Krytyki Politycznej przewodnika lewicy – katechizm rewolucjonisty

Źródło: Rzeczpospolita: Mała czerwona książeczka – katechizm rewolucjonisty
30.05.2007

Eutanazja i aborcja na życzenie; małżeństwa jednopłciowe z prawem do adopcji dzieci; podatki odbierające dobrze zarabiającym zdecydowaną część dochodów, by zachować ich równość z biednymi; prawo ograniczające dziedziczenie majątku do minimum czy wreszcie wizja Europy podzielonej na „bardziej wydajne niż państwa” internacjonalistyczne regiony – taki projekt „nowego wspaniałego świata” wyłania się z „Krytyki Politycznej przewodnika lewicy”. Ta niewielka czerwona(a jakże!) książeczka ma się stać „manifestem nowej lewicy”, ma przyciągnąć nowych wyznawców do wciąż niewielkiej grupy wyznawców Sławomira Sierakowskiego i sprawić, że tak SLD, jak LiD, a z czasem także wszyscy lewicowcy w Polsce -zaczną myśleć i mówić „Krytyką Polityczną”.
Dla topornych działaczy

Sławomir Sierakowski z Markiem Borowskim
Sławomir Sierakowski (na zdjęciu z szefem SdPl Markiem Borowskim) ma ambicję, by stać się guru lewicy
REPORTER

Jej „katechetyczny” cel widać zresztą już na pierwszy rzut oka. „Krytyki Politycznej przewodnik lewicy” nie jest przeznaczony tylko dla zagorzałych zwolenników środowiska Sławomira Sierakowskiego, szczególnie tych wywodzących się ze środowisk intelektualnych i studenckich Warszawy oraz Krakowa. Przeciwnie, przeczytać go może nawet szeregowy działacz Sojuszu Lewicy Demokratycznej ze Śląska, Pomorza Zachodniego czy Mazur. A żeby się nie zniechęcił trudnymi terminami i skomplikowanymi wywodami, autorzy książeczki zaznaczyli czerwonym kolorem najważniejsze kwestie. Są one tym, co tępy działacz przyswoić sobie musi i z czego, gdyby rzecz działa się 50 lat temu, byłby odpytywany na zebraniach podstawowej organizacji partyjnej. „Krytyka Polityczna” zadbała jednak także o tych, którzy nie są w stanie przyswoić sobie nawet tak ograniczonych lewicowych mądrości na tyle skutecznie, by potrafić je zastosować w konkretnych sytuacjach.

To zapewne dla nich (ale i dla „rewizjonistów”, którzy sądzą, że potrafią samodzielnie, bez pomocy guru, odpowiadać na trudne pytania współczesności) przeznaczone są następujące po każdym rozdziale pytania i odpowiedzi. To tam w prostej i jednoznacznej formie toporny aktywista terenowy albo młodziutki student zachłystujący się „otwartością lewicy” możne znaleźć krótkie i syntetyczne odpowiedzi.

„Czy lewica nienawidzi Pana Boga?” – zadają pytanie autorzy książeczki i odpowiadają wymijająco: „Współczesna lewica (…) docenia wagę sacrum”. „Czy katolik może być lewicowcem?” Oczywiście może, ale powinien robić wszystko, by jego Kościół zmienił stanowisko w kwestii oceny moralnej homoseksualizmu czy zabijania nienarodzonych. Są także pytania z innej beczki: „Czy komputer to szybszy kalkulator?” (Nie). „Czy prawdziwy lewicowiec nienawidzi Ameryki?”. Narodu nie, ale zły rząd tak. Czy jest antysemitą? Oczywiście nie, przeciwnie, potępia tylko broniących się przed atakami dzielnych bojowników palestyńskich (prawicowcom wyjaśniam: chodzi o wysadzających się w powietrze terrorystów).
Nowy wspaniały świat

Ta kuriozalna miejscami publikacja kryje niestety w sobie również dość ponury projekt Polski. Naturalne wspólnoty, opierające się na pochodzeniu czy kulturze, takie jak rodzina, ale i naród – mają zastąpić różnego rodzaju sztuczne konstrukty, których podstawą jest wolny wybór świadomych i postępowych jednostek. „Lewica (…) pragnie, by więzy międzyludzkie nie były budowane przez odwołanie do partykularnych wspólnot, takich jak rodzina czy naród, ale przez konstruowanie i ochronę wzajemnych zależności jednostek realizujących ideały dobrego życia” -podkreślają autorzy „Przewodnika”.

Co to ma oznaczać w praktyce? Ograniczenie dominimum prawa do dziedziczenia tego, co osiągnęli nasi rodzice i dziadkowie. Odebranie znaczącej części zarobków najlepiej zarabiającym, by ich dzieci nie miały szans większych niż dzieci bezrobotnych czy niechętnych pracy obiboków. Przyznanie homoseksualnym konkubinatom uprawnień małżeństw (kto wie, czy nie większych, by naprawić wielowiekową dyskryminację), z prawem do adopcji dzieci włącznie, czy przyznanie jednostkom prawa do eutanazji i aborcji na każde życzenie, bez najmniejszych ograniczeń, jako podstawowego prawa.

Tyle na poziomie życia jednostkowego. Ale projekt polityczny Sierakowskiego jest o wiele szerszy. Postuluje on zastąpienie państw narodowych (przynajmniej w Unii Europejskiej) bardziej wydajnymi podziałami. UE ma się stać superpaństwem, które narzucać powinno wszystkim swoim członkom jasne zasady moralne, w tym przede wszystkim zasadę równości szans dla homoseksualistów czy innych mniejszości seksualnych.

Ideałem byłoby, gdyby Parlament Europejski był wyłaniany w wyborach bezpośrednich i powszechnych (według zasady jeden obywatel – jeden głos, bez narodowych parytetów), i to on kierowałby całym życiem obywateli UE. Narodowość, znaczenie państwa ograniczone mają więc zostać według autorów „Przewodnika” wyłącznie do cepelii. „Francuzi dalej mają swoją kuchnię, Irlandczycy piwo, a Anglicy krykieta” – wyjaśniają nowi lewicowcy zaniepokojonemu działaczowi, który pyta: „Czy Unia niszczy tożsamości narodowe”.
Przed rewolucją

Propozycje środowiska „Krytyki Politycznej” mogą się oczywiście wydawać kuriozalne. Problem polega na tym, że nie mniej kuriozalny był pomysł, by w rolniczej carskiej Rosji, która nie wyszła z fazy feudalizmu, przeprowadzić rewolucję komunistyczną, która według swoich ojców dojść do skutku mogła tylko w państwach kapitalistycznych. A przecież, jak wiemy, Leninowi się udało.

Nie chcę obrażać Sławomira Sierakowskiego porównaniem do Włodzimierza Iljicza, ale jedno pozostaje im wspólne: rewolucyjne zdecydowanie i otoczenie ścisłym gronem wyznawców. Jeśli więc i jemu się uda (a narazie sprawnie realizuje wyznaczone sobie cele – posiadając już pismo, serię wydawniczą i niebawem program telewizyjny w TVP), może się to okazać – delikatnie mówiąc – niezwykle przykre.

Akonta w Szwajcarii, już nie tylko dla polityków lewicy, mogą być jedyną możliwością przekazania własnym dzieciom tego, co w pocie czoła zarobiliśmy, a czego nie odbierze nam „czerwony fiskus” Sierakowskiego.
Tomasz P. Terlikowski