki, ale może być dużym obciążeniem dla ożywienia.

– Trudno powiedzieć, jaki jest krytyczny poziom tych wkładów, gdy brak płynnych środków staje się nie do wytrzymania. Ale balansujemy na linie — podsumowuje analityk greckiego banku.

Źródło: Rzeczpospolita: Zaczyna się ucieczka kapitału
p.r. 11-07-2011

I jeszcze raz o Grecji

Jeszcze raz o Gracji. Kolejny „autorytet” w kilku zdaniach o sytuacji w Gracji i nieuniknionej przyszłości.
W takiej samej/podobnej sytuacji jest Portugalia, Hiszpania, Irlandia, Włochy.
Irlandia znalazła się tam z powodu bańki na nieruchomościach (tak samo będzie w przypadku Hiszpanii).
Dług niemożliwy do spłacanie ma również USA i Wielka Brytania (ale one wyinflacują się z problemu).

Polska również zmierza dużymi krokami w tym kierunku czyli niemożliwości spłacenia własnego długu. Czy uda nam się tego uniknąć? Wątpię.

———————

Po co Grekom „nasze” pieniądze?

Mniemam, że praktyka ta wzbudza podobne odczucia u wielu rodaków. Szczere emocje tego rodzaju dostrzegam m.in. wśród moich studentów.

Emocji tych w najmniejszym stopniu nie podzielam. Po pierwsze, kolejne transze rzekomej pomocy adresowanej do Grecji są w istocie pożyczkami. Co więcej, są to pożyczki o stosunkowo wysokim oprocentowaniu.

Grecy nie dostają prezentów.

Po drugie, jest wątpliwe, czy owa pomoc w ogóle fizycznie trafia do Grecji. Kraj ten potrzebuje jej tylko po to, by móc regulować bieżące zobowiązania wobec banków i innych finansowych inwestorów zagranicznych. Wyobrażam sobie, że pomoc dla Grecji (Portugalii, Irlandii itd.), świadczona np. w ramach europejskiego mechanizmu stabilności finansowej, trafia bezpośrednio na konta wierzycieli – komercyjnych banków francuskich i niemieckich. W istocie jest to pomoc ratująca owe banki. Rządy Niemiec i Francji nie tyle pomagają Grecji, ile dbają o przeżycie własnych banków. Gdyby banki te miały się okazać zagrożone upadłością, władze Francji i Niemiec byłyby zmuszone do ich nacjonalizacji. Gwałtownie zwiększyłoby to poziom ich własnych długów publicznych.

Po trzecie, Grecja (i inne kraje strefy euro mające obecnie problemy) jest tyleż sprawcą swoich nieszczęść, co i ofiarą sił, nad którymi nie miała kontroli. Za jej położenie współodpowiedzialne są bezpośrednio banki i inne instytucje finansowe Niemiec, Francji i W. Brytanii. Zaślepione żądzą zysku, żyrowały kredyty płynące do Grecji, Irlandii itp., nie zachowując niezbędnej ostrożności. Pośrednio odpowiedzialność ponoszą politycy, którzy przeforsowali realizację niedowarzonego projektu euro.

Pomoc finansowa świadczona Grecji zwiększa jeszcze bardziej poziom jej długu publicznego. Warunki, jakie ma spełnić w zamian za nią, wpędzają kraj w jeszcze głębszą recesję. Wypracowanie nadwyżek mogących służyć obsłudze zwiększonego długu jest czystą niemożliwością. Nie ma co się łudzić. Prędzej czy później Grecja będzie się musiała podzielić z instytucjami i krajami, które są współwinne powstania długu, jego kosztami.

Leon Podkaminer, profesor w Wyższej Szkole Administracji w Bielsku-Białej oraz w Instytucie Nauk Ekonomicznych PAN

Źródło: Rzeczpospolita: Po co Grekom „nasze” pieniądze?
Leon Podkaminer 06-07-2011,

Nigel Farage o kryzysie w Europie

Mój ulubieniec Nigel Farage w wywiadzie dla King World News przedstawia swoje spojrzenie na sytuację w Europie. Przyszłości nie widzi w różowych kolorach. Jak zwykle przedstawia w prosty sposób kilka faktów o których nie usłyszysz w mediach.
Wywiad można odsłuchać tutaj (plik mp3 do pobrania).

Pieśń chwały i zwycieństwa – śpiewa EFSF

Poniżej pieść chwały i zwycięstwa wykonana przez Klausa Reglinga, szefa Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej (w formie wywiadu). To jest ten fundusz od ratowania Grecji, Irlandii a w niedługiej przyszłości Portugalii (od Hiszpanii raczej nie bo nawet największy „orzeł” nie jest w stanie unieść słonia)

W skrócie: zwyciężyliśmy i dalej będziemy zwyciężać kryzys.
Ciekawsze fragmenty wytłuszczone + moje komentarze.

————–

Czy Europejski Fundusz Stabilności Finansowej jest w ogóle potrzebny? Niektórzy mówią, że wystarczyłby Międzynarodowy Fundusz Walutowy.

Klaus Regling: Wiele spraw powinniśmy załatwić w rodzinnym gronie. Była luka w konstrukcji unii walutowej. Nie przewidzieliśmy pomocy finansowej dla krajów strefy euro. (huzarus:a najciekawsze jest to że Pan Regling współtworzył strefę euro; nie udało mu się; ale teraz się poprawi) W Stanach Zjednoczonych, jeśli jeden stan czy duże miasto stają się niewypłacalne, to każdy wie, jaka jest przyszłość. Nigdzie to nie jest zapisane, ale nie ma żadnych wątpliwości, że na ratunek przyjdzie Waszyngton. Tak stało się z Nowym Jorkiem w latach 70. A w strefie euro nie jest to jasne. Unijny budżet jest zbyt mały i niedostosowany do takich sytuacji. Gdy zaczął się kryzys, inwestorzy zadawali pytania. Teraz jest to jasne, powstał EFSF i wiele niepewności po prostu zniknęło.

Inwestorzy wam zaufali?

Istniejemy tylko nieco ponad dziesięć miesięcy, ale wiele się w tym czasie zdarzyło. Decyzja polityczna o powołaniu EFSF zapadła w maju 2010 r., w czerwcu został on prawnie stworzony, a już we wrześniu dostaliśmy od agencji ratingowych najwyższą możliwą ocenę.(huzarus: ach te wiarygodne oceny Spotykamy się z inwestorami na świecie i zyskaliśmy wiarygodność. W styczniu wyszliśmy z pierwszą emisją 5 mld euro, a zapisy sięgały 45 mld euro. Rynek do tej pory nie widział aż takiej nadwyżki popytu nad podażą. Dla mnie jest to silnym sygnałem pokazującym, że strategia obrana przez przywódców Unii ochrony stabilności finansowej strefy euro została zaakceptowana przez rynek. A pogłoski, które jeszcze pół roku temu były rozpowszechniane szczególnie w Nowym Jorku, że euro za trzy – cztery lata zniknie, okazały się bezpodstawne. Inwestorzy nie traktują już ich poważnie. Nikt przecież nie wykładałby na stół miliardów euro, po to żeby kupić obligacje w walucie, która miałoby zniknąć.

Ostatnie statystyki pokazują jednak wzrost zadłużenia państw strefy euro. Jak to wpływa na waszą wiarygodność?

Dług rośnie we wszystkich państwach rozwiniętych, co w większości jest efektem operacji dokapitalizowania banków. Mamy problemy też w Europie, szczególnie dotyczy to trzech mniejszych krajów. W Irlandii aż ponad 30 proc. produktu krajowego brutto poszło na ratowanie banków. Ale na razie to nie podważa wiarygodności strefy euro. Inne kraje mają nawet większe problemy. Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone mają podobny wzrost długu, a ich deficyt są dwukrotnie wyższy niż strefy euro.

Jaki poziom długu mógłby być zagrożeniem dla strefy euro?

Wiemy z doświadczenia, że po przekroczeniu pewnego poziomu dług staje się poważnym obciążeniem dla wzrostu. Niektórzy ekonomiści mówią, że granicą jest 90 proc. PKB.(huzarus: a mnie w szkole uczono, że granica to 60%, ale było to kilka lat tamu, dogmaty się zmieniają) Nie jesteśmy jeszcze w tym punkcie i powinnyśmy zrobić wszystko, żeby tego uniknąć. W Unii robimy więcej niż inni. Wdrożyliśmy instrumenty prowadzące do powstrzymania wzrostu zadłużenia. Dla każdego kraju jest jasno wyznaczona ścieżka obniżenia deficytu do 3 proc. PKB, a następnie dojścia do równowagi budżetowej. Byliśmy zresztą bardzo blisko niej. W 2007 roku, zanim uderzył kryzys, deficyt w strefie euro wynosił tylko 0,6 proc. PKB, dużo mniej niż w USA czy Japonii.

Spotyka się pan z inwestorami. Jakie pytania zadają? Dlaczego kupują obligacje EFSF? Czy dlatego, że gwarantują je Niemcy?

Inwestorzy, kupując obligacje EFSF, przejmują ryzyko krajów z potrójnym A, czyli Niemiec, Francji, Finlandii, Austrii, Holandii i Luksemburga. Chcą przede wszystkim wiedzieć, jak funkcjonujemy, bo to nowy i skomplikowany mechanizm. A więc kto za nami stoi, jak udzielamy pożyczek, kto podejmuje decyzje, co się dzieje, gdy trzeba sięgnąć po gwarancje. Kiedy to wyjaśniamy, inwestorzy czują się uspokojeni. Bo ten system został przecież ratyfikowany przez parlamenty wszystkich państw strefy euro, i te państwa udzieliły gwarancji, które nie mogą być wycofane.

A jakie jest ryzyko?

Jeśli któryś z krajów z potrójnym A będzie miał obniżony rating. Wtedy będziemy musieli zmniejszyć możliwości pożyczkowe EFSF. Ale dla inwestorów nie niesie to żadnego niebezpieczeństwa, mamy wystarczające rezerwy, żeby ich chronić.

Zapadła już polityczna decyzja o zwiększeniu zdolności kredytowej do faktycznego poziomu 440 mld euro, ale szczegóły zostaną ustalone dopiero w czerwcu. Czy to nie za późno?

Nie. Na razie nasze możliwości to 250 mld euro. Zobowiązaliśmy się do 17,7 mld euro dla Irlandii. Nie znamy jeszcze wielkości programu portugalskiego, ale uważa się, że nie będzie on większy niż irlandzki. Nie wiemy też, jaki będzie w nim udział EFSF. W żadnym razie jednak oba programy nie przekroczą w sumie 50 mld euro. To mała część naszych możliwości. Tym bardziej że nie widać żadnego kolejnego kryzysu na horyzoncie. Rynek uznał, że Hiszpania nie jest zagrożona.

To może w ogóle te dodatkowe gwarancje nie są potrzebne?

Ja jestem wielkim zwolennikiem zwiększania zdolności kredytowej. Nie dlatego, że potrzebujemy tych pieniędzy. Ale EFSF powstał po to, aby zrobić wrażenie na inwestorach i ustabilizować rynek. W tym może pomóc większa zdolność kredytowa. Warto przypomnieć, że pierwsze szczyty G20 po wybuchu kryzysu zdecydowały o potrojeniu kapitałów MFW do 750 mld dolarów. Faktycznie wykorzystuje on tylko około 200 mld dolarów. Ale decyzja była potrzebna do uspokojenia rynków. Żeby inwestorzy wiedzieli, że w razie pogorszenia sytuacji instytucja będzie aktywna.

Pomówmy o Irlandii. Czy potrzebuje ona obniżki stóp procentowych?

Na razie radzą sobie bardzo dobrze. Oczywiście to jest bolesne dla społeczeństwa. Dochody spadają, ludzie tracą pracę, w ciągu ostatnich trzech lat PKB zmniejszyło się o 15 proc. Ale rząd jest bardzo zdeterminowany w reformach. Jak zostaną one przeprowadzone, Irlandia ma świetlaną przyszłość przed sobą. To jest przecież konkurencyjna gospodarka. Dyskusja na temat stóp procentowych trwa, ale na poziomie politycznym. Ja nie jestem jej uczestnikiem.

Czyli to będzie polityczna decyzja?

Tak. Dla EFSF kluczowy jest zwrot kosztów, które przekazujemy z powrotem inwestorom. Ponad tym jest jednak marża. I jej rozmiar jest polityczną decyzją. Po pierwsze, odzwierciedla ona przekonanie, że EFSF nie może być używany zbyt lekko, czyli stopy powinny mieć charakter zniechęcający. Po drugie, musi być wynagrodzeniem dla rządów udzielających swoich gwarancji. Teraz pojawił się nowy element: możliwość zarządzania długiem przez kredytobiorcę. Pierwszy motyw, stopy jako kara, zachęca do wysokiego ich poziomu. Drugi, zrównoważone zadłużenie, przemawia za niższymi stopami.

Grecja nie jest co prawda klientem EFSF. Ale jakie jest pana zdanie na temat konieczności restrukturyzacji długu greckiego? Czy jest taka potrzeba?

To jest rozdmuchany problem. Częściowo przez media, częściowo przez bankierów. Proszę pamiętać, że banki zarobią na restrukturyzacji mnóstwo pieniędzy.

W jaki sposób?

Przy takich operacjach prowizje dla banków je organizujących są bardzo wysokie. One to dobrze pamiętają z lat 80. i 90., gdy zarobiły mnóstwo pieniędzy na restrukturyzacji długów w Azji i Ameryce Łacińskiej.

Ale czy to nie są przypadkiem te same instytucje, które mają w swoich portfelach dług grecki i w razie restrukturyzacji stracą po prostu część pieniędzy?

Dług grecki jest w rękach wielu inwestorów, funduszy emerytalnych, firm ubezpieczeniowych i oczywiście także banków. Ale niektóre banki wcale wielkich strat nie poniosą, zarobią natomiast na wysokich prowizjach.

O restrukturyzacji długu greckiego mówią także poważni ekonomiści.

Oni nie doceniają dynamiki greckiej gospodarki (huzarus: :)) i ekstrapolują na przyszłość dotychczasowe trendy zadłużenia. A przecież Grecja przechodzi teraz poważne reformy, ma ambitny program prywatyzacyjny. Przy dobrej polityce wiele się może wydarzyć. To nie jest myślenie życzeniowe.(huzarus: :)) Mieliśmy pozytywne przykłady programów MFW, które pomogły uniknąć restrukturyzacji, w Ameryce Łacińskiej i Afryce. Trzy kompetentne instytucje – MFW, Europejski Bank Centralny i Komisja Europejska, mówią, że program może zadziałać, a przecież one zatrudniają więcej ekonomistów niż jakakolwiek inna instytucja na świecie. Oczywiście jest ryzyko. Ale w 80 proc. programów przepisanych przez MFW kraje wróciły po finansowanie na rynek.

A jakie ryzyko niesie za sobą restrukturyzacja?

W gospodarce rynkowej trzeba dotrzymywać umów, ich zerwanie musi być traktowane jako ostateczność. To jest ingerencja w prawa własności i tego powinno się unikać. (huzarus: czyli jednak umów można nie dotrzymać, oczywiście gdy ma się ważny,ważny powód) Są dodatkowe problemy. Ktoś musi z tych swoich praw własności zrezygnować. W przypadku Grecji będzie to wiele europejskich banków, które w konsekwencji będą potrzebowały dokapitalizowania, co oznacza kolejne koszty dla społeczeństwa. Naprawdę nie powinniśmy tak łatwo proponować tej drogi. A czasem jak czytam gazety to słyszę wręcz pytanie, dlaczego tego nie robicie.

Jak postępują negocjacje z Portugalią?

Na miejscu już od pewnego czasu jest Trojka (przedstawiciele MFW, EBC i Komisji Europejskiej – red.), która analizuje sytuację. Ale dopiero w ostatnio weekend rozpoczęły się negocjacje z rządem i opozycją. To jest trudna część, bo 5 czerwca odbędą się tam przedterminowe wybory. W takim czasie akceptacja ostrych warunków pożyczki nie będzie łatwa. Robiłem kilka razy takie operacje w MFW i wiem, jak jest. To jest zawsze trudne, nawet gdy nie ma wyborów. Ale musi być porozumienie przed 16 maja, żeby ministrowie finansów UE mogli je zaakceptować i żebyśmy mieli czas – EFSF, MFW i EFSM (mechanizm wsparcia z budżetu UE – red.) na przygotowanie pieniędzy przez 15 czerwca. Bo wtedy przypadają duże płatności portugalskiego długu dla inwestorów.

W Finlandii po ostatnich wyborach znacząco wzrosły wpływy eurosceptycznej partii Prawdziwi Finowie. Co się stanie, jeśli ten kraj nie zaakceptuje pomocy dla Portugalii?

Wtedy nie będziemy mogli jej uruchomić, bo wymagana jest decyzja jednogłośna.

Pojawiły się plotki, że w czasie głosowania fiński minister finansów mógłby opuścić salę. Czy to jest jakieś rozwiązanie?

Jednomyślność oznacza, że nikt nie jest przeciw. Wstrzymanie się od głosu jest możliwe.

Nie martwi pana sytuacja w Finlandii?

Mieliśmy trudną sytuację ze Słowacją w przeszłości, ale ostatecznie dołączyła do EFSF. Myślę, że jak zawsze w Europie będziemy mieli do czynienia z procesem skomplikowanym i hałaśliwym. To jest nasza strukturalna słabość i nie sądzę, żeby szybko nastąpiła tu zmiana. Bo jesteśmy demokracjami. I jak pojawiają się nowe problemy, które potencjalnie mogą kosztować pieniądze podatników, to musi być dyskusja w każdym kraju. A potem te 17, w przypadku strefy euro, państw przychodzi i nie od razu mają podobne poglądy. Ale na razie udawało nam się w Europie osiągać porozumienie.

Problem jest jednak szerszy. Nie tylko w Finlandii, także w Niemczech. Generalnie w krajach z nadwyżką rośnie opór wobec przekazywania pieniędzy do krajów z deficytem.

Mamy tu do czynienia z niezrozumieniem sytuacji. To nieprawda, że stale płyną pieniądze z krajów silniejszych gospodarczo do tych słabszych. To są pożyczki, które muszą być spłacone. Są odsetki z karną marżą. Czyli na razie to raczej te silniejsze kraje zarabiają. Oczywiście jest ryzyko. Ale do tej pory nawet jedno euro podatnika nie zostało stracone. Widzę rozwiązanie tej sytuacji w dalszej perspektywie. Gdy niemiecka opinia publiczna się zorientuje, że pieniądze z ich budżetu nie zostały wykorzystane, że inflacja nie wystrzeliła w górę. A kraje z drugiej strony zobaczą pozytywne efekty reform. Jak wchodzi MFW, nigdy nie jest przyjaźnie witany. Ale zwykle kładzie podwaliny pod lepszą przyszłość. W latach 1997 – 1998 takie państwa, jak Korea Południowa czy Indonezja, były wściekłe na reformy narzucone im przez MFW. Bez tego nie byłyby jednak dziś w tak znakomitej sytuacji gospodarczej. Zobaczycie, że za kilka lat Grecja i Irlandia będą sobie radzić równie dobrze.

Trwają przygotowania do nowego stałego mechanizmu ratunkowego strefy euro ESM. W Polsce przy tej okazji niektórzy proponowali, żeby nasz kraj dołączył dobrowolnie do ESM. Bo on z jednej strony oznacza konieczność gwarancji, ale z drugiej strony może zwiększyć wiarygodność kraju.

Nic o tym nie słyszałem. To interesujący pomysł dołączenia do ESM kilka lat wcześniej, zanim wejdzie się do strefy euro. Oczywiście powitalibyśmy chętnie Polskę. Na pewno jednak nie przyspieszyłoby to wejścia Polski do strefy euro: są jasno zdefiniowane kryteria, które muszą być wypełnione. Ale być może wpłynęłoby to pozytywnie na ocenę rynku.

CV Klaus Regling, szef Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej

Klaus Regling jest od czerwca 2010 roku szefem Europej- skiego Funduszu Stabilności Finansowej, który ratuje niewypłacalne kraje strefy euro. Ten 60-letni ekonomista pracował przez wiele lat w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, gdzie opracowywał programy ratunkowe dla zadłużonych krajów. W niemieckim Ministerstwie Finansów współtworzył unijny pakt stabilizacji i wzrostu stanowiący ramy dla strefy euro. A potem pilnował jego przestrzegania jako szef Dyrekcji Generalnej ds. Gospodarczych i Finansowych w Komisji Europejskiej.

Źródło: Rzeczpospolita: Pogłoski o końcu euro okazały się bezpodstawne
Anna Słojewska 02-05-2011

Przed kolejną odsłoną europejskiego kryzysu

W związku z tym, że nieubłaganie zbliżamy się do kolejnej odsłony europejskiego kryzysy finansowego (zadłużeniowego) warto przyjrzeć się oprocentowaniu 10-letnich obligacji krajów PIIGS. Oprocentowanie 10 latek jest dobrym wskaźnikiem zaufania bankierów do stabilności /wypłacalności danego kraju.
(wykresy dzięki uprzejmości Bloomberga)

Grecja -tu oficjalnie kryzys jest i oficjalnie jest źle, ale … pomagamy (my czyli Europa, IMF itd).

 

Irlandia- tutaj oficjalnie kryzys również jest i już pomogliśmy dlatego zaufanie wzrosło co widać na wykresie.

 

Portugalia – tutaj kryzysu nie ma, ale jakby się zdarzył, jakby … to pomożemy.

 

Hiszpania – tutaj kryzysy finansowego nie było, nie ma i nie będzie, a więc rozmowy o pomoc są niepotrzebną paplaniną (na którą nas nie stać).

 

Włochy – ten kraj na liście PIIGS umieszczono przez pomyłkę lub przez złośliwość.

 

I na końcu jeszcze krótkie streszczenie sytuacji w wykonaniu australijskich satyryków.