Chrześcijanie giną w obronie wiary

Źródło: Rzeczpospolita: Chrześcijanie giną w obronie wiary
09.11.2006

Każdego dnia na świecie prześladowanych jest 200 milionów wyznawców Chrystusa. Są zmuszani do przejścia na islam, torturowani i mordowani. Żadna inna grupa religijna nie doświadcza takiej dyskryminacji

Co roku radykałowie mordują 90 tysięcy chrześcijan. Wyznawcy Chrystusa są prześladowani m.in. w Indonezji – największym pod względem liczby mieszkańców muzułmańskim kraju świata

PAP/EPA

Przed sądem w Indonezji stanął wczoraj muzułmanin, który rok temu ściął głowy trzem chrześcijańskim dziewczynkom. Zrobił to wraz z dwoma kolegami, gdy dziewczynki szły do szkoły. Hasanuddin był przywódcą szajki. To on dał pieniądze na zakup maczet i plastikowych worków, do których miały być wrzucone głowy ofiar.

Jedną z nich znaleziono potem na schodach kościoła. „Potrzebujemy jeszcze 100 chrześcijańskich głów. Krew pomścimy krwią” – napisali oprawcy na kartkach, które znalazła policja. Hasanuddinowi grozi kara śmierci.

– To najbardziej wstrząsający przykład prześladowania chrześcijan, jaki zdarzył się na świecie w ciągu ostatniego roku – mówi ” Rz” Jeremy Sewall z amerykańskiej organizacji International Christian Concern ( ICC), która bada takie przypadki. Indonezja, największy pod względem liczby ludności muzułmański kraj świata, w którym chrześcijanie stanowią 17 proc. mieszkańców, pojawia się w tym kontekście dość często.

Jak wynika z raportu opublikowanego przez niemiecką agencję ewangelicką Idea, chrześcijanie najczęściej padają ofiarą różnej maści radykałów religijnych i politycznych. W statystykach zabójstw, których powodem było wyznanie, chrześcijanie stanowią ponad 90 proc. ofiar. Co roku z powodów religijnych na całym świecie traci życie 90 tys. osób. To średniej wielkości polskie miasto. Najciężej żyje się chrześcijanom w Korei Północnej, Arabii Saudyjskiej, Laosie, Wietnamie, Iranie, Turkmenistanie, na Malediwach, w Bhutanie, Birmie i Chinach.

W Arabii Saudyjskiej za samo wspomnienie o Biblii można dostać kilkaset batów i kilka lat więzienia. Surowe kary grożą za posiadanie krzyża. W komunistycznej Korei wyznawanie chrześcijaństwa karane jest śmiercią. – Tam państwo narzuciło religię, którą jest czczenie przywódcy. Jeśli tego nie robisz, jesteś zdrajcą i trafiasz do więzienia. Nie tylko ty, ale cała rodzina: rodzice, siostry, bracia, dziadkowie. Egzekucja grozi nawet za posiadanie Biblii – mówi Jeremy Sewall.

„Christian Persecution Info”, chrześcijański biuletyn informacyjny, każdego dnia opisuje w Internecie nowe przypadki prześladowań wyznawców Chrystusa. W Indiach sądzonych jest obecnie ośmiu misjonarzy oskarżonych o zmuszanie Hindusów do przejścia na chrześcijaństwo.

Misjonarze opowiadają, że po zatrzymaniu byli torturowani przez policję. W wielu regionach Indii Hindusi palą wizerunki Chrystusa, atakują modlących się w kościołach. W rejonie Karnataka Chitradurga mieszkańcy jednej z wiosek zmusili pastora, by ukląkł i modlił się do hinduskich bożków.

W Erytrei przez ponad dwa lata więziono w piwnicach i blaszanych kontenerach popularną chrześcijańską piosenkarkę Helen Berhane, bezskutecznie starając się ją zmusić do podpisania dokumentu o zmianie wiary. Została uwolniona dopiero kilka dni temu. W Turcji przed sądem stanęło dwóch konwertytów oskarżonych o obrazę tureckości i podżeganie do nienawiści wobec islamu. W Iraku zaś muzułmanie ścięli głowę 14-letniemu chłopcu. – Tak, jestem chrześcijaninem, ale nie grzesznikiem – powiedział im przed śmiercią.

W Europie nikt chrześcijan nie morduje, ale International Christian Concern niepokoi sytuacja na Białorusi oraz w Serbii i Bośni. – Na Bałkanach muzułmanie próbują stworzyć państwa islamskie. Pojawiają się sygnały, że chrześcijanie się boją – mówi Sewall.

KATARZYNA ZUCHOWICZ, b. z.

Inne artykuły o prześladowaniu chrześcijan i ich sytuacji w Afryce, na Bliskim Wschodzie i Azji:
Chrześcijanie giną w obronie wiary
Podejrzani, kontrolowani, prześladowani – prześladowania w Chinach i na Dalekim Wschodzie
Cierpią w samotności – prześladowania w krajach Islamskich
Królestwo nietolerancji – Chrześcijanie w Arabii Saudyjskiej
Laicki fundamentalizm – dyskryminacja Chrześcijan w Europie
Wstydź się swojej wiary – brak tolerancji dla chrześcijan w Europie i USA
Kościoły pełne nieochrzczonych katolików – sytuacja Chrześcijan w Indiach
Ziemia Święta bez chrześcijan – Chrześcijanie w Ziemi Świętej
Za zdradę Allaha groziła mu śmierć – sytuacja apostatów w krajach islamskich
Najłatwiej zabić w czasie modlitwy – wojujący islam w Afryce
Na straconej pozycji – Chrześcijanie w Nigerii
Być Koptem – Chrześcijanie w Egipcie
Cierpią w samotności – Chrześcijanie na celowniku
Watykan nie wyśle bombowców przeciwko al Kaidzie – antychrześcijańskie prześladowania

Podejrzani, kontrolowani, prześladowani – Chrześcijanie na celowniku

Żródło: Rzeczpospolita: Podejrzani, kontrolowani, prześladowani – Chrześcijanie na celowniku
08.08.2006

Dwa największe komunistyczne państwa Dalekiego Wschodu – Chiny i Wietnam podejrzliwie patrzą na chrześcijan. Wiara jest dopuszczalna, ale pod ścisłą, czasem brutalną, kontrolą władz

Katedra przy ulicy Wangfujing w sercu Pekinu cieszy oczy turystów odrestaurowaną niedawno fasadą i kwiatami na dziedzińcu. Ale myliłby się ten, kto uznałby, że po latach tępienia chrześcijaństwa Komunistyczna Partia Chin chętnie godzi się na jego rozkwit.

Według chińskiego prawa chrześcijaństwo jest obok buddyzmu i taoizmu jedną z trzech oficjalnych religii sankcjonowanych przez państwo. Partia nie prowadzi z wierzącymi otwartej wojny. Ale choć chrześcijanie stanowią tylko niewielki procent mieszkańców najludniejszego kraju świata, władza patrzy na nich podejrzliwie i zawzięcie, czasem w sposób bezwzględny, ogranicza rozwój wiary.

Zgodnie z prawem jedynie kościoły i zbory należące do stowarzyszeń nadzorowanych przez państwo mogą prowadzić działalność duszpasterską. Prowadzenie jakiejkolwiek działalności religijnej poza tymi strukturami jest nielegalne. Od 1951 roku Pekin nie utrzymuje oficjalnych stosunków z Watykanem i nie uznaje zwierzchnictwa papieża nad chińskim Kościołem.

Z braku wiarygodnych danych trudno ustalić liczbę chrześcijan w Chinach. W oficjalnych rejestrach znajduje się około 5 milionów katolików i 10 milionów protestantów. Poza oficjalnymi strukturami wiarę praktykuje jednak co najmniej 8 milionów katolików i od 40 do 50 milionów protestantów, często w tzw. kościołach domowych.

Oba Kościoły, oficjalny i podziemny, czasami trudno od siebie oddzielić. Wielu księży i biskupów wspieranych przez Watykan wniknęło głęboko w oficjalne struktury i ma duży wpływ na działania państwowego Kościoła.

W niektórych regionach, szczególnie na bardziej liberalnym południu, chrześcijanie żyją w zgodzie z lokalnymi władzami i – unikając rozgłosu -w spokoju kultywują swą wiarę. Nawet w północnej prowincji Hebei, gdzie mieszka jedna czwarta chińskich katolików, nastąpił w ostatnim czasie boom w budownictwie nowych kościołów. Ale już w większych miastach Hebei, lepiej widocznych z centrali w Pekinie, władze prowadzą restrykcyjną politykę, prześladując księży i zastraszając wiernych.

Jak podaje Fundacja Kardynała Kunga, która zajmuje się monitorowaniem prześladowania katolików w Chinach, w czerwcu władze po raz dziewiąty w ostatnich dwóch latach aresztowały 72-letniego biskupa Jia Zhiguo. Biskup Jia, który jest jednym z hierarchów Kościoła w Hebei, został zabrany przez służbę bezpieczeństwa ze szpitalnego łóżka wkrótce po ciężkiej operacji. Władze poinformowały wiernych, że „musiał się udać na szkolenie”.

Jeszcze poważniejsze szykany stosowane są wobec protestantów. Według amerykańskiego Stowarzyszenia Pomocy Chinom w ciągu ostatniego roku chińska bezpieka zatrzymała niemal 2 tysiące pastorów i wiernych w 15 prowincjach.

Sytuacja chrześcijan w Wietnamie jest nieco lepsza. Rząd USA, mimo postępującego ocieplenia w relacjach z Hanoi, wciąż oskarża tamtejsze władze o prześladowanie chrześcijan, ale przyznaje, że sytuacja w ostatnich latach nieco się poprawiła. Zwłaszcza liczący od 6 do 7 milionów wiernych Kościół katolicki, mimo braku oficjalnych stosunków między Watykanem i Hanoi oraz wciąż znaczącej kontroli państwa, zdołał stanąć na nogi i przyciągnąć nowych wiernych, m.in. spośród miejskiej młodzieży.

Najpoważniejsze zastrzeżenia obrońców praw człowieka wzbudza sytuacja mniejszości etnicznej Dega (zwanej też z francuska Montagnard), która liczy około miliona osób, z czego połowa to protestanci, a jedna czwarta katolicy. Jak podaje Human Rights Watch w czerwcowym raporcie, chrześcijanie Dega są często szykanowani, zatrzymywani, a nawet torturowani przez wietnamską policję.

Władze nierzadko domagają się od nich podpisywania deklaracji lojalności, w których muszą wyrzec się swej wiary – mimo że przyjęte przez Hanoi w 2005 roku prawo zabrania takich praktyk. Rząd tłumaczy, że jego działania na terenach zamieszkanych przez Dega nie mają nic wspólnego z religią, lecz są wymierzone w „organizacje separatystyczne”.

Kościoły pełne nieochrzczonych katolików – Chrześcijanie na celowniku

Rozmowa z Marie-Ange Siebrecht, szefową działu Azji i Afryki w organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie (Kirche in Not)

Rz: Jakie są największe potrzeby i bolączki katolików w Indiach?

Marie-Ange Siebrecht: Sytuacja chrześcijan w Indiach jest różna w zależności od regionu. W stanie Kerala, na południowym zachodzie, stanowią oni ponad 20 procent mieszkańców. Są tam od dawna. Wywodzą się aż od św. Tomasza Apostoła. Tam nie mają żadnych problemów, nie licząc biedy.

Natomiast na północy, w najbardziej hinduistycznej części Indii, są problemy z fundamentalistami. Kościół nie może otwarcie chrzcić ludzi. Osoby chcące przyjąć chrzest muszą wyjechać do innego stanu. Problem stwarzają też wędrowni kaznodzieje ewangeliccy, którzy często nęcą różnymi prezentami. Nierzadko pastorzy na wyścigi starają się ochrzcić za jednym zamachem nawet do 600 osób. Oczywiście to bardzo nie podoba się hinduistom. I to chyba jest zrozumiałe. Na dodatek wszystko idzie na konto katolików.

Dla przedstawicieli władz chrześcijanin to chrześcijanin, oni oficjalnie nie rozróżniają podziałów wśród chrześcijan, chociaż doskonale wiedzą, że Kościół katolicki nie dopuszcza się prozelityzmu i nigdy nie chrzci w ten sposób.

Czy chrześcijanie mają trudności z zatrudnieniem?

Nie, tak źle w Indiach nie jest. Zabroniona jest zmiana wyznania, nie można też prowadzić otwarcie ewangelizacji. W wielu północnych stanach diecezje katolickie są oficjalnie bardzo mało liczne. Natomiast kościoły wypełnione są bardzo oddanymi katolikami, którzy jednak nie są ochrzczeni i nie przyjmują sakramentów.

Co grozi dorosłemu, który przyjmie chrzest?

Jeśli człowiek przyjmie chrzest w regionie, w którym jest to zabronione, traci wszelkie prawa. Zdarzają się potajemne chrzty, dlatego nie znamy rzeczywistej liczby katolików. Najczęściej przyjmują chrzest potajemnie ludzie z najniższej kasty dalitów. Są wyjątki: na przykład następczyni Matki Teresy, Matka Nirmala, jest konwertytką, ale pochodzi z bardzo wysoko postawionej kasty.

Przyjęcie chrztu, nawet potajemne, wiąże się z ryzykiem, że ktoś doniesie władzom. Dlatego Kościół nie nakłania ludzi do przyjmowania chrztu. Po co ich narażać, skoro i tak ich pozycja społeczna jest niska. Lepiej, aby po prostu byli w Kościele, licząc na to, że może kiedyś będą mogli przyjąć chrzest. Są to ludzie, którzy uznają Chrystusa za swojego Pana, pozostając oficjalnie przy hinduizmie. Problem polega na tym, że Hindus w Indiach ma być hinduistą. Trzeba pamiętać, że w liczących miliard mieszkańców Indiach jest tylko 2 procent chrześcijan. Mimo to Kościół katolicki ma paradoksalnie bardzo silną pozycję dzięki szkołom, szpitalom i swojej działalności charytatywnej. I gdyby dziś na przykład zamknięto wszystkie szkoły katolickie, nic by w tym kraju nie działało. Dzieci najbardziej zagorzałych fundamentalistów chodzą do szkół katolickich.

Jakie są dla kapłana konsekwencje udzielenia chrztu?

W stanach, gdzie wprowadzono zakaz konwersji, ksiądz, którego złapanoby na udzielaniu chrztu, zostałby skazany na od dwóch do pięciu lat więzienia i karę 50 tysięcy rupii (120 euro). Dla tamtejszego księdza to olbrzymia kwota.

Kto organizuje ataki na chrześcijan?

Fundamentaliści z Rashtriya Swayamsewak Sangh (zbrojne ramię nacjonalistycznej Indyjskiej Partii Ludowej BJP). Bardzo często wspierają ich ludzie, którzy są akurat tam u władzy, a którzy nie chcą, aby najniższa kasta społeczna dążyła do wykształcenia również formacji duchowej. Najchętniej widzieliby ich jako niewolników. Władza obawia się ich, tak jak widzi zagrożenie w Kościele katolickim, który daje dobre wykształcenie, sprawuje opiekę nad najbiedniejszymi.

Czy rząd centralny próbuje coś robić z problemem prześladowania chrześcijan?

Indyjski Kongres Narodowy w zasadzie jest nastawiony przyjaźnie do Kościoła. Ale władze lokalne są właściwie niezależne. Rząd centralny nie ma uprawnień, by zmienić lokalne prawa w poszczególnych stanach.

Jak jest postrzegana postać Matki Teresy przez hinduistów?

Ona jest świętą dla wszystkich, dla hinduistów też. Nie oznacza to jednak, że cokolwiek to zmienia w ich stosunku do chrześcijaństwa.

Czy biskupi nie obawiają się o przyszłość Kościoła, skoro ludzie nie mogą przechodzić na chrześcijaństwo?

Biskupi cały czas podkreślają: „Powinniśmy mieć swobodę ewangelizacji”. Muszą jednak radzić sobie w takiej sytuacji, jaka jest. Kościół działa przez cały czas. Seminaria są pełne, wzrasta też liczba powołań do zakonów żeńskich. Jest około 12 tysięcy sióstr.

Jeśli chodzi o zakaz konwersji, nie wiem, jak długo ono się utrzyma, to zależy od rządu. Kościół jednak z pewnością będzie działał jak do tej pory. Oczywiście nie będzie chrztów w tych stanach, gdzie jest to zabronione, ale są możliwości, żeby w pewien sposób ominąć to prawo jadąc na przykład do sąsiedniego stanu, gdzie chrzest jest dozwolony. Nigdy jednak nie powinno się tego nagłaśniać w obawie przed prześladowaniami tych ludzi.

Te wszystkie prześladowania są jednak niczym w porównaniu z krajami islamskimi.

Rozmawiała Agnieszka Dzieduszycka

Chrześcijanie na celowniku kolejne artykuły


Indie 2005 rok
23 stycznia

Stan Maharasztra. Fundamentaliści hinduscy włamują się do klasztoru Sióstr Terezjanek. Niszczą wnętrza, zostawiają napisy na ścianach: „Na razie poprzestaliśmy na krzyżach, następnym razem weźmiemy się za wasze głowy”.

1 lutego

Stan Gudżarat. Zniesiono Wielki Piątek jako dzień wolny od pracy.

7 lutego

Atak na kościół w Maharasztrze. Ekstremiści hinduscy grożą śmiercią katolikom, jeśli się nie nawrócą na hinduizm.

19 lutego

Radżasthan. 250 pielgrzymów zaatakowanych, dziesięciu poważnie rannych.

Marzec – październik

Liczne ataki, zabójstwa, tortury, podpalenia kościołów w kilku stanach.

22 maja

Orissa. Hinduiści żądają od lokalnych władz natychmiastowego usunięcia ze stanowisk wszystkich chrześcijan pracujących w administracji publicznej i policji. Biskup z prowincji Kerala: „Tu już nie ma mowy o kilku niepowiązanych ze sobą przypadkach. Te ataki wyglądają na część zorganizowanego planu agresji wobec chrześcijan”.

Inne artykuły o prześladowaniu chrześcijan i ich sytuacji w Afryce, na Bliskim Wschodzie i Azji:
Chrześcijanie giną w obronie wiary
Podejrzani, kontrolowani, prześladowani – prześladowania w Chinach i na Dalekim Wschodzie
Cierpią w samotności – prześladowania w krajach Islamskich
Królestwo nietolerancji – Chrześcijanie w Arabii Saudyjskiej
Laicki fundamentalizm – dyskryminacja Chrześcijan w Europie
Wstydź się swojej wiary – brak tolerancji dla chrześcijan w Europie i USA
Kościoły pełne nieochrzczonych katolików – sytuacja Chrześcijan w Indiach
Ziemia Święta bez chrześcijan – Chrześcijanie w Ziemi Świętej
Za zdradę Allaha groziła mu śmierć – sytuacja apostatów w krajach islamskich
Najłatwiej zabić w czasie modlitwy – wojujący islam w Afryce
Na straconej pozycji – Chrześcijanie w Nigerii
Być Koptem – Chrześcijanie w Egipcie
Cierpią w samotności – Chrześcijanie na celowniku
Watykan nie wyśle bombowców przeciwko al Kaidzie – antychrześcijańskie prześladowania

Ziemia Święta bez chrześcijan – Chrześcijanie na celowniku

Źródło: Rzeczpospolita: Ziemia Święta bez chrześcijan- Chrześcijanie na celowniku
08.08.2006

Chrześcijanie opuszczają miejsce narodzin Chrystusa. Jeśli nic się nie zmieni, za kilkadziesiąt lat zostanie tam tylko garstka wiernych strzegących miejsc kultu

Ziemie, na których narodziło się chrześcijaństwo, znajdują się dziś w obrębie Państwa Izrael oraz okupowanych przez nie terytoriów palestyńskich. Z danych łacińskiego patriarchy Jerozolimy wynika, że jeszcze przed 1948 rokiem chrześcijanie stanowili jedną piątą mieszkańców Ziemi Świętej. Dziś stanowią 2 – 3 procent.

Czekając na pielgrzymów

Droga z Betlejem, miejsca narodzenia Jezusa Chrystusa, do Jerozolimy, gdzie został ukrzyżowany i zmartwychwstał, którą przez prawie dwa tysiące lat pokonywały miliony pielgrzymów, jest dziś dla miejscowych chrześcijan praktycznie zamknięta. Palestyńscy chrześcijanie z Jerozolimy Wschodniej nie są wpuszczani na terytorium Zachodniego Brzegu Jordanu, choć tam znajdują się ich najważniejsze miejsca kultu, np. Bazylika Narodzenia Pańskiego w Betlejem.

Miasto, w którym urodził się Jezus, otacza izraelski mur. W każde Boże Narodzenie czy Wielkanoc jego mieszkańcy wyczekują pielgrzymów, którzy zapłacą za noc w hotelu czy parę różańców i figurek Matki Boskiej, co pozwoli im przeżyć kilka kolejnych miesięcy.

– Kiedy muzułmanin traci nadzieję, zwracając się ku religijnemu fundamentalizmowi, emigruje psychicznie. Gdy chrześcijanin traci nadzieję, emigruje geograficznie – mówi Mitri Rahab, luterański pastor z Betlejem cytowany w raporcie jednej z chrześcijańskich organizacji. Palestyńskich chrześcijan od muzułmańskich rodaków odróżniają bowiem lepsze wykształcenie, większe otwarcie na Zachód i co za tym idzie – większe możliwości wyjazdu.

W morzu islamu i judaizmu

W efekcie Betlejem, w którym po drugiej wojnie światowej żyło 80 procent chrześcijan, dziś jest w większości muzułmańskie. Stanowiący niegdyś palestyńską elitę chrześcijanie tracą wpływy. Bernard Sabella, profesor socjologii na Uniwersytecie w Betlejem, nie ma złudzeń, że zdominowane przez komunizujące ruchy panarabskie społeczeństwo, w którym chrześcijanie świetnie się odnajdywali, przeminęło bezpowrotnie. W szkołach historię Palestyny sprowadza się do historii podboju tych ziem przez islam.

Coraz silniejszy jest wojujący islam, ogarniający dziś Bliski Wschód. – Zdarzało się, że przy zatargach o ziemię czy innych sporach muzułmanie napadali na chrześcijan. Choć podłożem tych konfliktów nie była religia, ucierpieli chrześcijanie, ponieważ to oni są dziś słabsi – opowiada Philip Madanat, redaktor naczelny „Al Maghtas”, miesięcznika chrześcijan w Palestynie i Jordanii. Dla przykładu w 2005 roku mieszkańcy muzułmańskiej wioski Deir Dżarir napadli na jedyną całkowicie chrześcijańską wioskę Tajbę. Budynki i samochody stanęły w płomieniach. Był to akt zemsty rodowej: chrześcijanin z Tajby miał romans z muzułmanką z Deir Dżarir. Jej rodzina, nie mogąc znieść zniewagi, zabiła dziewczynę. Sprawa skończyła się zwyczajowym pojednaniem wiosek. – Nie można zapominać, że mimo takich incydentów palestyńscy chrześcijanie i muzułmanie są jednym, solidarnym narodem, zwłaszcza wobec izraelskich opresji – dodaje Madanat.

W Izraelu stanowiący blisko trzyprocentową mniejszość chrześcijanie mają zagwarantowaną przez państwo swobodę wyznania. Czasami są jednak dyskryminowani przez ultraortodoksyjnych żydów: na ulicy słyszą obelgi, a ich domy są obrzucane kamieniami.

Byle nie konwertyta

W leżącym po drugiej stronie rzeki Jordan królestwie Jordanii, przez długi czas sprawującym opiekę na częścią Ziemi Świętej, rdzenni chrześcijanie, których rodziny wyznają tę religię z dziada pradziada, na co dzień nie doświadczają trudności. Konwertyci nie mają jednak łatwego życia. W większości muzułmańskie i konserwatywne społeczeństwo tego kraju nie akceptuje możliwości wyrzeczenia się islamu.

– Za apostazję pozbawia się wszystkich praw – wyjaśnia Philip Madanat i pokazuje wyrok sądu szariackiego w sprawie muzułmanina, który przyjął chrześcijaństwo. – Wszystkie zawarte przez niego umowy, w tym małżeństwo, zostały unieważnione. To tak jakby nie istniał.

Inny Jordańczyk, Abdullah, miał więcej szczęścia. – Moja rodzina jest wyrozumiała. Gdy powiedziałem im, że odstąpiłem od islamu, byli zdziwieni, ale nie donieśli na mnie – wspomina. Abdullah, który nadal w dowodzie osobistym ma zapisane „religia: islam” oraz muzułmańskie imię, coraz częściej rozważa wyjazd z Jordanii.

Najłatwiej zabić w czasie modlitwy – Chrześcijanie na celowniku

Źródło: Rzeczpospolita: Najłatwiej zabić w czasie modlitwy – Chrześcijanie na celowniku
08.08.2006ISLAMSCY BOJOWNICY PALĄ WIOSKI CHRZEŚCIJAN, ZABIJAJĄ I GWAŁCĄ, A OCALAŁYCH BIORĄ W NIEWOLĘ, BY SPRZEDAĆ ICH ZA KILKANAŚCIE DOLARÓW

(c) FOT: AP/JEAN-MARC BOUJU

ARCYBISKUP CANTERBURY ROWAN WILLIAMS ROZDAJE ŻYWNOŚĆ DZIECIOM NA POŁUDNIU SUDANU

(c) FOT: AP/ABDUL RAOUF

W SUDANIE MUZUŁMANIE BEZKARNIE MORDUJĄ KSIĘŻY. ŚWIAT WCIĄŻ MILCZY

(c) FOT: PAP/EPA/MIKE NELSON
„Większość dzieci to sieroty, prawie wszystkie kobiety to wdowy. Jesteśmy okaleczeni przez spadające bomby i w wyniku napadów. Niektórzy z nas nie maja rąk, nóg. Dziesiątkuje nas malaria, dyfteryt, gruźlica, a przede wszystkim głód. Nie ma tu wody, szpitala, szkoły, transportu. Nie ma niczego”

Te słowa usłyszałam od ocalałych chrześcijan z wioski Lasu w południowym Sudanie. Kilka dni wcześniej wioskę zaatakowały bombowce wysyłane przez muzułmański rząd tego kraju. – Dźwięk nadlatujących antonowów ich paraliżuje. Nigdy nie wiadomo, gdzie spadnie bomba, nigdy nie wiadomo, kogo za chwilę zabije – opowiada z wielkim wysiłkiem biskup Mazzolari z tutejszej diecezji Rumbek. Jest ciężko chory, po kilku zawałach, mimo to postanowił nie opuszczać swoich wiernych w dramatycznych chwilach.

Inny biskup Erkolano Lodu Tombe z diecezji Yei Ataki mówi, że ataki z powietrza zaczynają się najczęściej podczas mszy: – Wiadomo, że wszyscy są w jednym miejscu, stają się łatwym celem. Można wtedy zabić szybciej i łatwiej dużą grupę ludzi. Dlatego najczęściej odprawiamy msze święte w nocy.

Przy okazji krótkiego pobytu w jego zrujnowanym miasteczku idę na targ, aby sfilmować lokalny koloryt. Nagle wśród ludzi wybucha panika: krzyki przerażenia, płacz, plac szybko pustoszeje. Nie wiem, co się dzieje. Dopiero po chwili dobiega dźwięk nadlatującego samolotu. Tym razem oddech ulgi – to nie bombowiec, lecz mały zwiadowczy samolot ONZ. Gdy wszystko się uspokaja, przewodnik pokazuje na środku targowiska trzy głębokie leje po bombach. Kilka tygodni wcześniej zginęło w tym miejscu kilkadziesiąt osób, głównie kobiet i dzieci.

Historia wojny w Sudanie sięga końca lat 50., kiedy to ta była kolonia brytyjska ogłosiła niepodległość. Radość z wolności była jednak krótka, dla chrześcijan rozpoczął się czarny rozdział historii. W imię narodowej jedności zaczęto szerzyć islam i język arabski. Misjonarzy wypędzono, a angielski, będący do tej pory językiem oficjalnym, w szkolnictwie został zastąpiony arabskim. W 1983 roku rząd w Chartumie wprowadził szariat jako prawo obowiązujące w całym kraju.

Bierzcie dobra niewiernych

Prześladowani Afrykańczycy z południa – chrześcijanie i animiści – zbuntowali się przeciw Arabom – muzułmanom z północy. Ale siły były nierówne. Islamska armia z północy obracała wioski w popiół, wcześniej je grabiąc.

– Rząd mówi im: „idźcie i bierzcie, cokolwiek możecie wziąć siłą”, uzbrajając ich w broń automatyczną, dając amunicję, a nawet rządowych komendantów i przewodników, którzy ich prowadzą. Robią im pranie mózgu, cytując Koran: „Możecie iść i wziąć w posiadanie dobra niewiernych, ponieważ jest to święta wojna” – opowiada biskup Gassiss z El Obeid.

Wojna trwała ponad 20 lat. Kosztowała co najmniej dwa miliony istnień ludzkich. Ponad trzy miliony uciekinierów straciło dach nad głową, osiem milionów nie ma środków do życia. Niezliczone ilości sierot, zgwałconych kobiet, tysiące wziętych w niewolę, sprzedawanych później po 15 dolarów za głowę.

– Tutejsi ludzie nie są w stanie podnieść głosu, aby upomnieć się o swoje prawa. Oni nawet nie wierzą, że mają jakieś prawa. Myślą, że z niewolnictwa nie ma wyjścia, że oprócz wojny nie ma dla nich innego sposobu na życie. Myślą, że urodzili się po to, by być ofiarami czystek, głodu, nędzy i chorób – tłumaczy biskup Mazzolari. Afrykańczyków muzułmanie z północy nazywają po arabsku Abid, czyli niewolnik.

Koran na lekcji matematyki

W szkołach nawet na lekcjach matematyki cytowany jest Koran. Książki do historii są zakłamane. Autorzy zupełnie pominęli w nich te okresy, w których Sudan był chrześcijański. Dziecko, które nie ma wsparcia w swojej rodzinie bądź w Kościele, łatwo przyjmie te kłamstwa jako prawdę i stanie się muzułmaninem – mówi kardynał Gabriel Zubeir Wako, arcybiskup Chartumu.

A Sudan może się pochwalić jedną z najdłuższych historii chrześcijaństwa na kontynencie afrykańskim. – Już na początku VI wieku te tereny były schrystianizowane przez misjonarzy wysłanych przez bizantyjskiego cesarza Justyniana i jego żonę Teodorę. W VII wieku było to jedno silne i świetnie prosperujące chrześcijańskie państwo, znane jako Królestwo Nubii – wyjaśnia archeolog profesor Tadeusz Głogowski. Kościół był tam strażnikiem tradycji i języka.

W latach 70. ubiegłego wieku polski archeolog profesor Kazimierz Michałowski odkrył w północnym Sudanie w Farras przepiękny kościół bizantyjski z V wieku ze świetnie zachowanymi freskami ściennymi i manuskryptami. Część tych fresków można podziwiać w Muzeum Narodowym w Warszawie. Odkrycia te nie pozostawiają wątpliwości, że Nubia miała charakter chrześcijański, bizantyjski.

Inwazja arabska położyła kres chrześcijaństwu na tych terenach na przeszło 300 lat. Muzułmanie torturowali i zabijali biskupów i kapłanów, a ludność zmuszali do przejścia na islam, a kościoły zamieniono w meczety. Dopiero pod koniec wieku XIX chrześcijaństwo ponownie zawitało na te tereny wraz z przybyciem misjonarzy.

Świat milczy

Sytuacja chrześcijan z południa pogorszyła się, gdy w latach 80. odkryto w tej części Sudanu wielkie złoża ropy. Wcześniej władze z Chartumu prowadziły tu czystki etniczne i religijne, teraz zaatakowały z dodatkowego powodu: ekonomicznego.

Pola naftowe władze oddały w dzierżawę światowym koncernom. – Kanadyjski Talisman był największy, potem Total-Fina-Elf, firmy ze Szwecji, Austrii, Chin, Malezji. Talisman myśli, że my jesteśmy nierozgarnięci. Mówią, że odsprzedali swoje udziały Hindusom. Ale pracownicy – kim są? Kanadyjczykami – mówi biskup Gassiss z El Obeid. – Dochód z tego jest olbrzymi; nie przeznacza się go jednak na rozwój kraju, lecz na zakup broni i samolotów, na wzmocnienie armii, aby mogła zdobywać kolejne tereny. Jeśli toczący się obecnie proces pokojowy skończy się fiaskiem, to dojdzie do wielkiego rozlewu krwi.

Wojna się oficjalnie skończyła. W styczniu 2005 roku obie strony podpisały porozumienie pokojowe. Na temat tego, co się dzieje w południowym Sudanie, panuje cisza. Cisza była i przez przeszło 20 lat wojny.

Zadziwia fakt, że świat, tak przejęty prawami człowieka i zwierząt, milczy na temat milionów ofiar w środku Afryki.

– Zastanawiam się, dlaczego na konflikt w Bośni świat tak żywo zareagował. Widziałem, jak wszyscy przejmowali się losem tamtejszych uchodźców, ile pomocy z całego świata tam poszło. Tymczasem my jesteśmy bombardowani, umieramy, giniemy, rozpaczamy, to wygląda jak scena biblijna: „my płaczemy, a wy nie płaczecie razem z nami, śpiewamy i tańczymy, a wy nie odpowiadacie”. Dlaczego? Dlaczego tak się dzieje? – zadaje mi pytanie biskup Joseph Abangite Gasi z diecezji Tombura-Yambio.

Zamiast mnie odpowiada biskup Erkolado Lodu Tombe: – Nikt się nami nie interesuje, bo jesteśmy ofiarami zysków, które można osiągnąć w Sudanie. Jeśli świat będzie jedynie światem interesów, to jesteśmy na skraju przepaści. Jednak wspólnota międzynarodowa nie może się uchylić od odpowiedzialności za wojnę w Sudanie. Biskupi skarżą się, że świat milczał w czasie wojny. Milczy nadal.

Cierpią w samotności – Chrześcijanie na celowniku

Źródło: Rzeczpospolita: Cierpią w samotności – Chrześcijanie na celowniku
08.08.2006

Informacje o prześladowanych chrześcijanach rzadko trafiają do zachodnich mediów. O czarnoskórych chrześcijanach w południowym Sudanie bombardowanych w czasie mszy świętych przez armię muzułmańskiego rządu w Chartumie prawie nikt nie słyszał. Kto na Zachodzie wie, że w Arabii Saudyjskiej za wspomnienie na lekcji o Biblii można trafić na przeszło trzy lata do więzienia, o ile wcześniej przeżyje się 750 batów.

Czasem przez serwisy agencyjne przemknie doniesienie o duchownym zamordowanym w Azji czy Afryce. Tak jak w kwietniu tego roku o włoskim księdzu Andrei Santoro, którego w czasie modlitwy zabił młody Turek, wykrzykując podczas oddawania strzałów „Allah jest wielki!”.

Zdarzają się, nie na pierwszych stronach gazet, teksty o prześladowaniach wiernych Watykanowi katolików z Chin czy o rzeziach chrześcijan i paleniu ich świątyń w Indonezji.

Chrześcijanie w krajach niechrześcijańskich cierpią w samotności. Syty i coraz bardziej odcinający się od chrześcijańskich korzeni Zachód nie interesuje się nimi. Czasem następuje chwilowe przebudzenie. W marcu zachodnia opinia publiczna, przekonana że wiara jest prywatną sprawą każdego człowieka, usłyszała o Abdulu Rahmanie, Afgańczyku, który miał być ścięty w swojej ojczyźnie za to, że zmienił wiarę z islamskiej na chrześcijańską.

Jak to? Zaczęli się nagle denerwować Europejczycy, my wspieramy militarnie i finansowo Afganistan, a tam panuje takie barbarzyństwo. Nie tylko nadal wykonuje się wyroki śmierci, ale jeszcze z powodów religijnych, tak mało ważnych. Nacisk Zachodu tym razem był skuteczny, Abdul Rahman uciekł spod topora, trafił do Włoch. Ale w Afganistanie i wielu innych krajach islamskich przejście na chrześcijaństwo nadal uważa się za największą zbrodnię.

Może jeszcze kiedyś Zachód wstawi się za kolejnym Abdulem Rahmanem, ale masowego współczucia dla chrześcijan prześladowanych w dalekich krajach bym się nie spodziewał. Zachód nie tylko odchodzi od wiary przodków, ale coraz bardziej się jej wstydzi, szydzi z niej i jej symboliki. W wielu krajach przyznawanie się do wiary, zwłaszcza katolickiej, jest nietaktem towarzyskim. Chrześcijanie nie tylko w Sudanie, Arabii Saudyjskiej, Egipcie, Indonezji, Chinach, Indiach, Nigerii czy Afganistanie są na celowniku.