Al Gore laureat Pokojowej Nagrody Nobla

Źródło: Rzeczpospolita: Prorok globalnej ekohisterii
Tomasz P. Terlikowski
05-01-2008,

Al Gore jest żywym dowodem na to, że aby dostać pokojowego Nobla, nie trzeba zrobić nic wielkiego. Nie trzeba nawet zrobić nic, co by związane było z pokojem. Wystarczy mieć tylko odpowiednie poglądy

Al Gore Nagroda Nobla
Al Gore laureat Pokojowej Nagrody Nobla

Wielkie narracje odeszły już w przeszłość. Odwoływanie się do religii, ale również do wielkich systemów filozoficznych czy ideologicznych –wszystko to budzi niechęć, lekkie zażenowanie, a przynajmniej lekceważenie. Ich miejsce nie pozostało jednak puste. Zajęły je wielkie histerie. A wśród nich poczesne miejsce zajmuje obecnie strach przed globalnym ociepleniem, które stać się ma nowym Armagedonem (niespełna kilka lat temu była nim „pluskwa milenijna“).

Najwytrwalszą Kasandrą „Pogodogedonu“ jest zaś Al (bert) Gore junior. Ten wiceprezydent Stanów Zjednoczonych za czasów Billa Clintona, niedoszły prezydent (wciąż kwestionuje wynik wyborczy, ale nie dzieli się wątpliwościami z Amerykanami, żeby ich nie zniechęcić do systemu demokratycznego), wyznawca nowych technologii, który wciąż przestrzega przed ich skutkami dla demokracji – zmartwychwstał politycznie i społecznie dzięki wielkiej akcji wywoływania ekohisterii. I właśnie za nią dostał Pokojową Nagrodę Nobla.

Credo Gore’a

Histeria ta (jak każda inna) niewiele ma wspólnego z faktami naukowymi, z odkryciami klimatologów, geografów czy choćby ekologów zajmujących się globalnym ociepleniem. Opiera się ona na zgrabnie przyrządzonym filmie (nagrodzonym, a jakże), bogato ilustrowanych książkach oraz pokazach slajdów uzupełnianych ciepłym, a gdy trzeba kaznodziejskim głosem Ala Gore’a, który już przez swoich medialnych sympatyków określany jest mianem gwiazdy pop kultury z pozytywnym przesłaniem.

Fakty, odkrycia naukowe czy choćby rzeczywistość nie zaprzątają przy tym głowy megagwiazdy politycznego show-biznesu. A najlepszym tego dowodem jest wyrok brytyjskiego sądu, który uznał, że film „Inconvenient Truth“ jest w wielu miejscach, i to kluczowych dla jego przesłania, zwyczajnie niezgodny z prawdą. – Apokaliptyczny scenariusz, który przedstawia, podobnie jak wizje wzrostu poziomu morza w najbliższym czasie o siedem metrów nie znajdują, pokrycia w opiniach naukowców – podkreślił sędzia Burton. Nie znajdują i zapewne nie znajdą, bowiem nie mają się one wcale opierać na wiedzy, a na wierze. Nie ukrywa tego zresztą sam autor, sugerując, że zajął się obroną klimatu Ziemi pod wpływem wypadku samochodowego swojego syna, który miał miejsce w 1989 roku. To on stał się powodem, dla którego Gore zajął się ekologią, i to z pasją baptystycznego kaznodziei głoszącego już nie sądny dzień chrześcijan, ale klimatyczny koniec świata. Pasja religijna była w jego twórczości tak mocna, że jeden z recenzentów jego twórczości M. Scott Peck nie wahał się określić jednej z jego prac „książką prorocką, a nawet świętą“.

Stopniowo zresztą, inie ma co ukrywać, że pod wpływem związków z ruchem ekologicznym Gore tracił – nawet czysto rodzinne – związki z chrześcijaństwem. Urodzony i wychowany jako baptysta już w swoich pierwszych książkach o ekologii dystansował się od tradycyjnego chrześcijaństwa. „Chrześcijańscy ignoranci, którzy obawiają się otwarcia umysłów na nauki głoszone poza ich własnym systemem wiary, odrzucając przekonanie, że ziemia jest naszą świętą matką, stają się zagrożeniem dla przetrwania ludzkości“ – przekonywał w swojej książce „Earth in Balance“.

W 2003 r. zerwał w końcu ze swoim wyznaniem, uznając je za zbyt konserwatywne, powiązane z prawicą religijną, a do tego niewystarczająco otwarte na ekologię. Kim jest zatem obecnie? Pytany o to przez dziennikarzy, odpowiadał, że chodzi z żoną do różnych wspólnot. – Jesteśmy teraz bardzo ekumeniczni – podkreślał w rozmowie w 2003 roku. Ale już w tegorocznym wywiadzie dla londyńskiego „The Times“ zdecydował się na większą szczerość: „Mam bardzo osobistą definicję tego, kim jest Stwórca Wszechświata. Wierzę, że jest On siłą poruszającą świat, ale nie sądzę, by ją w jakikolwiek sposób predeterminował“. A jego żona Tipper Gore uzupełniała w licznych radiowych wypowiedziach: „Sądzę, że jestem naśladowczynią Baba Rama Dassa“ (czyli harwardzkiego profesora, który choć zaczynał od eksperymentów z narkotykami, to ostatecznie został „mistrzem duchowym“, czerpiącym swoje inspiracje z hinduizmu).

Nawet jednak tak ograniczona wiara w „świętą matkę ziemię“ stworzoną przez Kreatora Wszechświata oraz w konieczność jej obrony przed zakusami złych ludzi, którzy mogą doprowadzić do końca jej istnienia, nie przekłada się na jakieś szczególne praktyki byłego wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych. W lipcu 2007 roku wywołał on na przykład niemały skandal wśród zafascynowanych nim ekologów, godząc się na podanie na weselu córki zagrożonej wyginięciem chilijskiej ryby.

– 50 procent spożywanych ryb tego gatunku pochodzi z nielegalnych połowów – grzmiała Rebecca Keeble z Humane Society International. – Al Gore mógł wybrać coś innego do zjedzenia – uzupełniała na łamach „Australia Daily Telegraph“. I na nic zdały się zapewnienia Gore’a i sztabu jego pracowników, że akurat te ryby zostały złowione całkowicie legalnie, i że istnieją na to dowody. Nic nie pomogły także zapewnienia, że były wiceprezydent absolutnie zgadza się z przeciwnikami nielegalnych połowów ryb zagrożonych wyginięciem.

Rzeczniczka Gore’a musiała się zresztą borykać nie tylko z zarzutami spożywania nieodpowiednich posiłków, ale także z wypominaniem przez radykalnych ekologów, że choć Gore wiele mówi o konieczności wyrzeczeń i ograniczania emisji gazów cieplarnianych –to jego własna rezydencja w Nashville pożera tyle samo energii, co małe miasteczko. Jednak to już się zmieniło. Po dwóch latach Gore zamontował w swoim domu wszystkie możliwe energetyczne nowinki, dzięki czemu zaoszczędza ok. 13 procent dotychczas zużywanej energii. O tej dobrej nowinie donosiły nawet polskie portale internetowe.

Darowane gafy

Niedbałość o fakty czy o zgodność własnych wypowiedzi z rzeczywistością nie zdarza się zresztą Gore’owi tylko w przypadku ekologii. Jeszcze jako wiceprezydent i późniejszy kandydat na prezydenta zasłynął wśród dziennikarzy jako człowiek mający kłopot z odróżnianiem rzeczywistości od swoich własnych projekcji. W licznych wywiadach zapewniał na przykład, że to na nim i jego żonie (pobrali się, mając 21 lat, mają czworo dzieci i są – jak zapewniają ich znajomi – znakomitym małżeństwem, z czwórką dzieci) wzorował jednego z głównych bohaterów „Love Story“ Erich Segal. Ten ostatni jednak zdecydowanie zaprzeczył i wskazał, że inspiracją był nie demokratyczny polityk, ale aktor Tommy Lee Jones.

Innym razem – na potrzeby kampanii – zapewniał, że jest synem farmera, który od dzieciństwa zaznał ciężkiej pracy na farmie i własnymi siłami osiągnął wszystko. Problem polega tylko na tym, że – jak ujawnił sympatyzujący z nim „New York Times“ – to wierutna bzdura. Al Gore junior jest bowiem synem Alberta Gore’a Seniora, wielokrotnego senatora i prominentnego polityka Partii Demokratycznej.

Jego ojciec nie tylko nigdy nie posłał go na farmę, ale wręcz zapowiedział dziennikarzom jeszcze przed jego urodzinami, że mają się strzec przed umieszczeniem informacji o narodzinach syna gdzieś w głębi gazety. A zatem dzień po narodzinach na pierwszej stronie „Tennessean“ ukazała się informacja o przyjściu na świat oczekiwanego potomka: „Dobrze panie Gore, oto i on, na pierwszej stronie“. W późniejszych latach młody Gore też nie poznał pracy na farmie, bowiem od dziecka był przygotowywany do odegrania roli polityka, a nie farmera.

Najsłynniejszą wpadką polityka było jednak wyznanie, że to on – podczas pracy w Kongresie – podjął inicjatywy, dzięki którym powstał Internet. Tego było za wiele dla dziennikarzy zajmujących się nowymi mediami. „W 1969 roku Departament Obrony zatwierdził działania agencji ARPANET. Gore miał wówczas 21 lat“ – grzmiał magazyn „Wired“

Działania Gore’a w latach 90., kiedy próbował wspomóc nauczycieli i uczniów w dostępie do tworzonej sieci, też nie miały większego znaczenia. Gore chciał bowiem, by nowa sieć rozwijała się pod pewnym (oczywiście, jak to w Stanach Zjednoczonych, względnym) nadzorem państwa, a jej rzeczywisty sukces związany jest raczej z anarchicznym sposobem rozwoju.

Miraż akcji niepolitycznej

Wszystkie te wypowiedzi, gafy i potknięcia zostały jednak Gore’owi wybaczone, gdy zadeklarował zerwanie z polityką. Po przegranych wyborach rozpoczął serię wykładów, później zaczepił się jako doradca Google’a i innych wielkich firm internetowych, ale konsekwentnie odmawiał komentowania prezydentury Busha. Po 11 września zadeklarował nawet, że Bush jest i jego naczelnym wodzem.

Wszystko zmieniło się jednak po decyzji o inwazji na Irak. Gore, jako jeden z nielicznych demokratów, zdecydowanie się jej przeciwstawił. I tak już zostało, były wiceprezydent jest nadal jednym z najwytrwalszych i najostrzejszych krytyków Busha. – Rzeczywistą cechą tej prezydentury jest to, że w istocie Bush jest słabym człowiekiem. On ukazuje się jako twardy facet, ale za zamkniętymi drzwiami jest całkowicie posłuszny tym, którzy wspierali go finansowo oraz własnej koalicji z gabinetu owalnego –mówił Gore w rozmowie z reporterem „New Yorkera“.

Powodem do ataków na Busha jest także jego pobożność, Wszystko to razem sprawia, że przegrany kandydat na prezydenta, któremu zarzucano drewniany styl i drętwość wypowiedzi, stał się jednym z najbardziej cenionych polityków wśród demokratycznie nastawionych dziennikarzy i publicystów. Magazyn „Time“ przewiduje nawet, że mimo zdecydowanej odmowy Gore’a możliwe jest jeszcze „skuszenie“ go i jego start w najbliższych wyborach, naprzeciw jednego z kandydatów republikańskich. Gore zaprzecza i zapewnia, że z polityką skończył, a teraz chce się zajmować wyłącznie wielką akcją moralną, jaką jest – według niego – ochrona ziemi przed ekologicznym Armagedonem.

Problem polega tylko na tym, że akurat ta akcja – o rzekomo moralnym charakterze – ma bardzo wymierne rezultaty polityczne. Dotyka bowiem oceny prezydentury Busha, jest często wykorzystywana do atakowania tego ostatniego. Jest próbą nie tyle zmiany życia jednostek (w czym –nawet jeśli dokonuje się to w atmosferze histerii–nie ma nic złego), ile wprowadzenia rozwiązań prawnych, które zmiany wymuszą, a ich brak będą karać finansowo. A głównym winowajcą – przecież już wskazanym – nie będą Chiny czy Rosja, lecz Stany Zjednoczone.

Dlatego oparta na fałszywych przesłankach i prorokująca nierealne scenariusze moralna wizja Ala Gore’a została nagrodzona. Powodem był jej antyamerykanizm i sprzeciw wobec Busha, a nie zasługi dla pokoju. Tych były wiceprezydent Stanów Zjednoczonych zwyczajnie nie ma. Ale też nie były mu one potrzebne. Liczyło się bowiem, co innego.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.