Majątek Żydów – grabież po wojnie

Losy własności pozostałej po ofiarach Holokaustu są w obecnej debacie zniekształcone, a nawet zafałszowane

Powołując się na oceny byłego dyrektora Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie prof. Feliksa Tycha, publicysta Janusz Majcherek stwierdził ostatnio, że około miliona polskich rodzin miało skorzystać z majątków Żydów pomordowanych podczas wojny w Polsce. Inny publicysta pisze natomiast: „W ciągu dwóch pierwszych powojennych lat pożydowskie domostwa zostały zasiedlone przez trzy miliony mieszkańców ściągniętych ze wsi” („Wprost”, 20.01.2008). Te twierdzenia sprawiają wrażenie, jakoby Polacy byli w masowej skali beneficjentami zbrodni na Żydach.

Ulica handlowa - okres międzywojenny

Jest to również jedna z głównych tez „Strachu” Jana Tomasza Grossa. Twierdzenia te szokują. Są jednak nieprawdziwe i całkowicie zmyślone. Również losy własności pozostałej po wymordowanych Żydach są w aktualnej debacie zniekształcone, a nawet zafałszowane. Spójrzmy zatem na fakty dotyczące dziejów żydowskiej i polskiej własności w okupowanej przez Niemców Polsce i wkrótce po wojnie.

Systematyczna grabież okupowanych terenów

Pierwsze tygodnie niemieckiej okupacji, zarówno na terenach później anektowanych, jak i na obszarze Generalnego Gubernatorstwa, charakteryzowały się m.in. grabieżami i konfiskatami. Niemcy organizowali masowe transporty do Rzeszy surowców, produktów przemysłowych, wyposażenia wojskowego i żywności. Demontowano i wywożono nowoczesne obiekty przemysłowe. Już w pierwszych tygodniach okupacji trafiło tam 25 tys. wagonów z różnorodnymi dobrami. Wartość łupów wojennych szła w miliardy marek. Nie inaczej zresztą zachowywali się okupanci sowieccy na Kresach Wschodnich.

Niemcy szybko utworzyli struktury administracyjne służące systematycznej eksploatacji wszystkich zasobów gospodarczych okupowanej Polski. 19 października 1939 r. Herman Göring powołał do życia Haupttreuhandstelle Ost (Główny Urząd Powierniczy Wschód – HTO) z siedzibą w Berlinie i oddziałami w Gdańsku, Poznaniu, Ciechanowie i Katowicach, a po ataku na Związek Sowiecki także w Białymstoku. Zadaniem HTO było konfiskowanie polskiego majątku państwowego oraz polskiego i żydowskiego majątku prywatnego na ziemiach wcielonych do Rzeszy, jak również zarządzanie tym majątkiem oraz jego eksploatowanie.

Ponadto Heinrichowi Himmlerowi jako komisarzowi Rzeszy do spraw umacniania niemieckości udało się uzyskać zgodę Hitlera na konfiskowanie i eksploatację własności rolnej i leśnej Polaków i Żydów na zaanektowanych terenach. Himmler powołał w tym celu 12 lutego 1940 r. Ostdeutsche Landbewirtschaftungsgesellschaft mbH. Ostland (Wschodnioniemiecka Spółka z o.o. ds. Gospodarki Wiejskiej, Ziemie Wschodnie).

Obie organizacje, HTO oraz Ostland Gesellschaft, przystąpiły do masowego wywłaszczania ludności polskiej i żydowskiej na terenach przyłączonych do Rzeszy. Niemieccy okupanci przejęli cały majątek państwa polskiego, samorządów, organizacji politycznych i społecznych oraz zdecydowaną większość własności gmin zarówno polskich, jak i żydowskich religijnych. Skonfiskowali wszystkie należące do Żydów i Polaków zakłady rolne i przemysłowe, a także przedsiębiorstwa kredytowe i transportowe. W ten sposób zarekwirowano ponad 90 proc. domów mieszkalnych, zakładów rzemieślniczych i handlowych, a także 500 tys. w pełni wyposażonych mieszkań. W tej części okupowanej Polski do końca wojny pozostały w rękach polskich jedynie nieliczne zakłady rzemieślnicze i usługowe. Zakłady żydowskie zostały przejęte w całości.

Beneficjentami tego zbiorowego wywłaszczenia były niemieckie władze cywilne, NSDAP, Wehrmacht, SS, rozmaite stowarzyszenia i organizacje niemieckie. Korzystali z niego również mieszkańcy Rzeszy, którzy ucierpieli w wyniku bombardowań. Tylko od 1 stycznia do 18 października 1943 r. do Rzeszy wyjechało 1,6 tys. wagonów z meblami skonfiskowanymi na terenach zaanektowanych. Wywłaszczony majątek otrzymywały także niemieckie przedsiębiorstwa, niemieccy osadnicy z krajów bałtyckich lub Europy Wschodniej. Polacy na terenach zaanektowanych nie byli nigdy i w żadnych okolicznościach beneficjentami tej grabieży, lecz jej głównymi ofiarami, jeżeli za miarę przyjąć ogół zrabowanego majątku.

Rekwirowanie „bezpańskiego” majątku

W odróżnieniu od terenów wcielonych do Rzeszy w Generalnym Gubernatorstwie nie prowadzono polityki powszechnego wywłaszczenia. Skonfiskowany został i wywłaszczony cały majątek państwowy, ale nie prywatny. Wyjątek stanowiła własność Żydów oraz obywateli polskich, którzy uciekli za granicę. Niemieckie władze uznały cały majątek żydowski za bezpański, stopniowo go rekwirowały i przekazywały pod zarząd powierniczy. Ale także prywatna własność polska była nierzadko konfiskowana, na przykład w celu zwolnienia mieszkań i budynków dla niemieckich władz okupacyjnych i ich niemieckich pracowników, albo też w ramach represji za przynależność do ruchu oporu lub choćby, w przypadku chłopów, za niezrealizowanie dostaw obowiązkowych.

W Generalnym Gubernatorstwie niemieckie władze skonfiskowały całą własność państwa polskiego, organizacji politycznych i społecznych, jeśli były polskie lub żydowskie, oraz cały majątek ludności żydowskiej. Ogółem niemieccy okupanci przejęli mniej więcej jedną trzecią całego majątku znajdującego się na terenie Generalnego Gubernatorstwa. Wpływy z tego tytułu, na przykład czynsze, zasilały kasy niemieckich starostów powiatowych i grodzkich.

Do zarządzania skonfiskowaną własnością w urzędzie generalnego gubernatora powstał wydział o nazwie Biuro Powiernicze z oddziałami w dystryktach oraz w starostwach powiatowych i grodzkich. Do 1941 r. Biuro Powiernicze nakazało konfiskatę ponad 40 tys. działek oraz większości ważniejszych zakładów. Nie licząc dystryktu galicyjskiego (obecnie zachodnia Ukraina), w październiku 1941 r. pod zarządem powierniczym znajdowało się łącznie 3865 zakładów, w tym 997 przemysłowych oraz 2630 handlowych, rzemieślniczych i usługowych.

Stosunkowo niewielką liczbę skonfiskowanych przedsiębiorstw handlowych i zakładów rzemieślniczych da się wyjaśnić tym, że większość zakładów żydowskich została zlikwidowana, a tylko nieliczne zostały przejęte i były dalej prowadzone przez powierników. Łącznie w Generalnym Gubernatorstwie całkowicie zlikwidowano ponad 100 tys. żydowskich przedsiębiorstw handlowych. Podobnie było z zakładami rzemieślniczymi. W latach 1940 i 1941 w Generalnym Gubernatorstwie obroty rzemiosła spadły o 63 proc. w porównaniu z rokiem 1938. Liczba Polaków, którzy skorzystali na zamykaniu żydowskich firm handlowych i rzemieślniczych, była zatem niewielka, zwłaszcza że likwidacją objęto także firmy polskie. Najlepsze przedsiębiorstwa i tak przejmowali niemieccy poszukiwacze przygód (jak choćby Oskar Schindler) lub volksdeutsche. Zdarzało się, że mniej atrakcyjne zakłady przejmowali Polacy, z reguły wypędzeni z terenów przyłączonych do Rzeszy.

Do chwili rozpoczęcia masowego mordu na Żydach w 1942 roku cały majątek żydowski znajdujący się w Generalnym Gubernatorstwie – domy, mieszkania, zakłady, które nie zostały wcześniej zlikwidowane, konta bankowe – został skonfiskowany. Aby móc sprawnie zarządzać około 50 tysiącami przejętych działek, latem 1942 roku administracja cywilna Generalnego Gubernatorstwa stworzyła specjalną spółkę.

Niemieccy urzędnicy rościli sobie również prawo do całego ruchomego majątku Żydów (meble, ubrania, przedmioty użytku domowego). Niemieccy starostowie powiatowi i grodzcy szantażem wyłudzali od gmin żydowskich – jeszcze przed deportacjami Żydów do komór gazowych – wysokie kontrybucje, między innymi aby „pokryć koszta przesiedlenia” lub „dla własnych potrzeb”. Niemieccy sprawcy postarali się także – jeszcze przed rozpoczęciem „ewakuacji” żydowskich dzielnic i gett – o zabezpieczenie ich przed plądrowaniem przez Polaków. Tylko bowiem niemieccy organizatorzy „wysiedlenia” mieli prawo do zdobyczy i łupu w świetle prawa niemieckiego. Starostowie ostrzegali więc ludność miejscową, że plądrowanie opuszczonych żydowskich mieszkań i domów będzie surowo karane. Jeden groził karą śmierci, drugi obozem karnym. Do plądrowań mimo to dochodziło. Niektórych grabieżców zastrzelono.

Po wymordowaniu Żydów w Generalnym Gubernatorstwie powstał spór między Hansem Frankiem i Heinrichem Himmlerem o ich własność. Obaj chcieli zużytkować pozostały po Żydach majątek do własnych celów: Frank dla Generalnego Gubernatorstwa, natomiast Himmler do sfinansowania osiedlenia się Niemców na Wschodzie. Dopiero w obliczu zbliżającego się frontu latem 1944 roku doszli do porozumienia. Postanowili przekazać zarządzanie żydowskim majątkiem niemieckiej cywilnej administracji Generalnego Gubernatorstwa. W praktyce jednak przejęła ona własność Żydów jeszcze przed ich wymordowaniem.

Do masowej sprzedaży żydowskich nieruchomości nie doszło w Generalnym Gubernatorstwie, ponieważ zostały one wprawdzie skonfiskowane, ale – w większości przypadków – formalnie nie zostały wywłaszczone. A tylko wywłaszczoną własność można było sprzedać. Kłótnia między Frankiem i Himmlerem zablokowała prawne rozwiązanie tego problemu. A zatem wbrew temu, co się twierdzi, Polacy nie tylko nie skorzystali na wymordowaniu Żydów, ale nie mogli z tego skorzystać, ponieważ byli wykluczeni z grona beneficjentów konfiskat i wywłaszczeń. Nie oznacza to, że nie istnieli polscy szmalcownicy, grabieżcy i bandyci, którzy wzbogacili się na majątku żydowskim metodami sobie właściwymi, a ich ofiarami padali także Polacy. Jednakże było to zjawisko raczej marginalne w stosunku do całości społeczeństwa polskiego, a nie fenomen masowy, jak niektórzy dziś twierdzą.

Upaństwowienie mienia w „wyzwolonej” Polsce

PKWN unieważnił w jednym ze swych pierwszych rozporządzeń niemieckie akty prawne dotyczące konfiskaty i wywłaszczenia polskiego i żydowskiego mienia. Dotyczyło to również nieruchomości, które zostały kupione od niemieckich okupantów. Na terenach wschodniej Polski, które zostały zaanektowane przez Związek Sowiecki, Sowieci dalej plądrowali i wywłaszczali. Najpierw polscy mieszkańcy miast musieli opuszczać swe mieszkania i domy, a potem chłopi swe gospodarstwa. Ci polscy chłopi, którzy tego nie zrobili, zostali później i tak przymusowo wywłaszczeni. Nie inaczej Sowieci traktowali nieruchomości należące do Żydów, także tych, którzy zostali wymordowani. Na wschodnich obszarach Polski przed wojną żyła prawie połowa z trzech milionów polskich Żydów. Już to jest dowodem na to, że twierdzenie, iż trzy miliony polskich chłopów po 1945 roku wprowadziło się do domów i mieszkań zamordowanych Żydów, jest absurdalne.

Sytuacja Polaków w przesuniętej o 200 km na zachód Polsce także nie była diametralnie inna. Przemysł i handel zostały upaństwowione, bez względu na to, czy należały do Polaków czy Żydów. Zajmował się tym Hilary Minc, sowiecki komunista i patriota oraz członek PPR. Był bliskim przyjacielem Jakuba Bermana, odpowiedzialnego za kulturę (to znaczy za komunistyczną propagandę, w tym także za pamięć o Holokauście) oraz bezpieczeństwo (to znaczy komunistyczny aparat terroru). Mincowi i Bermanowi trudno jednakże zarzucić polski antysemityzm, ponieważ sami byli pochodzenia żydowskiego. Tymczasem – co jest zadziwiające – Hilary Minc w debacie o losie żydowskiego mienia po „wyzwoleniu” Polski w ogóle się nie pojawia, podobnie jak Berman w debacie o polskiej pamięci o Holokauście.Z żydowskiego mienia pozostały w końcu tylko te mieszkania, domy i grunty, które nie zostały upaństwowione. A w dużej części pozostały z nich tylko gruzy. Domy zostały zniszczone wskutek działań wojennych lub celowo wyburzone przez niemieckich okupantów, jak na przykład w Warszawie. Na ziemiach Polski centralnej około 147 tysięcy miejskich nieruchomości (w większości polskich) oraz około 343 tysięcy gospodarstw rolnych (prawie wyłącznie polskich) zostało zniszczonych lub ciężko uszkodzonych.

Znaczna część żydowskich nieruchomości miała więc tylko wartość gruntu. Żydowskich domów i mieszkań, które ocalały, Polacy nie mogli po prostu zająć i wprowadzić się, tak jak to sugeruje Jan T. Gross i inni. Jeżeli nie zgłaszali się spadkobiercy zamordowanych żydowskich właścicieli, nieruchomości przechodziły w ręce komunistycznego państwa. Administracja państwowa decydowała o tym, kto mógł się wprowadzić do tych mieszkań i domów, oraz ustalała wysokość czynszów. Dochody z nich wpływały do kas komunistycznego państwa, którego celem nie było przecież dobro polskiego narodu, lecz jego pacyfikacja. Jeżeli zgłaszali się jednak spadkobiercy ofiar Holokaustu, mogli dysponować gruntami. Najczęściej je sprzedawali i wyjeżdżali.

Nierzadko dochodziło do oszustw. Niektórzy ocalali z Holokaustu twierdzili, że są spadkobiercami działek lub domów, których właściciele zostali zamordowani wraz z całą rodziną, co oznaczało przecież, że nie było już żadnych prawowitych spadkobierców. Wyłudzali więc te nieruchomości i sprzedawali je szybko po korzystnych cenach, a potem znikali.

Najbardziej znanym przykładem jest Eliasz Grądowski z Jedwabnego, jeden z głównych świadków Jana Grossa w jego książce „Sąsiedzi”. Grądowski wyłudził wraz ze swymi wspólnikami (Żydami i Polakami) w ten sposób kilka domów i działek w Jedwabnem. Nie był to wcale odosobniony przypadek, ale dość rozpowszechniony fenomen. Wynika to ze sprawozdań starostów w wielu rejonach Polski.

W świetle powyższych faktów dziwią uogólnione zarzuty wobec Polaków, że masowo wzbogacili się na mieniu zamordowanych Żydów. Skąd biorą się te liczby – milion polskich rodzin lub trzy miliony polskich chłopów, którzy mieli wprowadzić się do żydowskich mieszkań – jest zupełną zagadką. Powstaje zatem pytanie, dlaczego te liczby zostały wymyślone, a historia dotycząca mienia po zamordowanych Żydach jest tak radykalnie fałszowana.

Tłum. Aleksandra Rybińska i Piotr Jendroszczyk

Bogdan Musiał jest pracownikiem IPN

Źródło : Rzeczpospolita: Kto się wzbogacił na majątku Żydów
Bogdan Musiał 19-01-2008,

3 myśli w temacie “Majątek Żydów – grabież po wojnie

  1. Jerzy Ulicki-Rek 2 marca 2010 / 00:20

    „(…Do chwili rozpoczęcia masowego mordu na Żydach w 1942 roku cały majątek żydowski znajdujący się w Generalnym Gubernatorstwie – domy, mieszkania, zakłady, które nie zostały wcześniej zlikwidowane, konta bankowe – został skonfiskowany. (…)

    (…)Niemieccy starostowie powiatowi i grodzcy szantażem wyłudzali od gmin żydowskich – jeszcze przed deportacjami Żydów do komór gazowych – wysokie kontrybucje, między innymi aby „pokryć koszta przesiedlenia” lub „dla własnych potrzeb”.
    (…)
    Drodzy Panstwo.
    Do tej pory nikt nie udowodnil ,ze komory „gazowe” , ktorej „gazowano” Zydow naprawde istnialy.Tych ,ktorzy domagaja sie takich dowodow pakuje sie do wiezien.
    Albo piszcie cala prawde-albo wcale.

    Jerzy Ulicki-Rek

  2. niepozorny 7 października 2014 / 14:51

    Dlaczego okrada nas hunta wojskowa?

    Uważajcie na dobrze prosperujące biznesy. W Gdańsku działa tajemnicza hunta wojskowa, która okrada biznesmenów a nierzadko także naukowców. Z czego? Okradają ludzi głównie z pomysłów. Stosują również wyrafinowane metody na pozbycie się konkurencji. A kto jest dla nich konkurencją? A no właśnie firmy, na wzór których stworzyli swoje interesy. Wbrew pozorom tego typu przypadków wcale nie jest mało, a dotyczy to zwłaszcza tych najlepiej prosperujących biznesów. Kradzione przedsiębiorstwa prowadzą nie tylko członkowie hunty ale także ich znajomi oraz rodziny. A wtórnym skutkiem kradzieży jest podobne zjawisko na rynku pracy, kiedy to zatrudnienie w takich firmach znajdują na ogół jedynie polecene przez klikę osoby.

    Zjawisko to dotyczy także wewnętrznej formy firmy, ma swoje miejsce w wewnętrznej kulturze firmy, metodach zarządzania, marketingu, finansach a także know-khow. W jaki sposób się to dzieje? To jest właśnie wojna, którą hunta wypowiedziała uczciwym nie związanym z nimi biznesmenom.

    Jak rozpoznać oszusta prowadzącego klonowany biznes? A no bardzo łatwo. Taki na ogół wszędzie węszy, co dosłownie jakby czuć jeśli jesteśmy w pobliżu. Czujemy jakby na sobie jego wzrok i ciekawość i zainteresowanie, taki wsadzi wszędzie swój nos, czasem aż jakby czuć jego „węszenie” nawet z dużej odległości (co pozostaje w kręgu zjawisk niewyjaśnionych, ale jednak często występujących).

    Ale rodzi się pytabie: jak to się dzieje, że o prywatnej firmie hunta wie aż tak wiele? Szkolą oni na swoje potrzeby (tak naprawdę nikomu niepotrzebne) szpiegów oraz zdalnych morderców. Dlatego też wystepująca u nich pokusa wykorzystania tego do osiągania własnych korzyści, a nawet do zabawy, bo nikt tego przecież nie widzi, a przekraczanie granic prawa to dla nich jak chleb powszedni.

    Kradną nie nie tylko pomysły na biznes, kradną także stałych kontrahentów, odbiorców, a nawet stałych klientów. Jak oni to robią? Na „dobry” początek wystarczy im poznać ich dane osobowe, nr tel. lub jakikolwiek kontakt. Później to już kwestia prostego marketingu.

    Dla wielu osób, którzy zostali okradzieni był to złoty interes, najlepszy pomysł życia, który niepostrzeżenie czmychnął, przestał przynosić dochody niewiadomo dlaczego, a do tej pory wszystko szło wspaniale. Za to całkiem niedaleko nowa firma rozpoczęła niemal indentyczny biznes, prawie co do joty, a najlepsze jest to, że firma ta ma tych samych kontrahentów. No i doskonale prosperuje już od samego początku.

    – Jeżli ktoś więc został nieszczęśliwie okradziony z dochodowego biznesu w podejrzanych okolicznościach j.w., to jednak warto to zgłosić to policji, nawet w sytuacji, kiedy jest wiele wątpliwości czy to kradzież. Bo wtedy łatwiej będzie rozwiązać ten problem i może nawet odzyskać zagrabione mienie.

    Wiele osobom, którym skradziono ich życiowy biznes w okolicznościach j. w. do tej pory nawet przez myśl nie przeszło że to mogło tak wyglądać. Wiele okoliczności się jednak wyjaśniło a dalsze wątpliwości zostaną niedługo rozwiane, a inne okoliczności zbadane i wyjaśnione.

    Czasami jeszcze taka okradziona firma próbuje walczyć z nieuczciwymi przedsiębiorcami o swoje interesy np. w sądzie. Ale hunta prowadzi wtedy z osobami z tej firmy prawdziwą wojnę, najczęściej skrytą, tak aby nie pozostawić po sobie dowodów. Nierzadko bywa także, że dzieci ofiary są terroryzowane przez pedofili równie tajemniczymi wypracowanymi przez huntę metodami. Tacy pedofile zwykle nigdy nie chcą się już odczepić.

  3. Aga 5 stycznia 2019 / 19:12

    Mojemu pradziadkowi w 1941 roku Niemcy pod budowę linii kolejowej zasekwerowali 1996,2 m2 gruntu ,co stanowiło niecałe 5% ogólnej powierzchni nieruchomości,której właścicielem był mój pradziadek.. Niemcy zabrali tyle ile im było potrzene tj.do centymetra. Przyszło wyzwolenie i traf chciał ,że ta nieruchomość 4,5 ha leżała w granicach m,st Warszawy i została objęta działaniem Dekretu Bieruta.Od wprowadzenia tego Dekretu minęło 73 lata .Od 15 lat beskutecznie walczę o odszkodowanie za grunt o pow. 4,5 ha.Każde spotkanie z urzędnikami doprowadza mnie do szewskiej pasji.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.